Adrian Krzemień dogonił lisa w Żerdzinach. Jechał na Karino przy muzyce z serialu Karino
Tuż po tym, jak uciekający z lisią kitą Jakub Niedbała ruszył z trzeciej „lisiej nory” Adrian Krzemień dzierżył w dłoni trofeum gonitwy. Zwycięzca nie musi czekać rok ze zmianą roli ze ścigającego na uciekiniera, bo sam będzie lisem w październikowej gonitwie w Kornowacu.
W zdominowanej przez panów gonitwie żerdzińskiej jechały także amazonki i był jeden mundurowy. – Proszę ustawić konie zadem do Raciborza – prosił uczestników Dariusz Franiczek ze Stajni Podkowa, gdy ci stawali do pamiątkowego zdjęcia.
Trudniej uciekać
Tradycyjnie, zanim doszło do decydującego ścigania, jeździec-lis trzy razy schronił się do tzw. lisiej nory, czyli stref, w której może odpocząć. Po trzeciej przerwie zaraz po wyjeździe dopadł Niedbałę jego kolega Adrian Krzemień z Kornowaca. Taki przebieg rywalizacji przewidział D. Franiczek. – To nie jest takie łatwe skutecznie uciekać przy tak zaawansowych jeźdźcach, których dziś jest tu niemało – oceniał.
Muzyka z galopem
O emocjonujące tło muzyczne zadbał spiker zawodów Witold Kolowca. Prezentował znane melodie z kultowych seriali polskiej produkcji jak „Czarne chmury” czy „Karino”, a także piosenkę o małym rycerzu z „Pana Wołodyjowskiego”.
– Wszystko było fair, nie odnotowałem żadnych zastrzeżeń – podsumował gonitwę jej master Gerard Marcinek. Podkreślał swoje zadowolenie z dyscypliny jeźdźców, których nie poniosła fantazja.
– To była fajna gonitwa, a że lisem został Adrian, to wiem, że kolejna gonitwa zapowiada się emocjonująco – dodał.
Bez przykrości
D. Franiczek cieszył się, że było „choć szybko, to bezpiecznie”. – To ważne, że nie było żadnego upadku, wypadku – podkreślał. Cały czas obecna na miejscu była ratowniczka medyczna, na co dzień pracująca w szpitalu rejonowym.
Po rozstrzygnięciu gonitwy wszyscy uczestnicy odbyli podwójną rundę honorową przy dźwiękach słynnego Marszu Radeckiego.
– Muszę przyznać, że jechała tu sama elita z naszej okolicy. Lubimy spotykać się na hubertusach i rywalizować ze sobą. Dzięki temu robimy to największe show tych imprez. Za rok będę uciekał, a to jest ta najgorsza fucha. Wygrałem, bo byłem we właściwym miejscu, ale szczęście też się przydało – podsumował Adrian Krzemień.
(ma.w)