Leży przed nami bas ubogi, co rozciągnął struny a wyciągnął nogi!*
Z dr Marcelą Szymańską – krzanowiczanką, badaczką dziedzictwa kulturowego ziemi raciborskiej rozmawiamy na temat tej charakterystycznej dla Krzanowic zabawy ostatkowej.
– Z czego wywodzi się tradycja pogrzebania basa?
– Jak podają badacze kultury tradycyjnej, obrzęd chowania lub pogrzebu basa jest średniowiecznym polskim zwyczajem żaków, który współcześnie przetrwał w kilku miejscowościach na ziemi raciborskiej (w Krzanowicach i Raciborzu – Studziennej) oraz na Opolszczyźnie (m.in. w Dziergowicach, Górażdżach, Obrowcu, Steblowie, Straduni, Źlinicach). Obrzęd ten należy interpretować jako symboliczne pożegnanie karnawału i przejście w czas postu, rozumianego zarówno w tradycji chrześcijańskiej, jak i ludowej jako okres powagi, wyciszenia i refleksji nad ludzkim przemijaniem. O tym, że był on znany i praktykowany na Śląsku już przed II wojną światową, możemy dowiedzieć się z kwartalnika poświęconego kulturze i historii Śląska noszącego tytuł „Zaranie Śląskie”. W zeszycie 3 z 1938 roku czytamy: Obok „babskiego combra” drugim zwyczajem bardzo na Śląsku popularnym, jakkolwiek niezbyt starym, jest tzw. „pogrzebanie basu”. Urządza się tę uroczystość, podobnie jak i poprzednią, w ostatnim dniu karnawału, we wtorek przed środą popielcową, a każdy niemal, młody czy stary, uważa za swój obowiązek wybrać się na tę uroczystość, która jest symbolem końca wesołych zapustów, a zwiastunem poważnego okresu postu. W wymienionym więc dniu zbierają się ludziska, którzy pragną się trochę rozweselić, na jakiejś sali, aby przy dźwiękach orkiestry spędzić wesoło ostatni wieczór karnawału. Zabawa wre.
– Jak pani wspomniała, spotkania odbywają się na Górnym Śląsku i na Opolszczyźnie. Dla którego regionu jest to wydarzenie bardziej popularne?
– To niełatwe pytanie, gdyż w badaniu zjawisk kulturowych trudno jest o przeprowadzenie gradacji. Kulturoznawcy, folkloryści, etnolodzy nie prowadzą badań ilościowych. Trudno zatem o ocenę, w którym z wymienionych regionów widowisko parodiujące obrzęd pogrzebowy jest bardziej popularne. Bez wątpienia dla każdej lokalnej społeczności jest to ważne wydarzenie, bo z jednej strony pokazuje przywiązanie do tradycji i chęć jej kultywowania, zaś z drugiej strony pełni funkcję więziotwórczą. W każdej z wymienionych przeze mnie miejscowości zabawa może odbywać się w innym terminie (ostatni poniedziałek, wtorek lub najchętniej ostatnia sobota karnawału), może mieć nieco inny przebieg, poza sztandarowymi rolami w korowodzie udział mogą brać także inni przebierańcy. Są to czynniki, na które wpływ mają lokalne ustalenia i charakter wioski. Na przykład w miejscowości Dziergowice do niedawna uczestnicy formowali korowód na granicy wsi, stamtąd podążając ulicami wsi, docierali do miejscowego domu kultury i przed widownią odgrywali spektakl. W niektórych społecznościach na czele konduktu wieziony jest mężczyzna udający pijanego uczestnika zabawy (symbol pijaństwa i obżarstwa). Ciekawostką może być także fakt, iż na Opolszczyźnie w latach 60. – 70. ubiegłego wieku pojawiająca się na sali postać śmierci przepędzała ostatnich uczestników zabawy gnojówką. Uważam, że na Raciborszczyźnie tradycja jest silniejsza, bo zachowała pierwotny wydźwięk, co potwierdzają badania dr Roberta Garstki i Aleksandra Lysko z Instytutu Myśli Polskiej im. Wojciecha Korfantego w Katowicach, którzy zauważają, iż opolscy organizatorzy „włączają do tradycji elementy zapożyczone z okolic Raciborza, obwożąc na tragaczu kontrabas lub tubę basową”.
– To ciekawa, choć zanikająca tradycja. Jeśli chodzi o nasz region, to przetrwała m.in. w Krzanowicach. Co ma w sobie wyjątkowego?
