Rocher poprowadziła procesję przez Bieńkowice
Procesja, na czele ze św. Marcinem, tradycyjnie wyruszyła spod kościoła pw. Wszystkich Świętych w Bieńkowicach, by skierować się do starego klasztoru, gdzie swą siedzibę ma DFK. Mieszkańcom towarzyszyli Drengowie znad Górnej Odry.
Mniejszość niemiecka dba o kultywowanie tradycji, która swój początek miała 12 lat temu. Od tego czasu wydarzenie nie odbyło się tylko raz z racji koronawirusowych obostrzeń.
Tym razem w rolę św. Marcina – ubranego w strój rzymskiego legionisty wcielił się Michał Libowski, który na klaczy Rocher jechał na czele procesji. Był to inny koń, niż ten, który przemierzał wieś w zeszłym roku. Wówczas mieszkańcy podziwiali ogiera Artesa, który zginął w pożarze, do którego doszło 19 listopada w gospodarstwie miejscowych rolników.
Jak Martinstag, to rogale, które wypiekane są w piekarni Adama Wyleżoła. Te rozdawane na świętomarcińskich obchodach różnią się od tych poznańskich, dla których nazwa i skład są zarezerwowane – bieńkowickie są z cynamonem. W tym roku przygotowano 150 porcji. Był też obficie zaopatrzony bufet, w którym nie zabrakło kakaa, a dla dorosłych grzańca.
– Pielęgnujemy tę tradycję, bo ludzie tego oczekują – powiedziała Nowinom Ruta Piechaczek, przewodnicząca bieńkowickiego DFK. – To integruje naszą miejscowość, to bardzo cenne – dodała, dziękując za wsparcie w organizacji gminie.
Na uroczystościach gościł wójt Grzegorz Utracki, do zgromadzonych mówił: Cieszę się, że to wydarzenie odbywa się już od tylu lat. Z kultywowania tradycji zadowolony jest też Waldemar Świerczek, przewodniczący zarządu powiatowego mniejszości niemieckiej. – Cieszymy się, że w gminie Krzyżanowice prężnie działają koła mniejszości niemieckiej. Takie wydarzenia jak to, integrują społeczności – podkreślił.
(mad)