Zupełnie niepotrzebnie miesza się wiele spraw, próbując zrobić z Kościoła kogoś najgorszego
Ks. Michał Łukaszczyk.
W ostatnich latach tematyka związana z aktualnymi wydarzeniami w Kościele wielokrotnie znajduje się w centrum naszej uwagi. Można wręcz stwierdzić, że dzisiejsze czasy charakteryzują się polaryzacją w postrzeganiu wyznawców Chrystusa, a co za tym idzie – roli samego Kościoła; z jednej strony widać wyraźnie coraz śmielsze jego atakowanie, a z drugiej coraz widoczniej zarysowuje się odkrywanie własnej tożsamości przez konkretnych chrześcijan, którzy nie rozumieją już Owczarni Chrystusowej jako miejsca związanego tylko i wyłącznie z działalnością księży, sióstr zakonnych czy osób konsekrowanych, ale z miejscem, gdzie powinno się wzrastać duchowo. Taki odbiór Wspólnoty Chrystusowej wyraża się w mocnym podkreślaniu jej roli w codziennym życiu każdego wierzącego. Czy rzeczywiście można dziś zarzucić, że Kościół stoi na straży tego, co już przeszłe, nieaktualne, po prostu zbędne, i w ten sposób wymusić na nim podjęcie reformy, a może nawet całkowitą zmianę jego postawy i nauczania? A może warto bliżej przyjrzeć się tym, którzy, będąc we wspólnocie, utożsamiając się z nią, doszli do głębokiej duchowej przemiany, stając się żarliwymi obrońcami woli samego Chrystusa: „Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18)? Niech skromny, kolejny głos osoby związanej z Kościołem i utożsamiającej się z nim stanie się dla nas zachętą do własnych przemyśleń i wyciągnięcia odpowiednich wniosków.
Tytan Wiary
Jak daleko sięgam pamięcią, tematyka związana z Bogiem, religią od najmłodszych lat była szeroko obecna w moim życiu poprzez katolickie wychowanie w moim domu rodzinnym. Tak, jak znaczna część chłopców, których dzieciństwo i młodość przypadły na lata 90. ubiegłego wieku, byłem ministrantem. Księża opiekujący się tą grupą przykładali dużą wagę do wartości służby poprzez odpowiednie, wszechstronne, nie tylko religijne wychowanie. Oprócz tematyki związanej z liturgią, a co za tym idzie – jej rolą i znaczeniem, nie zabrakło również miejsca na rzeczy związane z prawidłowym funkcjonowaniem dorastających chłopców w grupie. Nasi opiekunowie mieli czas na grę w piłkę (komputery nie były wówczas popularne, a telefony komórkowe istniały tylko w teorii), a także na wyjazdy wakacyjne w góry lub nad morze. Każdy wracał z nich z bagażem doświadczeń, z cennymi wspomnieniami (spanie na podłodze lub w szopie na sianie), dzięki którym do dziś kręci się w oku łza.
Dla mnie, co muszę szczególnie podkreślić, wielkim przykładem wiary był papież Jan Paweł II. Nigdy nie zapomnę możliwości wyjazdu na spotkanie z nim podczas jego pielgrzymki do Polski (na które ostatecznie nie pojechałem) oraz cennych opowieści o jego życiu. Zawsze podziwiałem papieża – Polaka nie z powodu tego, że został następcą w Stolicy Piotrowej, lecz dlatego, że niezłomnie szukał woli Bożej w swoim życiu. Potrafił zrezygnować ze studiów polonistycznych, umiłowania do teatru, z własnych młodzieńczych planów, ponieważ czuł, że mimo wielkiej miłości do tych rzeczy, Bóg chce od niego czegoś innego. Z perspektywy czasu mówi się dziś, że Karol Wojtyła wybrał to, co lepsze. Ale przecież on, wybierając kapłaństwo, szedł zupełnie w nieznane. Pozostawała mu wiara i miłość do Boga. Głębokie umiłowanie modlitwy sprawiło, że podejmując decyzję odnośnie do swojej przyszłości, nie kierował się własnym egoizmem, lecz stawiał na pierwszym miejscu posłuszeństwo Bogu. Taki sposób bycia, przeżywania własnego życia, otworzył go ponadto na sprawy związane z mistyką, głęboko osadzoną w Bogu. Wbrew pozorom należy zaznaczyć, że mistyka ta była powiązana z życiem, a nie od niego odłączona. Istotną w niej rolę pełniły więc sprawy związane z drugim człowiekiem, jego problemami i trudnościami. Zawsze w Janie Pawle II fascynowało mnie to, że nie szukał własnego konformizmu w życiu, ale pytał Boga jak ono ma wyglądać, w którą stronę powinien pójść. W tej perspektywie, nawet dziś, po wielu latach, jawi się on dla mnie jako prawdziwy Tytan Wiary, który ponad własną wolę stawiał wolę samego Boga. To stwierdzenie nie ma w sobie niczego z tzw. ślepego posłuszeństwa. Jest raczej nauką wiary i ufności Bogu. Właśnie z takim przykładem miłości Boga i wierności Mu ponad wszystko, przekazanym przez papieża – Polaka, wchodziłem w dorosłość, dodatkowo umocniony prawdziwymi i jedynymi w swoim rodzaju rekolekcjami dla świata – świadectwem umierania naszego wielkiego Rodaka.
