„Siedmiu wspaniałych”, a gdzie reszta?
Złośliwy komentarz tygodnia Bożydara Nosacza
Wpadło mi w ręce ciekawe zdjęcie. Widać na nim radnych podczas lutowej sesji rady miasta. Ujęcie, fakt faktem, przedstawia końcówkę sesji, krótko przed północą. Ostatecznie obrady kończyła już tylko siódemka rajców plus przewodniczący. Gdzie reszta? Czy oddali część diet z tytułu nieuczestniczenia w części obrad?
No więc, gdzie reszta – nie wiem. Wyszli sobie przed zakończeniem bez publicznego poinformowania z jakiego powodu. Za to jestem przekonany, że żaden radny z tego tytułu nie oddaje ani złotówki podatnikom, którzy finansują jego diety. Można oczywiście dyskutować, a nawet wątpić, czy obecność tych, którzy wyszli z sesji wcześniej, cokolwiek ważnego by wniosła do debaty. Choć dyskusja pod koniec obrad dotyczyła akurat rozbudowy aquaparku – inwestycji za ponad 30 milionów, więc nie w kij dmuchał. Można też się zastanawiać, czy sesje powinny trwać tak długo lub kończyć się o tak późnej porze. Wreszcie można zrozumieć, że każdemu radnemu mogą czasem „wyskoczyć” inne, nagłe obowiązki czy kolizje terminów. Ale kiedy sesję przed zakończeniem opuszcza 70 procent składu rady to wygląda to po prostu słabo.
Faktem jest, że sesja odbywa się tylko raz w miesiącu. Nadzwyczajne, dodatkowe posiedzenia to absolutna rzadkość i w tej kadencji zdarzyło się to bodaj dwa razy (za udział przysługują dodatkowe diety). Oprócz sesji radni uczestniczą w posiedzeniach komisji. Tu też z frekwencją bywa różnie, ale powiedzmy, że radny, w zależności od tego jak jest aktywny społecznie i zdyscyplinowany, może na posiedzeniach spędzać 4-6 godzin w miesiącu. Komisje oczywiście trwają niewspółmiernie krócej niż sesje. Odpowiadając na kolejne pytanie naszego czytelnika informuję, że aktualnie nieopodatkowana dieta radnego wynosi od 1080 zł do 2900 zł (wysokość jest zależna od funkcji jaką pełni radny, najwięcej pobiera przewodniczący rady miasta).
Czy kwota diety pobieranej co miesiąc przez każdego rajcę, nie tak znowu symboliczna, jest wystarczająca, aby wymagać, by swoje obowiązki radni traktowali w 100 proc. poważnie? Czyli żeby na przykład ten jeden, jedyny raz w miesiącu wytrzymali do końca sesji, jeśli nikt ich nie wzywa do porodu, pożaru czy powodzi? Dopuszczam, że dla niektórych odpowiedź na to pytanie może nie być oczywista. W takiej sytuacji wchodzi do gry argument ostateczny: nie ma w tym kraju i w tym mieście obowiązku bycia radnym. To jest wolny wybór, przywilej, zaszczyt, zwał jak zwał. Ale jeśli ktoś już zgłasza się do wyborów i zostaje wybrany, to powinien tych, którzy go wybrali traktować poważnie i raz w miesiącu wywiązać się z obowiązków w pełni rzetelnie.
PS. Do samego końca ostatniej sesji wytrzymali tylko radni: Mirosław Lenk, Marcin Fica, Leon Fiołka, Magdalena Kusy, Jarosław Łęski, Henryk Majnusz, Paweł Rycka oraz przewodniczący Marian Czerner (jako szef musiał, ale mimo wszystko też zasługuje na gratulacje).
bozydar.nosacz@outlook.com