Chleb i sól… w oku
Złośliwy komentarz tygodnia.
Początek września to apogeum dożynkowe w gminach. Nasi parlamentarzyści w pocie czoła przesiadają się z dorożki do dorożki w celu udowodnienia, że rolniczy trud jest bliski ich sercom. Ale prawdziwe problemy to mają samorządowcy. A już najważniejszy dylemat to kogo zaprosić? Czy tylko posłów i senatorów z ekipy aktualnie rządzącej czy także opozycję? Zwłaszcza na rok przed wyborami, kiedy dzisiejsza opozycja wkrótce może rządzić.
Sprawa jest poważna, bo nasze państwo centralizuje się na potęgę i, jak tak dalej pójdzie, to już niedługo nawet fundusze na papier toaletowy dla gmin będą przyznawane w Warszawie. No i oczywiście z góry wiadomo kto je dostanie – ci, którzy będą mieć poparcie posła lub senatora z koalicji rządzącej.
Żeby była jasność, nasi parlamentarzyści zaproszenia na dożynki przyjmują ochoczo i to bynajmniej nie dlatego, że nie mają lepszego pomysłu na weekend. Zapozowanie w towarzystwie dożynkowych wieńców czy skłonienie się przed bochnem dożynkowego chleba na oczach setek przyszłych wyborców to dla nich nie lada gratka. Ale także na nich czekają pułapki. Na przykład, kiedy o miejsce u boku burmistrza-gospodarza czy w dożynkowej dorożce trzeba walczyć z rywalem lub rywalką.
Poniżej przedstawiamy kilka fotek z dożynek w Borucinie, które pokazują, jak koalicja spotkała się z opozycją i jak sprytnie, by nie rzec wizjonersko, poradzili sobie z tym ambarasem nasi samorządowcy.
bozydar.nosacz@outlook.com