Wojciech Kałuża: Takie jest życie polityka
Z byłym już wicemarszałkiem Wojciechem Kałużą rozmawiamy o kulisach przewrotu w Sejmiku, nowym układzie politycznym, hejcie, zarzutach oraz wykonanej pracy.
– Czy coś wcześniej wskazywało na to, co się wydarzyło w poniedziałek w Sejmiku?
– Nie, zupełnie. Rano wszystko jeszcze wyglądało normalnie, natomiast później nastąpiła wolta.
– Wśród komentatorów pojawiają się głosy, że od kilku miesięcy istniał kryzys w zarządzie. To prawda?
– Zarząd to różne osoby, różne charaktery, ale trzeba ze sobą rozmawiać i dalej pracować dla województwa. To jedynie powoduje pewne różnice zdań. Do tej pory jednak udawało nam się wspólnie działać.
– Co w takim razie, po nastąpieniu nowego układu sił politycznych?
– Nadal jestem radnym, więc będę realizować to, co obiecałem mieszkańcom województwa, a co wynika z mandatu radnego.
– Jakie były u Pana pierwsze emocje, po nastąpieniu wolty marszałka? Może był szok, złość, strach?
– Jestem politykiem, więc pewne rzeczy przyjmuję na chłodno. To sytuacja niewygodna w tym sensie, że mieliśmy większość zbudowaną na mojej decyzji o zostaniu koalicjantem. Nie przeszedłem do PiS-u, ale zostałem jego koalicjantem. Teraz ten PiS traci większość, więc jest trudna sytuacja dla całej formacji i dla mnie osobiście. Raczej trudno mówić o złości czy innych emocjach. Trzeba to kalkulować na chłodno, oni też sobie to skalkulowali na chłodno, policzyli szable. Zobaczymy, jak teraz ten zarząd będzie pracować. Ja teraz, choć byłem niezrzeszony, dopiszę się do Prawa i Sprawiedliwości!
– Cztery lata temu było podobnie. Mówią, że karma wraca…
– Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Przez te cztery lata mocno pracowałem dla dobra regionu. Mieliśmy mnóstwo projektów, zakończyliśmy sporo działań. Odpowiadałem też za wrażliwe kwestie, związane z funduszami europejskimi. Udało się bardzo sprawnie tym zarządzać i realizować dofinansowania, ogłaszać kolejne konkursy. Było tego mnóstwo, a teraz programowaliśmy nowe fundusze europejskie i jestem bardzo dumny, że udało się te ponad 5,1 mld euro wynegocjować z Komisją Europejską. To budujące i cztery lata pracy w tym zarządzie oceniam bardzo dobrze. W całym naszym Subregionie Zachodnim również powstało sporo inwestycji, ale nie tylko, bo przecież wypromowaliśmy nowy produkt turystyczny – Kraina Górnej Odry. Zawsze byłem też do dyspozycji samorządowców, od wójta, przez burmistrzów, do prezydentów. Takich spotkań było wiele. Myślę, że wiele osób mogłoby moją pracę ocenić pozytywnie. Oczywiście najważniejsi są mieszkańcy. Dla mnie pewien element drogi zawodowej się zamknął, ale zawsze coś się zamyka, a coś otwiera. Dalej pracuję jako radny i będę pilnować spraw związanych z naszym Subregionem. Takie życie polityka. Marszałkiem się nie jest, ale się bywa.
– W przestrzeni publicznej pojawiają się zarzuty wiążące pana osobę z nieprawidłowościami w Funduszu Górnośląskim. Co pan na to?
– Wszyscy pamiętamy, jakie to były czasy, przynajmniej ja pamiętam. To był czas realizowania najtrudniejszego projektu, związanego z środkami ochrony osobistej mieszkańców województwa w dobie pandemii. Jestem przekonany, że dzięki temu projektowi i ludziom, którzy go realizowali, czyli ówczesnemu prezesowi Funduszu Górnośląskiego Krystianowi Stępniowi i wiceprezesowi Jackowi Mikecie oraz zespołowi zadaniowemu, który był do tego powołany, udało się uratować setki, jeśli nie tysiące ludzkich istnień – konkretnie mieszkańców naszego województwa. Śledztwo prowadzi prokuratura, a nie mam zwyczaju komentować działań organów. Postępowanie jednak toczy się w sprawie, a nie przeciwko komuś i jestem przekonany, że sprawa będzie wyjaśniona. Uważam, że wszystkie działania podjęte przez Fundusz Górnośląski i osoby odpowiedzialne za ten projekt były prawidłowe.
– Wiadomo już, kto przejmie pana kompetencje w nowym zarządzie?
– Nie mam pojęcia, zarząd musi się ukonstytuować.
– Do kiedy musi się pan spakować?
– Już jestem spakowany, jestem w domu. W nocy zabrałem rzeczy.
– Czy już pan współczuje marszałkowi hejtu i krytyki, bo pewnie teraz spadnie na niego to, co na pana?
– Nie życzę ani marszałkowi, ani innym osobom w zarządzie takiego hejtu i agresji. Politycy powinni zmieniać styl dyskusji, jeśli staje się to zbyt agresywne, bo to wpływa na wyborców. Z tym powinno się walczyć, a nie w jakiś sposób to promować.
– Dla jednych to zmiana barw, dla innych zdrada. pan na to patrzy po prostu politycznie?
– Oczywiście, polityka to zajęcie, które trzeba brać na chłodno. Wszyscy mówią, że celem jest zdobycie władzy i jej utrzymanie. Moim zdaniem jednak funkcje polityczne i sprawy społeczne trzeba umiejętnie łączyć.
Rozmawiał Szymon Kamczyk