O antyklerykalizmie w punktach trzech
Ks. Łukasz Libowski przedstawia.
Zacznę od rozróżnień, ponieważ bardzo często pozwalają one zrozumieć, a jeśli nie zrozumieć, to na pewno w jakieś mierze uzmysłowić, uprzytomnić sobie, jak skomplikowana jest rzeczywistość.
Otóż sądzę, że są co najmniej dwa rodzaje antyklerykalizmu. Dwie te odmiany antyklerykalizmu wyznacza stopień negatywnego ustosunkowania się do duchownych. Owo ustosunkowanie może być bowiem albo bardziej, albo mniej radyklane. W konsekwencji mamy antyklerykalizm radyklany i umiarkowany. Pierwszy głosi: „Wszyscy księża są źli i wszystko, co księża robią, jest złe – odnośnie do pojęcia złości: nie chodzi tu o jego sens wyłącznie moralny – i dlatego należy czynić, co tylko się da, aby księża zniknęli spomiędzy ludzi”. Natomiast teza, przy której obstaje antyklerykalizm wtóry, przedstawia się mniej więcej tak – tu uproszczenie jest znacznie większe aniżeli w przypadku pierwszym, bo umiarkowanie doprawdy różnie może wyglądać, no ale dla klarowności wywodu na to uproszczenie już się tu zgódźmy: „Zdarzają się księża źli i zdarza się, że popełniają księża zło: trzeba przeto czynić, co możliwe, aby zło spośród księży wyrugować, aby źli księża się poprawili”.
Każdy z dwóch tych antyklerykalizmów może objawiać się bądź to w formie wulgarnej, prymitywnej, bądź w formie uładzonej, kulturalnej; oczywiście, antyklerykalizm w formie drugiej łatwiej „przełknąć”, łatwiej, by tak rzec, obsłużyć. Poza tym jeden i drugi ze wskazanych antyklerykalizmów może być zarówno chrześcijański, katolicki, jak niechrześcijański, niekatolicki; tak, są antyklerykalni katolicy, są chyba nawet antyklerykalni księża.
Antyklerykalizm jako taki ma, przypuszczam, trzy zasadnicze przyczyny, pewno niejedyne: empiryczną, emocjonalną i intelektualną. Bierze się on, moim zdaniem, po pierwsze, z przykrych doświadczeń, tak osobistych, jak cudzych, z księżmi – także z nieprzyjemnych społecznych doświadczeń z księżmi – po drugie, z pielęgnowania wyrosłych na gruncie tych doświadczeń emocji, niekiedy może nawet z rozmyślnego „podkręcania” tych emocji, po trzecie, z ogólnego poglądu na świat czy z żywionych przekonań.
Punkt drugi mojej „rozprawki”: antyklerykalizm ma pozytywy i negatywy. Inaczej być nie może.
Co do jego pozytywów, widzę przede wszystkim dwa. Po pierwsze, stanowi korekturę dla klerykalizmu; relacja klerykalizm – antyklerykalizm jest bardzo, myślę, zdrowa i społecznie potrzebna, jeśli tylko przebiega parlamentarnie, jeśli strony się nawzajem szanują. Klerykalizm jest poniekąd, jak mi się wydaje, wpisany w chrześcijaństwo, dlatego, że program chrześcijański jest, raz, programem totalnym, przynoszącym całościową wizję człowieka, życia i świata, oraz, dwa, programem, który księżom przyznaje dość znaczną rolę do odegrania. Chrześcijanin wszystko widzi we właściwy sobie sposób i wszystko, w miarę możliwości, podporządkować chce swojej wierze, a duchowny w tej jego aktywności prowadzi go, wspiera go, doradza mu i towarzyszy. Tego nie da się chyba zmienić, chrześcijaństwo takie po prostu chyba jest. Acz, jasne, liczą się chrześcijanie i księża – niektórzy, niestety, mało, jeśli w ogóle, co przyznaję ze wstydem – z tym, że obok nich są ludzie z zupełnie innym oglądem świata i z całkowicie odmiennym pomysłem na życie. Dla dobra społeczności, w części przecież niechrześcijańskiej, potrzebny jest więc antyklerykalizm. A i Kościołowi wyświadcza on chyba przysługę, niekoniecznie wszak służy hierarchii kościelnej, pokazuje historia, kiedy jest bardzo w świecie, w polityce wpływowa. Po drugie, antyklerykalizm, napiętnowując patologie występujące pośród duchownych, przyczynia się w jakimś stopniu, w stopniu chyba niemałym, do oczyszczenia ich szeregów. Jak sekularyzacja w pewnej mierze oczyszcza wiarę i religię, tak, uważam, antyklerykalizm w jakieś mierze oczyszcza kler.
Gdy chodzi zaś o zasadnicze wady antyklerykalizmu, też widzę dwie; obie dotyczą raczej antyklerykalizmu radykalnego. Po pierwsze, krzewi nietolerancję, by nie powiedzieć, że nienawiść. Czemu niby księża nie mieliby istnieć w społeczeństwie? Czemu nie mieliby głosić nauki chrześcijańskiej tym, którzy chcą jej słuchać? Są przecież księża częścią społeczeństwa. I w związku z tym mają prawo w społeczeństwie żyć, funkcjonować i działać. Jak każdy człowiek, każdy obywatel. Można by właściwie stwierdzić, że antyklerykalizm jest wewnętrznie sprzeczny, jako że w imię wolności głosi niewolność dla księży. Po wtóre, bazuje antyklerykalizm na wielkich uproszczeniach, na które trudno przystać; w tym sensie zafałszowuje rzeczywistość. Wszystkich księży wrzuca do jednego worka, mówi tylko o kapłanach złych. A przecież wielu jest księży dobrych. Ponadto nie zajmuje się antyklerykalizm dramatem, nie uwzględnia antyklerykalizm dramatu, jaki przeżywają księża czyniący zło, a walczący ze złem; sądzę, że księża – degeneraci to naprawdę jakaś tylko część kleru, reszta duchownych to księża zmagający się z własną złością, pracujący nad sobą. Bo to normalni ludzie, normalni chrześcijanie: owszem, dla ludzi/wiernych są kapłanami, lecz z ludźmi/wiernymi są chrześcijanami.
I rzecz trzecia, ostatnia, bardzo osobista, może nawet intymna. Jestem księdzem. I nic na to nie poradzę, ale antyklerykalizm, zwłaszcza wulgarny antyklerykalizm radyklany, głęboko mnie zasmuca. To kwestia uczuć. Mam do tego uczucia prawo. Jak każdy ma prawo do swoich uczuć. Przykro mi, kiedy słyszę, że jestem zakałą społeczeństwa, darmozjadem, zboczeńcem, zacofańcem itd. Choć staram się rozumieć, skąd takie sądy się biorą. Na poziomie rozumu wszystko u mnie jest w porządku, ale na poziomie serca nie.
Smucę się antyklerykalizmem tym bardziej, że uważam, iż mam niewygórowane oczekiwania. Chcę między ludźmi spokojnie sobie żyć. Nie szukam żadnych przywilejów. Tak jak każdy chcę być traktowany z jakąś minimalną życzliwością, sam tak samo staram się traktować innych. A temu, kto będzie zainteresowany, chcę opowiedzieć o mojej wierze, o chrześcijaństwie, bo mam je za naprawdę sensowny koncept na życie. Chcę po prostu móc robić swoje. Obok innych, pośród innych. Czy doprawdy w pluralistycznym społeczeństwie nie znajdzie się dla mnie miejsce?