– Niewątpliwie „pogrzebanie basa” jest ciekawym wydarzeniem w obrzędowości dorocznej. Natomiast nie zgodzę się z panem, że zanikającym, czego potwierdzeniem jest chociażby dzisiejszy liczny udział zainteresowanych i sympatyków miejscowego chóru w zabawie (ponad 50 par!). Należy zaznaczyć, iż krzanowicki Basbegraben (lokalna nazwa) ma długą tradycję. Najstarsi żyjący uczestnicy „konduktu pogrzebowego” przywołują rok 1953 bądź 1954. Warto w tym miejscu przypomnieć, że tradycję organizowania tej zabawy ostatkowej zainicjował Karol Jureczka – ówczesny dyrygent chóru (w latach 1938 – 1978). Po jego śmierci zawieszono działalność zespołu śpiewaczego, a tym samym zaniechano „grzebania basa”. Zwyczaj wskrzesiła Kornelia Pawliczek-Błońska, która w 1985 roku została dyrygentką chóru (funkcję tę niestrudzenie pełni do dnia dzisiejszego). I w taki oto sposób od 1986 roku rokrocznie w Miejskim Ośrodku Kultury w Krzanowicach odbywa się „pogrzeb basa” – organizowany z wielkim rozmachem i zaangażowaniem członków chóru „Cecylia” (zarówno tych aktywnych, jak i byłych), wielu lokalnych działaczy, ale też zwykłych ludzi, którzy chcą pomóc w organizacji. Na szczególną pochwałę zasługuje fakt, iż co roku zgłaszają się nowe osoby pragnące wziąć udział w korowodzie. Krzanowickiemu „pogrzebaniu basa” towarzyszy wyjątkowa atmosfera, poczucie wspólnoty, pragnienie wspólnej zabawy. Jest to niewątpliwie jedno z największych osiągnięć chóru „Cecylia” i Kornelii Pawliczek-Błońskiej – osoby charyzmatycznej, silnie związanej z małą ojczyzną, która swoją pasją do muzyki i postawą życiową pozytywnie zaraża kolejne pokolenia. Pamiętajmy, że to ludzie tworzą tradycję i mają wpływ na jej zanik, kultywowanie bądź wskrzeszanie.
– Kiedy tak naprawdę powinno odbywać się to wydarzenie? Mawia się, że w ostatni dzień przed Środą Popielcową, częściej jednak jest to ostatnia sobota karnawału.
– Tak, ma pan rację. Współcześnie, zabawę organizuje się w ostatnią sobotę karnawału, nazywanego w gwarze morawskiej masopustym. Pierwotnie w Krzanowicach obywała się ona w różany poniedziałek (tzw. Rosenmontag – tego dnia w Niemczech organizuje się parady uliczne), a jej uczestnicy dekorowali swoje stroje papierowymi, ręcznie wykonanymi różami rozprowadzanymi przed wejściem na salę przez członków chóru – panowie przypinali je u butonierki marynarki, natomiast panie – wpinały we włosy. Szybko okazało się jednak, że początek tygodnia, kiedy następnego dnia trzeba pójść do pracy, nie jest dogodnym czasem na zabawę i tańce do białego rana. Zatem wyłącznie ze względów praktycznych, „pogrzebanie basa” przyspieszono i od 1995 roku odbywa się ono w sobotę poprzedzającą Środę Popielcową. Uczestnicy po hucznej sobotniej zabawie mają całą niedzielę na odpoczynek.
– W kondukcie, jak każe tradycja, nie brakuje osób przebranych za księdza, ministrantów czy wdowę po basie. Ale czy przed laty wyglądał on tak samo? Czy stracił na czymś, bądź o coś został wbogacony?
