FELIETON: Węgla brak, gaz drogi. Wełniane sweterki w sukurs
Za nami sezon grzewczy 2021/2022. Sezon wyjątkowy, czy może szokujący. Wszystko przez drastycznie rosnące koszty ogrzewania i nieznane do tej pory problemy z dostępnością opału. Wiele, a w zasadzie wszystko wskazuje na to, że kolejne sezony łatwiejsze nie będą.
Węgiel, mimo tego, że stał się wrogiem numer jeden organizacji ekologicznych, wciąż dla wielu jest podstawowym paliwem ogrzewającym domy (osiedla bloków mieszkalnych też, w końcu większość elektrociepłowni zasialnych jest właśnie węglem). A węgiel, zwłaszcza tzw. ekogroszek, który zasila tak promowane jeszcze kilka lat temu kotły klasowe stał się w minionym sezonie drogi i trudno dostępny. Niby na kopalni ceny były przystępne, ale zakupić taki węgiel okazywało się mission impossible. Pewien znajomy próbował kupić kopalniany węgiel poprzez dedykowany do takich zakupów portal. Długo się nie udawało. Sprawa zakończyła się pozytywnie dopiero kiedy do sprawy zaangażował syna, który akurat miał zwolnienie chorobowe ze szkoły. Nastolatek do szkoły nie chodził, w przeciwieństwie do rodzica miał czas „wisieć” na portalu transakcyjnym. W końcu po wielu próbach udało się kupić 5 ton ekogroszku w cenie stosunkowo atrakcyjnej. Inna anegdotyczna sytuacja: kupujący jechał jako pasażer w aucie znajomego. Akurat prawie dopinał transakcję na smartfonie, kiedy ku jego przerażeniu, kierujący autem kolega zjechał do miejscowości, w której nie było szybiego internetu. „Co robisz? Wracaj na główną drogę!!!” – ryknął jak dzikie zwierze. Niby zabawne, a jednak nie. Dodać należy, że gdzie indziej (tj. na prywatnych składach) ceny węgla nierzadko oscylowały w granicy 1500 zł za tonę. W dodatku tam węgla też brakowało.
Problemy z cenami i dostępnością „czarnego złota” rozpoczęły się jeszcze wczesną jesienią. Wtedy wydawało się, że największymi wygranymi są ci, którzy zdecydowali się przejść na gaz. A jest ich wielu. Organizacje ekologiczne, media, samorządy zachęcały mieszkańców, naciskały na Polską Spółkę Gazownictwa, by ta ekspresowo rozbudowywała sieć. Więc budowano setki kilometrów rur i przyłączy. Do czasu. Najpierw okazało sie, że popyt na przyłącza gazowe jest tak duży, że środki PSG przeznaczone na ich wykonanie w latach 2022 i 2023 wyczerpały się... w styczniu 2022. Afera, pamiętacie państwo, była przepotężna. Interwencja na szczeblu rządowym i dodatkowe miliardy na przyłącza się znalazły... Aż przyszedł 24 luty (napaść Rosji na Ukrainę) i nagle do wszystkich dotarło, że główny dostawca gazu w Europie, to jednak nie takie normalne państwo, kierujące się ekonomicznymi przesłankami. I że gaz, w naszych warunkach geopolitycznych, jednak taką idealną alternatywą dla węgla nie jest.
Niestety, wiele wskazuje, że następny sezon grzewczy nie będzie wcale łatwiejszy, a może być jeszcze trudniejszy. Węgla ma brakować (nawet 11 mln ton według Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla), co w bardzo trudnej sytuacji postawi wszystkich tych, którzy w ostatnich 3–4 latach zainwestowali (przy pomocy dotacji) w kotły węglowe. Gazu, jak obiecują rządzący, nie zabraknie. Choć czy na pewno są w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądała jego dostępność za kilka miesięcy? Nawet jeśli jednak gazu nie zabraknie, to nie wiadomo co będzie z jego cenami. Rząd co prawda zapowiedział, że ceny będą regulowane przez państwo do końca 2027 r., co ma zapobiec drastycznym (nawet kilkusetprocentowym) podwyżkom cen gazu dla odbiorców indywidualnych. Ale po pierwsze zgodnie z wyrokiem TSUE z 2015 r. Polska powinna zakończyć regulację cen gazu (a jak wiadomo z wyrokami TSUE się nie dyskutuje). Po drugie, nie oznacza to, że ceny w ogóle nie będą rosły. Po trzecie, decydując się na rodzaj ogrzewania, liczymy się jednak z perspektywną dłuższą niż kilka lat.
Co zatem pozostaje? Pompy ciepła i fotowoltaika? Nie czarujmy się, nie jest to rozwiązanie masowe, dostępne dla każdego Kowalskiego. Zresztą, jak wieść niesie, już teraz jest problem z dostępnością podzespołów do pomp. Przez to są droższe i trudniej dostępne. Pelet? Cena za tonę to od 1000 do nawet 1600 zł. Zważywszy, że trzeba go spalić średnio dwa razy więcej niż węgla, pelet nie jest tanim rozwiązaniem.
Tanio i ciepło już było. Teraz czeka nas drożyzna i ... wełniane swetry.
Artur Marcisz