Polonez Borewicz, skorodowany tarpan i cienkuś następca malucha. 500 modeli aut w Muzeum
Przed budynkiem przy Gimnazjalnej ustawiono czarną wołgę, a wewnątrz Muzeum stanęło pół tysiąca modeli samochodów z PRL. Głównie polskich, ale także z Czechosłowacji, NRD i Związku Radzieckiego. Osobowe, ciężarowe, dostawcze i autobusy. Do obejrzenia były też mercedesy, volkswageny i BMW.
Wystawę ze zbiorów Bartosza Janickiego – kolekcjonera spod Łodzi, który zaproponował raciborskiemu Muzeum, że przywiezie zbiory – otwarto w piątek 10 lutego.
Klasyczna wołga, okryta złą sławą samochodu, do którego porywano dzieci z ulicy, stanęła pod muzeum dzięki uprzejmości Marka Junki, do którego zwrócił się dyrektor Romuald Turakiewicz. – Czarnej wołgi ludzie się kiedyś bali, ale te czasy minęły – mówił na początku wydarzenia.
Prymitywne lecz pasjonujące
Turakiewicz przyznał nam, że początkowo podchodził do oferty Bartosza Janickiego z rezerwą, ale przekonała go Iwona Mogielnicka, tłumacząc, że tego typu wystawy są szansą na przyciągnięcie do muzeum osób, które by tu nie zajrzały.
Janicki przywiózł do Raciborza modele kolekcjonerskie z epoki PRL. – Choć wydaje się ona nam czasem nieodległym, to przecież mijają już 34 lata od jej zakończenia. Dla ludzi młodszych, jak na dziś prezentowane auta, ich modele mogą wydawać się nieco prymitywne, a jednak są pasjonujące, ciekawe – mówił dyrektor na otwarciu wystawy.
Bartosza Janickiego nazwał prawdziwym pasjonatem. – Dobrze, że są tacy ludzie, bo dzięki nim świat jest bardziej kolorowy, a ich kolekcję można podziwiać – podkreślił R. Turakiewicz.
Kolekcjoner dziękował przybyłym za zainteresowanie. Przyznał, że nie ma doświadczenia w przemowach.
Zaczął od wycinanek
– Dzięki pasji nie myśli się o pierdołach, a rozwój pasji daje wiele możliwości. Mnie do modeli samochodów nie trzeba było zachęcać, bo zacząłem się nimi interesować jako dziecko w latach 90. ubiegłego wieku – mówił Janicki.
Te początkowe lata nazwał trudnym okresem, bo Polska przechodziła zmiany ustrojowe, a wiele zakładów pracy poupadało. – Nie było łatwo także u mnie w domu. Moi rodzice nie mieli dużo pieniędzy i nikt mnie nie zasypywał modelami. Na początku były wycinanki z gazety. Mieliśmy w domu piec węglowy i tato przynosił różne stare gazety do rozpalenia. Zanim trafiły do rozpałki, ja wycinałem z nich zdjęcia samochodów i to były moje pierwsze modele – wspominał kolekcjoner.
Z czasem zaczęły pojawiać się tzw. resoraki kupowane w kioskach RUCH-u. W miarę zbierania zrodziło się zamiłowanie do starszych samochodów i do szukania jak najlepszej jakości modeli.
Pan Bartosz przyznał, że zbierał dużo jako dziecko i młodzieniec, ale jak poszedł na studia, musiał zrobić sobie przerwę. Wrócił do pasji w późniejszych latach.
Podróż sentymentalna
Zaznaczył, że wystawa jest dla dojrzalszych zwiedzających swego rodzaju podróżą sentymentalną. – Można przypomnieć sobie, jak wyglądały syrena, warszawa i duży fiat. Warto wiedzieć, że tylko syrenka była rodzimej myśli motoryzacyjnej, bo fiaty powstawały na licencji. Polonez także, jego prototyp stoi w muzeum w Turynie – zaznaczył Janicki. Miniaturowe polonezy zajęły na wystawie całą gablotę. Dodatkowo pokazany jest tam polonez w nieco większej skali, tzw. Borewicz spopularyzowany w serialu „07 zgłoś się”.
Ile modeli liczy cała kolekcja pana Bartosza? – Trudno mi dokładnie oszacować, to jakieś 1200 egzemplarzy. Wszystkie się nie zmieściły, żebym je tutaj przywiózł, ale z pół tysiąca modeli tu jest – podsumował gość muzeum.
(ma.w)