Piórem naczelnego: Komunie-prezentunie
Mariusz Weidner Redaktor naczelny Nowin Raciborskich.
Im bliżej przyglądam się współczesnym pierwszym komuniom, tym bardziej jestem przekonany, że lepiej byłoby je przesunąć o dobrych kilka lat do przodu w rozwoju dzieci. Od dawna mówi się o kosztownych prezentach jak quady, kucyki czy telefony z najwyższej półki. Dziecko komunijne w czasach schyłkowego PRL dostawało łańcuszek, zegarek, czasem paczkę z RFN. W latach 90. koleżanka dostała walkmana. Od tamtej pory trwa szalony wyścig na prezenty komunijne, nakręcany przez dzieci, rodziców, wujków, dziadków itd. Tylko organizator czyli Kościół może zrobić wyrwę w tym zaklętym kręgu, ale instytucja pierwszej komunii tak się skomercjalizowała, że i księżom trudno jest wykonać jakiś radykalny krok. Parafie też żądają od rodziców–wiernych wcale nietanich prezentów. Zapomina się przy tym wszystkim o podstawowych zasadach tego katolickiego święta, by wprowadzić młodą osobę w odpowiednią, duchową postawę i wskazać jej wartości, jakimi powinna kierować się w życiu. Z dystansu całe to komunijne zamieszanie potrafi zniechęcić do wiary, zamiast ją wzmocnić. Dalsze podążanie tą drogą to niestety ślepy zaułek.