Choć ten rok będzie trudny dla hospicjum, to nie wolno tracić nadziei
Lucyna Rajczykowska kierująca już 33 lata raciborskim Hospicjum św. Józefa podkreśla, jak ważna jest działalność placówki. Nie chodzi tylko o opiekę nad pacjentami, ale też przykład dla młodego pokolenia, by bezinteresowanie pomagać. – To daje satysfakcję – zapewnia doświadczony lekarz. Z panią Lucyną rozmawialiśmy przy okazji koncertu charytatywnego zorganizowanego przez Miasto Racibórz w grudniu ubiegłego roku.
– Przed rokiem odbył się pierwszy charytatywny koncert na rzecz hospicjum, teraz mamy drugi. Jak w ciągu tych minionych 12. miesięcy zmieniła się sytuacja waszej placówki?
– Nie powiem nic nowego, że sytuacja w ciągu minionych 12. miesięcy pogorszyła się. Widzimy, co się dzieje. Wiele takich zakładów opieki jak nasz po prostu się zamyka. Powodem są nowe, wysokie ceny energii; Dlatego nie ukrywam: to będzie trudny rok dla naszej działalności. Liczę, że z pomocą życzliwych ludzi z naszego otoczenia jakoś damy radę przetrwać te niełatwe czasy. Bo los hospicjum zależy od ludzi dobrej woli. Dotąd tak co roku się działo. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego i co roku otrzymujemy za pośrednictwem urzędu skarbowego ten 1% przy rozliczeniach podatkowych od rodzin naszych pacjentów. W tym roku będzie można odliczyć 1,5%. Tak trochę w myśl hasła zima wasza, wiosna nasza (uśmiech).
– Pieniędzy brakuje, a wydatki rosną. Bez wsparcia finansowego trudno wam będzie utrzymać zakres działań teraz podejmowanych.
– Muszę o tym mówić, choć to niewdzięczna rola. Ja bardzo lubię pracować, trochę gorzej u mnie z proszeniem o pieniądze. Ale jest powiedzenie: pukajcie, a będzie wam otworzone. Chociaż wiemy, że nasze społeczeństwo nie jest bogate, a szczególnie ta część, która gotowa jest się podzielić tym, co ma na rzecz innych. Widzimy to, bo wpłaty dotyczą niskich kwot, ale jest ich sporo i to nas tym bardziej cieszy. Widać wtedy, że jest duży oddźwięk. Mnie zależy na tym, żeby o nas nie zapominano. My staramy się, w miarę możliwości nie zapominać o naszych pacjentach choć nie jesteśmy w stanie zaopiekować się wszystkimi potrzebującymi. Taka sytuacja dotyczy zresztą wszystkich znanych mi hospicjów. Bez wzmożonej pomocy z zewnątrz będzie na pewno gorzej niż dotąd, o ile w ogóle nasze hospicjum przetrwa te trudy.
– To już 33 lata odkąd pani kieruje hospicjum. Jak pani podchodzi do faktu, że placówkę udaje się prowadzić od tak dawna?
– Choć dla kobiet przyznawanie się do wieku bywa krępujące, to ja traktuję ten staż jako pewną rękojmię w staraniach się o możliwość przyszłej egzystencji hospicjum. Bo jesteśmy, trwamy i pomagamy. Nie jesteśmy organizacją z przypadku, tylko wciąż pracujemy, cierpliwie działamy. Tą długotrwałością można się pochwalić, udowodnić, że dajemy radę. A czas przeszły nie bywał lepszy, niż ten co nadchodzi.
– Czego wypada życzyć placówce, aby nadal wpisywała się w społeczną rzeczywistość Raciborza?
– Przede wszystkim tego wsparcia społecznego, jakie towarzyszy nam od samego początku. Bo pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Przez długie lata organizowaliśmy naszą pracę na zasadzie niemal całkowitego, klasycznego wolontariatu. I to wolontariatu medycznego. Dlatego fakt, że nasz koncert łączy się z galą wolontariatu w domu kultury, to nie przypadek. Dołączają do nas młodzi wolontariusze, oni są piękni tym co robią, w nich dalsza nadzieja dla hospicjum. Może to z nich wyrośnie przyszły personel medyczny? To jest dobry kierunek działania dla młodych. Widać przez to, że oprócz opieki nad naszymi pacjentami możemy nieść pewnego rodzaju przesłanie dla młodszych pokoleń. Mogą z bliska przyjrzeć się bezinteresownej działalności na rzecz drugiego, potrzebującego wsparcia człowieka. Wiem, że to jest trudne, ale wiem, że to ich cieszy, tak jak nas cieszy to przez te wszystkie lata.
Pytał Mariusz Weidner