Marek Rapnicki i Janusz Nowak o porwaniu prawdziwej Europy i zastąpieniu jej podróbką. Poezja z Raciborza w prestiżowym czasopiśmie
„W nawiasie” Janusza Nowaka i „Nieświęta ziemia” Marka Rapnickiego to książki, które są dołączone do aktualnego numeru prestiżowego dwumiesięcznika „Topos”. Można je kupić w Empiku. Tylko w Nowinach autorzy mówią, o czym jest ta poezja i do kogo jest kierowana, a także o nierównej walce, którą kultura słowa toczy we współczesnym świecie z kulturą obrazkową.
– „Topos” jest pismem literackim, tworzonym przez grupę intelektualistów o pokroju konserwatywnym. Pismo istnieje od 28 lat i chyba od początku promuje literaturę piękną, w tym przede wszystkim poezję, tworząc serię, tzw. bibliotekę „Toposu”. Przez lata ukazały się książki dwustu autorów. Oczywiście, niektórzy się powtarzali, jak chociażby Przemysław Dakowicz, znakomity znawca Różewicza i Norwida, wybitny poeta, autor słynnej „Łączki”. W tym numerze, numerze czwartym z tego roku, wydawca i redaktor tej serii postanowił zrobić miłą niespodziankę. Ponieważ tomy ukazują się razem z dwumiesięcznikiem, wśród trzech tytułów dwa pochodzą z Raciborza. To rzecz znamienna i niezwykła, która powinna zapalić jakieś światełko, że z tym naszym pograniczem nie jest najgorzej w literaturze – mówi Marek Rapnicki.
Europa zbudowana na skale
Książki, o których mowa, to „Nieświęta ziemia” Marka Rapnickiego oraz „W nawiasie” Janusza Nowaka. Poprosiliśmy obu autorów, aby opowiedzieli o tej poezji. – Poezja Marka w tej książce i w poprzednich jest świadectwem wierności ludziom, sprawom, ideom, wartościom. Zawsze w wierszach Marka urzeka mnie – i w tym tomie to jest bardzo wyraźne – miłość do Europy. Do Europy prawdziwej, zbudowanej na skale – Chrystusie i jego dobrej nowinie. Żyjemy w czasach, kiedy nam się tę Europę porywa, wymienia na jakiś substytut, na jakąś podróbkę, która z tą prawdziwą Europą ma niewiele wspólnego. Dzięki Markowi to, co jest w Europie żywe, co ożywiało Europę przez dwa tysiąclecia, istnieje. Jest namacalne. Można tego dotknąć. Można to zobaczyć. I to jest wielki fenomen tej poezji – mówi Janusz Nowak o „Nieświętej ziemi”.
Poeta pamięta
– Gdybym miał określić tę książkę w trzech zdaniach dosłownie, to jest to wydarzenie. Następuje tu jedność formy i treści. Ta książka jest kunsztowna w formie – począwszy od okładki, skończywszy na wersyfikacji i użyciu rozmaitych metod poetyckich – a odważna i bezkompromisowa w treści. Tak jak kazał Czesław Miłosz, z którego poglądami niekoniecznie wszystkimi byśmy się dzisiaj zgadzali, poeta winien pamiętać. „Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta”. Poeta, który napisał książkę „W nawiasie” pamięta o tym, gdzie żyje, co się wydarzyło z jego rodziną, z jego miastem, z jego Ojczyzną, z systemem wartości, który nam przyświecał i niektórym przyświeca do dziś dnia – mówi Marek Rapnicki o tomie „W nawiasie”.
(żet)
Słowo jest zapomniane, a ludzie wyrażają się w memach
– Jesteście dojrzałymi autorami. Czy dostrzegacie swoich kontynuatorów? Tu w Raciborzu i powiecie raciborskim. Czy w młodym pokoleniu są ludzie, którzy kiedyś – być może za wiele, wiele lat – mogliby zająć wasze miejsce?
