Jakie prawa mają zwierzęta? Migalski chce być ich adwokatem
Politolog, były europoseł, komentator polityczny i profesor Uniwersytetu Śląskiego chce założyć Raciborskie Centrum Obrony Praw Zwierząt. Do tematu zamierza podejść nie tylko jako naukowiec, ale i aktywista. Od lat jest reduktarianinem, który ogranicza do minimum jedzenie mięsa. Wybrał Racibórz na kolebkę takiej inicjatywy, bo stąd się wywodzi i z rodzinnym miastem zamierza się teraz bliżej związać.
– Wiele osób kojarzy pana z protestami na kijowskim Majdanie, z ówczesną walką o prawa człowieka na Ukrainie, a tymczasem zabiera się pan za obronę praw „braci mniejszych”. Skąd wzięło się to zainteresowanie?
– Ludzie są częścią świata zwierząt, to wynika z nauki. Trzeba sobie uświadomić, że duża część naszych reakcji, o czym piszę w moich książkach, wynika z naszej biologicznej natury. Ja do praw zwierząt doszedłem poprzez analizę zachowań ludzi. Obserwuję też światowy trend – coraz więcej ludzi zwraca uwagę na sytuację praw zwierząt. Coś co kilkaset, czy kilkadziesiąt lat temu nie szokowało dziś jest nie do przyjęcia. Na przykład występy zwierząt w cyrku. Wielu uważa, że nie powinno się ich pokazywać dzieciom. Zwierzęta są tam tresowane czyli także bite. Stosunek do zwierząt pociągowych, do psów na łańcuchach, do kar wobec zwierząt, do warunków hodowlanych – to wszystko zmienia się na przestrzeni lat z korzyścią dla samych zwierząt. Jeszcze 200 lat temu jedną z atrakcji było przywiązywanie kota ogonem do wbitego pala i zabijanie go przy radosnych okrzykach tłumu, w którym były także dzieci. Dziś to niemożliwe. To się zmienia, także w Polsce. Czujemy, że to musi się zmieniać. Bo zwierzęta nie zasługują na złe traktowanie.
– To kwestia obyczajów, zmian kulturowych, ale pan – znany politolog, krytyk polityków z kręgów władzy nagle próbuje wcielić się w nowego doktora Dollitle? Dlaczego?
– Moim zadaniem, jako naukowca, jest dać temu naukową podstawę. Chcę wiedzieć skąd się bierze ta intuicja stawania w obronie zwierząt? Dlaczego kiedyś na hasło: babcia utopiła szczenięta, właściwie nikt nie reagował, a dziś są pretensje do babci. Tu potrzebna jest nauka, tu widzę swoją rolę. Ja nie przeskoczę innych aktywistów, mnóstwa fantastycznych, jacy są także w Raciborzu i działają na rzecz praw zwierząt. Ja zajmuje się tą tematyką naukową. Mam wykłady tematyczne na Uniwersytecie Śląskim. Dlatego pomyślałem, że skoro pochodzę z Raciborza, chcę się tutaj zestarzeć, to dlaczego nie mam tej wiedzy dać raciborzanom?
– Reklamuje się pan chętnie jako reduktarianin. To także forma obrony zwierząt przed zagładą w imię wyżywienia ludzkości?
– Od kilku lat postawiłem na reduktarianizm. To było stopniowe. Wybierałem w sklepie jajka od kur z wolnego wybiegu. Było dla mnie istotne, czy mięso, które mam zjeść zostało pozyskane w sposób humanitarny. Uznałem, że stać mnie na to, by wyeliminować mięso z mojego jadłospisu. Czasem zdarza mi się zjeść mięso, np. u mamy na obiedzie, czy na jakiejś imprezie. Sam jednak tego nie zamawiam. Lepiej się z tym czuję, że utrzymywanie mnie przy życiu nie kosztuje życia innych zwierząt. Dodatkowo to dobre dla mojego zdrowia. Przedłużam w ten sposób życie i podnoszę jakość tego życia. Obniżam prawdopodobieństwo zawału serca, zachorowania na choroby kardiologiczne i onkologiczne. Wiem, że wyeliminować całkowicie mięso z pożywienia jest bardzo trudno. To się odbija też na portfelach. Jak ktoś całe życie je mięso, to trudno zasmakować tylko w kapuście i sałacie. Każdy jednak może spróbować zredukować spożycie mięsa – o 20, 50 czy 70% na przykład. I to jest dobre dla wszystkich – dla nas, dla zwierząt, dla planety.
– Jak w praktyce ma funkcjonować nowe centrum?
– Tak, jak będą sobie życzyli ci, którzy je utworzą. To od nich będzie zależało. Ja daję swoją wiedzę, swój czas i swoje zaangażowanie. Daję też swoje kontakty w Polsce. Jestem w stanie ściągnąć do Raciborza każdą osobę z Polski na dyskusję, debatę, do współpracy. Ja niczego nie zamierzam narzucać, o wszystkim zdecydujemy wspólnie, a zaczniemy na spotkaniu organizacyjnym. Zapraszam w piątek 22 października do Pizzerii Casagrande w Raciborzu przy ul. Długiej, o godz. 16.00. Osobiście myślę, że to powinno iść w dwóch kierunkach. Po pierwsze badanie procesu. Czyli spotykamy się na dyskusjach, debatach, panelach o tematyce praw zwierząt. My mamy ogólne pojęcie na ten temat, fajnie byłoby to uporządkować, ugruntować wiedzą. Do tego nadaję się najbardziej, bo się na tym właśnie znam. Druga sprawa, to wypływający z tego aktywizm. Bo rozumiem, że duża liczba osób będzie chciała nie tylko dyskutować, ale i na rzecz zwierząt aktywnie działać. Tu moglibyśmy „wyjść na miasto” we współpracy z już istniejącymi organizacjami. Bo mi nie chodzi o zastępowanie ich czy też alternatywę dla nich, ale o uzyskanie efektu synergii. Byłoby to kolejne środowisko, które działałoby na rzecz tej tematyki.
