Darek DaRowerem: cały dystans siedzi w głowie. Jedzie dookoła Polski by sąsiadka mogła żyć
W czwartkowy wieczór 8 lipca rowerowy turysta dotarł, pokonawszy ponad 1000 km, do Raciborza. To punkt na jego trasie po całej Polsce. Podróż ma charytatywny cel: gdzie może prosi o wolne datki dla młodej, ciężko chorującej kobiety, której chce bezinteresownie pomóc. Kwesta odbywa się w internecie (siepomaga.pl/darowerem). Nowiny spotkały się z rowerzystą w czwartek 8 lipca, już wieczorem kiedy wjeżdżał do Raciborza. Rozmawialiśmy przy zapadającym zmroku, charytatywnego rowerzystę rozświetlały reflektory samochodów przejeżdżających DK 45.
– Dlaczego wybrał się pan w rowerową podróż dookoła Polski?
– To przedsięwzięcie ma kilka aspektów, ale najważniejszym jest leczenie mojej sąsiadki Edyty, młodej kobiety. Gdzie mogę to mówię, żeby trzymała gardę wysoko, bo razem damy radę. Jej leczenie kosztuje 100 tys. zł miesięcznie. Chcę pomóc w uzbieraniu tej kwoty, żeby dać jej ten miesiąc życia. Lek jest bardzo skuteczny, kiedy go zażyła była w stanie towarzyszyć mi w przejażdżce rowerem.
– Z zawodu jest pan nauczycielem. Czy w tym przypadku ma to jakieś znaczenie? Pedagodzy pomagają młodym ludziom.
– Myślę, że zawód nie ma tu nic do rzeczy. Niezależnie od kwalifikacji zawodowych trzeba mieć takie cechy, aby chciało się pomagać, o ile ma się tę możliwość.
– Jaką trasę już pan przejechał? Jak ona wyglądała?
– Oficjalnie startowałem w Chełmie. Dzień wcześniej odbył się taki start symboliczny od domu Edyty. Potem ruszyłem wzdłuż granicy wschodniej kraju, przez Bieszczady, a następnie południową granicą i znalazłem się na Śląsku. Żeby zjeść tu słynne kluski z dziurką.
– Opracował pan jakąś taktykę na tę podróż?
– Nic wielkiego nie trzeba robić. Wystarczy wsiąść na rower i jechać. Cały ten dystans siedzi w głowie. Jak ktoś nie uwierzy w siebie, to mu się nie uda, ale rzeczy niemożliwe są warte wysiłku. Polecam taki projekt każdemu, warto spróbować. Nie od razu się zrobi 200 km, ale od 8 czy 10, od takich dystansów można zaczynać.
– Czym pan jedzie w tej podróży dookoła Polski?
– Mam rower ze sportowego marketu. Była promocja i kupiłem. Od 2014 roku mi towarzyszy i odpukać większych problemów z nim nie ma. Te części co się zużywają to trzeba wymieniać. Wyposażenie zależy od jadącego. Jeden potrzebuje poduszkę, inny się bez niej obejdzie. Mam ciuchy na zmianę, przybory higieniczne, wiozę kuchenkę ze sobą, bo czasem śpi się pod gołym niebem. To jest ekwipunek z myślą o wyprawie na cały miesiąc.
– Jak się panu jedzie? Dużo jest w kraju infrastruktury typowo rowerowej? Na naszą rozmowę dojechał pan drogą krajową, w asyście tirów i rozpędzonych aut.
– Były po drodze świetne ścieżki dla rowerzystów. Mile zaskoczony jestem Velo Dunajec. Jechało się nią jak po nitce, polecam. Na Wiślaną trasę rowerową też się załapałem. Były po drodze projekty ścieżkowe dla rowerów. Nie pamiętam nazw. Dróg z ruchem samochodowym staram się unikać. Raz, że to niebezpieczne, dwa, że jest ogromny hałas, a trzy, że cały czas człowiek jedzie spięty. Po takiej jeździe człowiek jest bardziej psychicznie zmęczony niż fizycznie.
– To pański któryś z kolei projekt rowerowy. Umie pan go już porównać z poprzednimi?
– Ten jest na pewno ekstremalny z uwagi na jego długość i w poprzednich projektach towarzyszyli mi koledzy. Teraz jadę sam, choć koledzy chyba trochę mi pomogą. Pytają czy jest fajnie, czy jest ciężko. Myślę, że w jakimś fragmencie mi potowarzyszą.
– Bywał pan już w tych okolicach? Na Śląsku?
– Jeszcze tu nigdy nie byłem. W Bieszczadach też nie miałem przyjemności bywać. Żałuję, że nie dopisała mi pogoda, bo przez ulewy nie zobaczyłem tych Bieszczad. W Malborku w rozgłośni radiowej mówili, że jestem pierwszym rowerzystą, który przepłynął Bieszczady na rowerze.
– Co jeszcze przed panem?
– Na Facebooku DaRowerem są informacje na temat mojej wyprawy. Dzięki tym wpisom miałem trzy fajne noclegi na trasie. Dziękuję, że podjęli mnie Magda i Olo, od których w Węgierskiej Górce dostałem dobre jedzenie i mogłem się wyspać wygodnie w łóżku. Takich przykładów jest więcej. Ludzie dołączają do mnie na trasie, pilotują. Dostaję sygnały, że na mnie czekają. Najważniejsze, że ciągle są wpłaty na skarbonkę.
– Jak można wspomóc pańską akcję dla chorej Edyty?
– Jest na DaRowerem adres skarbonki. Kwota rośnie jak coś się dzieje na trasie. Jak 1000 km przekroczyłem na przykład były wpłaty. Aneta moja „kierowniczka”, wirtualnie jedzie ze mną. Tak policzyliśmy, że każdy kilometr to 10 zł. Za 1000 km powinno się uzbierać 10 tys. zł.
– Kiedy to się u pana zaczęło, że zaczął pan jeździć na długich dystansach?
– Wbrew pozorom jest masa takich osób jak ja. Wystarczy po prostu ruszyć w dalszą trasę i samemu się przekonać o tym. Długodystansowców spotykam często, powstają przecież pod nich te długie szlaki rowerowe. Może uda mi się kogoś „zarazić” mogą pasją. Jeżdżę po różnych miejscach i jeśli ktoś ma ochotę to może mi towarzyszyć. Można ze mną przejechać kawałek, krótszy czy dłuższy. Chętnych zawsze zapraszam.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Rowerowy przejazd po Polsce ze szlachetnym celem w tle
Darek – nauczyciel i pasjonat turystyki rowerowej przemierza rowerem polskie ścieżki i drogi żeby nagłośnić zbiórkę pieniędzy na leczenie chorej sąsiadki. To projekt DaRowerem, podczas przejazdu dookoła Polski Darkowi towarzyszy e-skarbonka: siepomaga.pl/darowerem, do której już można wpłacać środki na leczenie Edyty.