– To jest bardzo trudne pytanie. Gdybym odpowiedział, że nie widzę takich osób, to by mogło wynikać wyłącznie to, że ja mam słabe rozeznanie. Od 16 lat redaguję z Januszem Nowakiem „Almanach Prowincjonalny”. Tam pojawiają się wiersze młodych autorów i autorek. Jakkolwiek z każdą dekadą jest chyba coraz gorzej. Kultura obrazkowa sprawia, że słowo jest zapomniane. Ludzie wyrażają się w memach, w filmikach, w formach komunikacji, których ja nawet nie potrafię nazwać. Angielszczyzna wchodzi w polszczyznę. W internecie znika interpunkcja. Słowo pisane jest zaniedbane. Słowo pisane jest kaleczone. Ktoś, kto patrzy z daleka, np. Wojciech Kass, dyrektor Muzeum Konstantego Gałczyńskiego w Praniu, niedawno w rozmowie telefonicznej wymienił kilka nazwisk w miastach wielkości Raciborza i powiedział: kiedy wy kiedyś odejdziecie z Januszem, to co będzie w Raciborzu? Co będzie... i wymienił jeszcze kilka miast. Nasze spotkania „almanachowe” pokazują, że jest wierna publiczność, ale ona nie składa się z ludzi piszących. Przypominają się czasy sprzed lat piętnastu, kiedy prowadziliśmy projekt „Prowincja. Matecznik słowa”, gdzie przez rok z Jurkiem Dębiną, Jackiem Molędą, Januszem Nowakiem prowadziliśmy taką szkółkę, wtedy było to grono, które można było liczyć w 10 – 12 osób. Ale 15 lat to jest epoka. Jedni przestali pisać. Drudzy wyjechali w świat. Także nie czuję za sobą, aby ktoś mnie tu gonił. Albo o tym nie wiem, ale jako redaktor pisma poetyckiego powinienem o tym wiedzieć w sposób naturalny. Są rodzynki, takie jak Marek Przybyła, pracujący w zawodach poza kulturą, który publikował przez wiele lat u nas, o którym wiem, że tworzy, ale to są wyjątki, efemerydy. Ale być może literatura generalnie potrzebuje samotni. Ktoś coś skrobie, ale się nie ujawnia.
– Może są inne kanały, których ci anonimowi autorzy używają do komunikacji ze swoimi odbiorcami?
– Tak, oczywiście, istnieje forum, którego ja nie lekceważę, ale ono nie jest mi potrzebne. Są portale literackie, gdzie ta wymiana następuje błyskawicznie, ale mi osobiście nie jest potrzebna. Tu być może następuje jakaś przepaść, zasłona. Ja tego nie wiem, ale ktoś może spełniać się w internecie, mając dzięki temu kontakt z nieograniczoną rzeszą odbiorców. Nie chciałbym, aby to zabrzmiało pysznie, ale sposób publikacji tekstu również może powodować, że my możemy o czymś nie wiedzieć.
– Dla kogo jest wasza poezja?
– Mądrzy ludzie twierdzą, że autor przede wszystkim pisze dla siebie. Potem dla kręgu swoich bliskich – ale nie bliskich rodzinnie, ale bliskich duchowo. W trzecim kręgu szuka się czytelnika podobnie myślącego. Obie te książki, zwłaszcza Janusza Nowaka – podkreślmy, to jest jego trzeci tytuł w „Toposie” – na pewno są pisane przez konserwatystów, zakochanych w świecie, ale na pewno pokazujących swój katolicyzm, swoje przywiązanie do kultury śródziemnomorskiej i także to, co w ostatnim czasie stało się w Europie i w Polsce. Janusz Nowak zrobił to w sposób spektakularny. Jego diagnoza, jego sprzeciw wobec tego, co ostatni rok czy dwa lata przyniosły w naszej świadomości, w naszej kulturze, mam na myśli atak na Kościół katolicki, atak na podstawowe wartości, które dotychczas łączyły nas, atak na konkretne osoby, tu znajduje swój adekwatny i wysmakowany literacko sprzeciw. W tej mierze – jeśli dodamy do tego zakotwiczenie poprzez cytaty, motta w wielkiej literaturze oraz Piśmie Świętym – ta książka jest bardzo odważna. Nie jest łatwa. Nie mówię, że moja jest łatwiejsza, jakkolwiek „Nieświęta ziemia”, bo tak nazwałem ten tomik, daje chwilę oddechu, bo oprócz wierszy, które wadzą się z rzeczywistością nas otaczającą, są teksty poświęcone Rzymowi czy mojej ukochanej muzyce rockowej sprzed lat czterdziestu. Być może jest odrobinę łatwiejsza. Jakkolwiek tak jak w mojej poprzedniej książce, czyli „Pan Amo prosi o głos”, nie wstydzę się i nie wypieram, że moja skłonność do poezji wzięła się z Herberta i Miłosza. Poeta to człowiek odważny, ponieważ ujawnia dużo z siebie i wrzuca butelkę w ocean. Wyłowi ją, kto chce. Wiersz, podobnie jak współczesne malarstwo, łatwo jest obśmiać, ponieważ niełatwo jest zrozumieć to aparaturą, którą się ocenia wiersz sylabotoniczny, albo obraz batalistyczny. Ale powiadam, ten duet nam wyszedł w tym czasie, w tej serii, i jakieś światełko na Racibórz kieruje, bo „Topos” jest dzisiaj prawdopodobnie najważniejszych periodykiem dotyczącym literatury w Polsce, obok „Arkanów”, „Twórczości”, „Nowego Napisu”.