Bóg naprawdę potrafi zaskoczyć
Kościół jakiego osobiście doświadczam poprzez bycie kapłanem jest różnorodny i trudny do zdefiniowania. Wchodząc w kapłaństwo, wyobrażałem je sobie jako bycie wikariuszem na kilku parafiach, a następnie pracę jako proboszcz. Nic bardziej mylnego. Szczególnie w ostatnich latach mam wielką łaskę doświadczania piękna Kościoła powszechnego poprzez pracę nie tylko w strukturach diecezji swojego pochodzenia, ale również poza jej granicami. Mogę na własnym przykładzie stwierdzić, że Bóg naprawdę potrafi zaskoczyć.
Przede wszystkim na bazie wielu spotkanych osób, rozmów z nimi oraz wygłoszonych przez nich świadectw mogę śmiało napisać, że każdy, kto zaufa Bogu i wybierze Go w swoim życiu, nie tylko poprzez kapłaństwo, życie zakonne czy konsekrowane, ale również poprzez kierowanie się zasadami wiary, żyjąc w świecie, prowadząc życie rodzinne czy samotne, nigdy się na Nim nie zawiedzie, a niejednokrotnie bardzo go zaskoczy. Znam wielu kapłanów czy wiele sióstr zakonnych, którzy niejednokrotnie stawali w swoim młodzieńczym życiu przed wyborem: realizować własne pasje, a może odpowiedzieć Bogu? Wybierając powołanie, jeszcze nie zdawali sobie sprawy, że Bóg wysłucha również tych pragnień związanych z ich zainteresowaniami i marzeniami. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć kolegi, zapalonego piłkarza, który zdecydował się jednak pójść za głosem swojego powołania. Po wielu latach został kapelanem jednego z bardziej znanych klubów piłkarskich, a następnie poproszono go o posługę kapłańską dla reprezentantów kraju, z którego pochodzi. Bóg prowadzi człowieka różnymi ścieżkami, na pewno szanuje jednak pragnienia człowieka. Wybierając Go trzeba tylko jednego: po prostu całkowicie Mu zaufać.
Najgorsza rzecz to przenieść grzechy, zgorszenia na samego Boga
Kościół, o jakim marzę skupia się przede wszystkim na oddaniu Bogu, co do Niego należy, a pozostawienie światu tego, co światowe (por. Mk 12,17). Sądzę, że dziś zupełnie niepotrzebnie miesza się wiele spraw, próbując zrobić z Kościoła kogoś najgorszego, pokazać go tylko w kategorii przestarzałej (czytaj: niepotrzebnej) instytucji lub uczynić go chłopcem do bicia – odpowiedzialnym za wszelkie zło. Owszem, nie twierdzę, że wszystko w Owczarni Chrystusowej jest idealne, przeciwnie, Kościół zawsze potrzebował, potrzebuje i będzie potrzebował oczyszczenia zgodnie ze starożytną maksymą: święty Kościół grzesznych ludzi. Sądzę jednak, że najgorsza rzecz, jaką można zrobić, to przenieść grzechy, zgorszenia (podkreślę jeszcze raz, nie twierdzę, że ich nie ma) na samego Boga i tym samym przypisać Mu zło, którego winny jest człowiek. Na tym, według mnie, polega główny punkt we wskazaniu ludziom potrzeby i roli Kościoła. Mimo błędów i grzechów jego członków, możesz (przepraszam za osobisty zwrot) doświadczyć Boga, Jego miłości i wielkości. Choć wiele się ostatnio dzieje w Kościele, także tego, czego być w nim nie powinno, to jednak nie zatracił on swojej głównej misji – dawania ludziom jedynego i prawdziwego Boga. Bez Niego ludzkość zmierza zawsze donikąd.
Przy okazji pojawiających się wielu negatywnych i trudnych spraw, które, co warto odnotować, są bardzo bolesne również dla tych, dla których Kościół jest ważny i istotny, warto sięgnąć pamięcią do historii. W ciągu istnienia Kościoła wiele było momentów trudnych, wręcz kryzysowych, podczas których obwieszczano już jego schyłek, a nawet jego upadek. Jednak trwa on już dwa tysiące lat i pomimo błędów i uchybień jego członków nie zatracił on najważniejszego, dawania ludziom Boga, ponieważ tym przywilejem został on obdarowany przez Zbawiciela, a zatem tylko On, a nie człowiek czy instytucja może ten przywilej cofnąć. Na tym powinno polegać, według mnie, postrzeganie Kościoła, który jako jedyny daje ludziom żywego Boga, a co za tym idzie – możliwość doświadczenia prawdziwego szczęścia już tu na ziemi. Młodość, która dzięki Duchowi Świętemu stanowi jego szczególną cechę, jest zachętą dla wszystkich, a zwłaszcza dla młodych ludzi, do odkrywania wielkości i miary własnego powołania, do znalezienia miejsca w Kościele i, przede wszystkim, do spotkania w nim żywego i prawdziwego Chrystusa.
Michał Łukaszczyk to ksiądz diecezji kaliskiej. Poznaliśmy się na KUL-u; przyszliśmy na studia w tym samym roku. Studiował Michał, bardzo pilnie, filologię klasyczną – co ciekawe, z roczną przerwą, w czasie której duszpasterzował w Anglii. W ogóle miał Michał w życiu swoim dotychczasowym wiele przygód… Lubi historię i języki. Teraz jest w Rzymie, gdzie na Angelicum pisze doktorat o chrystologii w listach św. Hieronima.