– Należy mocno zaakcentować, że w krzanowickim „pogrzebaniu basa” kondukt pogrzebowy ma swój stały porządek przemarszu. Na jego czele kroczy mężczyzna we fraku trzymający przed sobą lirę (symbol muzyki), za nim podążają zawodowi muzycy (w tym roku orkiestra dęta pod kierunkiem Ryszarda Rzytkiego) wygrywający w żartobliwym tonie żałobne marsze. Za orkiestrą kroczy ewangelicki pastor w towarzystwie organisty i ministranta. Za nimi idą tregrzy niosący kontrabas, następnie wdowa po basie, płaczące kobiety (tzw. płaczki), śmierć i grabarz. Wymienieni przebierańcy są stałymi uczestnikami orszaku. Warto zauważyć, że co roku rodzą się pomysły na nowe role. I tak na przykład na przestrzeni ostatnich lat w pochodzie brali udział: miss piękności, klaun, niemowlak, mikołaj z mikołajową, ochroniarz, krasnal czy facet z walizką. Zabieg ten służy rozbawieniu publiczności i dobrej zabawie. Ponadto da się zauważyć, że co roku poszerza się grono płaczek – dzisiaj było ich aż 12 (co ciekawe: jedną z ról zagrał mężczyzna!). Nawiązaniem do lokalnej tradycji jest zakładanie przez płaczące kobiety oryginalnych strojów ludowych traktowanych w tej sytuacji jako kostium sceniczny. Całe widowisko jest przeprowadzone na wzór śląskiego pogrzebu, a każdy rekwizyt ma tutaj uzasadnione zastosowanie. Interesujące dla badacza kultury jest również to, w jaki sposób najstarsi uczestnicy orszaku tłumaczą obecność osoby duchownej na „pogrzebaniu basa”. By nie urazić niczyich uczuć religijnych i nie wyśmiewać miejscowych księży, w Krzanowicach od początku obrzędowi przewodniczy pastor ewangelicki. Jego śpiewany dialog z organistą – rozpoczynający parodię ceremonii pogrzebowej – od lat jest niezmienny i wyraża dowcipną pochwałę instrumentu. Zarówno w dialogu, jak i potem w mowie pożegnalnej pastora (co roku o innej treści), pojawiają się też takie kwestie, jak swawola charakterystyczna dla czasu karnawału oraz żal z powodu „śmierci” basa, któremu za jego wielkie zasługi należy się godny pogrzeb i pochówek. W krzanowickich tekstach nie pojawiają się nawiązania do polityki ani aktualnej sytuacji na świecie. W odróżnieniu od organizatorów tego typu widowiska w innych miejscowościach autorzy krzanowickich oracji zachowują dystans wobec świata polityki i konfliktów realnego życia, skupiając uwagę publiczności przede wszystkim na Euzebiuszu Basie i czasie karnawałowego świętowania.
– Co społeczności gminy Krzanowice daje taka tradycja?
– Myślę, że odpowiedź na to pytanie wybrzmiała już we wcześniejszych moich wypowiedziach. Tego typu inicjatywy kulturalne są dobrą okazją do spotkania się, wspólnej zabawy, rozmów z dawno niewidzianymi znajomymi i chwilą zatrzymania się w pędzie dnia codziennego. Poza tym świetnie integrują społeczność. Z kolei organizatorów uczą pracy zespołowej, odpowiedzialności i samodyscypliny. Kiedy sala domu kultury wypełnia się po brzegi, widowisko udaje się, czuć atmosferę dobrej zabawy, wówczas radość wszystkich jest wielka. Przy okazji każdy z miejscowych uczestników dokłada cegiełkę do dorobku kulturowego miasta Krzanowice, a przyjezdni i goście poznają jedną z lokalnych tradycji. Jestem przekonana, że organizowanie „pogrzebania basa” jest kolejną – po wielkanocnym kłapaniu, po dywanach kwiatowych na Boże Ciało czy po procesji konnej ku czci św. Mikołaja – praktyką tworzącą krajobraz kulturowy gminy Krzanowice, miejsca niezwykłego na mapie Górnego Śląska.
– Pogrzebanie basa to nie jedyna karnawałowa tradycja w regionie. Sławików organizuje Wodzenie Bera, Samborowice – Tanzbär. Obecny czas sprzyja takim inicjatywom, czy są raczej zagrożone, bo nie będzie następców do ich kontynuowania?
– Myślę, że tradycje ziemi raciborskiej mają się dobrze. Mimo iż żyjemy w niełatwym czasie (pandemia, izolacja społeczna, trudna sytuacja gospodarcza, wojna w Ukrainie), lokalne społeczności pokazują, że zależy im na kultywowaniu swoich tradycji. Cieszy mnie jako badaczkę, że są wśród nas depozytariusze (zarówno instytucjonalni, jak i indywidualni), którzy widzą w dziedzictwie kulturowym rodzaj kapitału, w który warto inwestować. Troska o przekaz tradycji, praktyk wierzeniowych, zwyczajów jest świadectwem szacunku do naszych przodków oraz chęci budowania codzienności na wartościach uniwersalnych. Może też być rodzajem antidotum na chaos globalnej rzeczywistości. Trzeba jednak dużego wysiłku wychowawczego, by uzmysłowić młodemu pokoleniu, jak istotna w rozwoju osobowości i budowaniu tożsamości jest mała ojczyzna. To zadanie dla każdej rodziny, szkoły, instytucji kultury!
Pytał Dawid Machecki
* Słowa zaczerpnięte z mowy pastora wygłoszonej podczas tegorocznej zabawy pogrzebania basa.