– Do kogo konkretnie jest adresowane pańskie działanie?
– Niekoniecznie do osób już zaangażowanych, ale np. do tych, które czują, że powinny coś zrobić, zostać wolontariuszem, zaangażować się w jakieś działania, ale nie wiedzą co i jak zrobić. Dobrym rozwiązaniem będzie dla nich przyjść na spotkanie w sprawie założenia Raciborskiego Centrum Praw Zwierząt. Oczywiście to nie musi się tak nazywać. Można jednak zorientować się jakie kto ma poglądy, co można robić w tym zakresie, jakie są możliwości. To może być początek dla jednych, etap dla drugich, a dla jeszcze innych fascynująca przygoda intelektualna. Może ktoś zainteresuje się tym na poważnie, naukowo, tak jak ja. Będzie chciał na ten temat czytać czy nawet pisać książki. To jest oferta dla osób od 5. do 105. roku życia. Dyskutować i działać na rzecz praw zwierząt można będąc np. dzieckiem, albo seniorem. Zobaczymy kto przyjdzie, jakie będą pomysły, jaka energia wytworzy się w tym zgromadzeniu.
– Na początek jakie konkretne działania miałoby podjąć wymyślone przez pana centrum?
– Wyobrażam sobie to tak, żeby integrowało ludzi podobnie myślących. Przez internet, przez spotkania. Wszystko zależy od tych, co postanowią się zjednoczyć. Ja mogę być pomocny, ale nie będę niczego narzucał. Zdaję sobie sprawę, że podążam w mrok, nie wiem co z tego wyjdzie. Jeśli nie znajdę zrozumienia dla mojej inicjatywy, to będę nadal działał w tej sprawie na forach, na których byłem aktywny dotychczas, tzn. w Katowicach i na uniwersytecie.
– Jest pan rozpoznawalną postacią ze świata polityki i nauki. Można pana nazwać medialnym celebrytą. To pomoże czy przeszkodzi tej inicjatywie?
– Dzięki mojej rozpoznawalności ludzie zyskają możliwość dotarcia do osób, do których w innych warunkach nie mogliby dotrzeć. Ja otworzę im drzwi do nich. Ja sprowadzę do Raciborza kogoś, kto normalnie nie przyjechałby tutaj. Albo zrobię konferencję on-line z taką osobą.
– Chce pan bronić wszystkich zwierząt? W przestrzeni społecznej słychać głównie o działaniach ludzi kochających psy, koty czy konie.
– Oczywiście wszystkich i to jest ciekawe. Nie będziemy walczyli o prawa komarów, ale jak przejdziemy od chichotania, że robimy to żeby bronić praw pcheł i wszy, to zrozumiemy po co byłoby takie centrum. Czym różni się intelektualnie ochrona psa, kota, kury, świni czy krowy od śmieszności ochrony wszy czy pchły. Na tych spotkaniach będzie można znaleźć argumenty na rzecz tego co intuicyjnie czujemy. Każdy z nas intuicyjnie zabija komary i nie odczuwa przy tym dyskomfortu, ale nikt normalny nie zabija psa czy kota. Ja wyjaśnię dlaczego tak jest. Wytłumaczę przy tym dlaczego w pewnych kulturach, w koreańskiej czy chińskiej zjadamy psy, a w innych uważamy, że to absurdalne. Jednak jeśli ktoś myśli, że to tamte kultury są dzikie, niecywilizowane, to niech poda zagranicznemu gościowi flaki i spojrzy na reakcję, gdy wytłumaczy mu się co je. Przecież to są pokrojone jelita. Wtedy porównajmy się z Koreańczykami.
– Czy z racji swoich dotychczasowych aktywności nie obawia się pan, że ludzie odbiorą pański pomysł jako próbę stworzenia nowego ruchu politycznego?
– Dobrze, żeby to wybrzmiało. To nie ma być w żadnym stopniu inicjatywa polityczna. Moje wcześniejsze zaangażowania w politykę nie mają przy tym żadnego znaczenia. Jeśli komuś będzie przeszkadzała moja osoba w tym zamyśle, to może taki ruch powstanie w Raciborzu beze mnie. Ja gwarantuję, że każdy kto przyjdzie na spotkanie w piątek 22 października do Casagrande w Raciborzu o godz. 16.00, może być pewien, że jego emocje, jego uczciwość, jego zaangażowanie nie zostaną użyte do jakiejkolwiek akcji politycznej. Bo to co chcę robić jest skupione w tytule tego przedsięwzięcia – centrum obrony praw zwierząt.
Rozmawiał Mariusz Weidner