Paradoksy po raciborsku
Złośliwy komentarz tygodnia.
Paradoks to słowo pochodzące od greckiego parádoxos, które znaczy „nieoczekiwany, nieprawdopodobny, zadziwiający”. Wszystkie te określenia można odnieść, niestety, do tego, co koalicja rządząca w radzie miasta zrobiła z budżetem Raciborza. I na dodatek wychodzi na to, że na paradoksach się nie skończy, bo znaki na ziemi i niebie wskazują, że zmierzamy do innego greckiego odkrycia, czyli dramatu. Przy czym dramat, jak wiadomo ze szkoły, może być zarówno komedią, jak i tragedią.
Paradoks 1
Budżet miasta pochodzi w większości z podatków, którymi łupi obywateli i firmy rząd w Warszawie. Ściągniętą w ten sposób kasą rząd dzieli się z miastami i gminami według konkretnych wskaźników procentowych. Żeby prezydent albo wójt mógł zaplanować w budżecie, ile może w danym roku wydać na drogi, remonty budynków, budowę mieszkań, podwyżki dla urzędników, murale, kawę i inne ważne potrzeby, minister finansów przesyła mu prognozę wpływów (która później, na bieżąco, jest aktualizowana na podstawie faktycznych wpływów podatkowych). Ale koalicja pod wodzą Mirosława Lenka i Anny Szukalskiej uznała, że wie lepiej niż minister, ile podatków wpłynie do budżetu państwa, a konkretnie, że wpłynie ich dużo, dużo więcej. Dzięki temu przegłosowała różne dodatkowe wydatki, na które – według budżetu zaproponowanego przez prezydenta – by nie wystarczyło. Np. na odkup przez miasto działki pod budowę parku za 3 miliony, którą to działkę to samo miasto (tylko, że pod wodzą innego prezydenta – zgadnijcie, jak się nazywał) kiedyś sprzedało za ponad dwa razy niższą kwotę. Trzeba jednak pochwalić koalicję, że zna umiar i swój optymizm wyceniła tylko na 11 milionów, bo tyle braknie na dopisane wydatki. Mogła przecież poszaleć bardziej…
Paradoks 2
Trudno mieć pretensje do radnej Szukalskiej, która do tej pory raczej była biorcą niż twórcą samorządowych budżetów. Ale radny Lenk, jako były prezydent, musi wiedzieć, że zakładanie dochodów „z sufitu” i planowanie na tej podstawie wydatków w budżecie to…, hmmm… jak by to nazwać. Szaleństwo? Nie przypominam sobie, żeby Mirosław Lenk będąc prezydentem konstruował swój budżet w oparciu o pobożne życzenia, a nie rządowe prognozy wpływów podatkowych. Bo wie doskonale, że Regionalna Izba Gospodarcza nigdy na takie harce nie pozwoli. Trudno mi to przechodzi przez klawiaturę, ale w tej sytuacji może to dobrze, że samorządność ma w Polsce jakieś granice.
Paradoks 3
Jeśli potwierdzi się moja teza i RIO wysadzi w powietrze ułomny budżet Raciborza, to rykoszetem mogą dostać i ci, którzy go uchwalili. Bo znaczna cześć dopisanych wydatków powstała zgodnie z pradawną zasadą „dla każdego coś miłego”, żeby każdy z radnych – członków koalicji mógł się pochwalić, że załatwił coś dla swojej dzielnicy. Tymczasem wiele z tych planów może wziąć w łeb. A wiadomo, że „kto daje i odbiera to się po piekle poniewiera”.
Paradoks 4
Powszechnie wiadomo, że radny Lenk i jego zaplecze to środowisko bliskie Platformie Obywatelskiej. Z ust działaczy tej partii można często usłyszeć, że wskutek socjalno-nieodpowiedzialnej polityki PiS-u w Polsce będzie coraz gorzej, czyli w skrócie więcej firm będzie upadać, więcej ludzi będzie zarabiać mniej, albo i w ogóle straci robotę. Żeby była absolutna jasność – ja bym wcale tego nie wykluczył i nie mam zamiaru PiS-u bronić. Tyle tylko, jeśli ta fatalna prognoza się sprawdzi (oby nie), to wpływy z podatków ewidentnie spadną, a nie wzrosną, jak przewiduje pan radny. Ale co tam konsekwencja…
bozydar.nosacz@outlook.com