Jarosław Darda: życie jest jak talia kart
Ma 35 lat, od 7 lat mieszka w Zabełkowie. Na co dzień pracuje w firmie ZOK II, obsługując powierzchniową stację odmetanowania w kopalni ROW Ruch Rydułtowy. Interesuje się sportem, ornitologią, ale przede wszystkim…skatem. Grą, w której jak w życiu, najlepiej posługiwać się zasadami fair play.
– Kiedy po raz pierwszy zetknąłeś się ze skatem?
– Karty towarzyszą mi od dzieciństwa. Zresztą nie tylko mnie, a całemu mojemu rodzeństwu. W domu zawsze w coś graliśmy: w tysiąca, makao, remika. Z kolei mój ojciec, wujkowie i sąsiedzi, jak spotykali się w swoim gronie, to zawsze grali w skata. Problem tkwił w tym, że gdy chciałem się nauczyć w niego grać, to ojciec twierdził, że musi być nas trzech. Moje rodzeństwo nie wykazywało większych chęci, stąd mój zapał musiał na jakiś czas ostygnąć. Pewnego dnia, gdy z kolegami rozmawialiśmy o pewnej grze, jeden z sąsiadów, słysząc naszą rozmowę, zapytał czy potrafimy grać w skata. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie, bo nie miał nas kto nauczyć. Wtedy on zaproponował, że przyniesie mi książkę i jak będę chciał, to się nauczę. I tak też się stało. Dostałem książkę „Wszystko o skacie” Henryka Pukocza i tak się zaczęła moja przygoda. Czytałem, rozkładałem sobie karty na wzór tych z książki i w ten sposób się uczyłem. Gdy już poznałem zasady gry, postanowiłem, że sprawdzę swoje umiejętności na turnieju sekcyjnym klubu KWK 1 Maja z Wodzisławia Śląskiego. Zderzenie z rzeczywistością było brutalne (śmiech), ale nie poddałem się.
– Na czym polega ta gra?
– Skat jest dość specyficzny. Uczy gry zespołowej, logicznego myślenia, a także relacji międzyludzkich. Podczas jednego rozdania mogą zagrać maksymalnie trzy osoby, a czwarta tylko tasuje i rozdaje karty, jednakże nie uczestniczy w grze. Po rozdaniu kart, których jest 32 (po 10 dla każdego gracza i 2 zakryte, leżące na środku stołu) następuje licytacja o karty zakryte. Każda gra ma inną wartość licytacji (inna będzie w grandzie, grze zerowej i kolorowej). Im wyższa licytacja, tym poziom trudności wzrasta. Licytacja rozpoczyna się od 18. Jest to najniższa wartość, podczas gdy maksymalna wynosi 264.
– Co się dzieje, gdy któryś z zawodników wygra licytację?
– Tworzą się dwie strony gry: solista (zawodnik, który wygrał licytację i chce wygrać wybraną przez siebie grę) oraz strona przeciwna (pozostałych dwóch zawodników), którzy za wszelką cenę chcą ograć solistę. Wspomniałem wcześniej, że skat uczy gry zespołowej – powyższy przykład o tym świadczy. Raz mogę grać z jednym przeciwnikiem, by w kolejnym rozdaniu grać przeciwko niemu. Może być też tak, że to oni zagrają przeciwko mnie.
– Powiedziałabym raczej, że odzwierciedla przewrotność życia.
– Można to też tak rozumieć. W każdym razie solista po wygranej licytacji ma prawo zobaczyć, co było w tych dwóch zakrytych kartach, o które toczyła się walka. Co więcej, może wymienić swoje dwie karty, które mu nie pasowały i zapowiedzieć, w którą grę będziemy grać (gra kolorowa, zerowa, grand). Solista, by wygrać, musi uzbierać w kartach co najmniej 61/120 pkt. Jeśli zwyciężył, to otrzymuje tyle punktów, za ile zapowiedział grę i 50 pkt premii za wygraną.
– Co się dzieje, gdy solista przegra?
– Jeśli uzbiera 60 pkt lub mniej, to wygrywa strona przeciwna, a solista przegrywa zapowiedzianą grę dwa razy (jeśli wybrał grę odpowiadającą np. wartości 40, to przegrał ją 40 x2, czyli soliście odpisuje się 80 pkt). Natomiast strona przeciwna uzyskuje po 30 lub 40 pkt w zależności od tego, ilu jest zawodników. Jeżeli gramy w trzy osoby, to po 40 pkt, a jeżeli w cztery, to po 30. Wracając do przegranej gry: jeżeli solista przegra, to nie dość że traci punkty razy 2, to jeszcze odejmuje mu się wartość premii za przegraną (-50 pkt). Po zakończonej partii wracamy do początku. Ostatecznie wygrywa ten, kto uzbiera najwięcej punktów.
– Jakie cechy charakteru powinien mieć zawodnik?
– Moim zdaniem powinien być opanowany, mieć analityczny umysł i bardzo dobrą pamięć.
– Podobno szata graficzna kart jest dość specyficzna. Opowiedz coś o tym.
– Musimy zacząć od tego, iż karty do gry w skata dzielą się przynajmniej na dwa rodzaje. Są to karty francuskie (wzór międzynarodowy, którymi rozgrywane są wszystkie oficjalne turnieje) oraz tzw. karty śląskie, które rzeczywiście mają charakterystyczną szatę graficzną. Awers (strona wewnętrzna) zdecydowanie różni się od kart francuskich. Karty śląskie oprócz cyfr i postaci (króle, walety, damy) przedstawiają najważniejsze symbole polskich miast. Natomiast rewers wszystkich kart, tak samo śląskich jak i francuskich, jest uzależniony od sponsora kart, okazji na jaką zostały wydane etc. Rewers kart jest gratką dla kolekcjonerów. Osobiście znam osobę, która ma już ponad 800 talii z różnymi rewersami z całego świata.
– Ile talii posiadasz?
– Okolicznościowych jakoś specjalnie nie kolekcjonuję, ale zwykłych mam ponad 100.
– To bardzo dużo!
– Niekoniecznie. Po każdym turnieju ostatni zawodnik przy stole otrzymuje karty. Jestem prezesem naszego klubu, więc to mnie zawodnicy oddają talie, które później służą nam podczas turniejów sekcyjnych (wewnętrznych). Natomiast jeżeli chodzi o zakup kart, to za to odpowiedzialny jest okręg i to on zamawia hurtowo np. 5000 talii jednorazowo i to na jakiś czas nam wystarcza.
– Karty mają tak krótki termin ważności? (śmiech)
– Tutaj chodzi o przestrzeganie pewnych zasad. Każdy turniej musi być rozgrywany nowymi kartami, aby nie było podejrzeń że ktoś je znaczył.
– W skacie można oszukiwać?
– Jak i w życiu, czy innych dyscyplinach – można spróbować, tyle tylko, że praktycznie każda taka próba kończy się niepowodzeniem ze względu na specyfikę gry. Każdy zawodnik liczy punkty, pilnuje kart, zwraca uwagę na to, jakie kolory zostały już rozegrane, analizuje na bieżąco przebieg gry, więc gdy nagle ktoś dokłada kartę, którą wcześniej miał oddać, a tego nie zrobił, to jest to w 99% natychmiast wyłapywane przez pozostałych graczy.
– Czym różni się skat sportowy od otwartego?
– W sportowym są ściśle określone zasady (tzw. przepisy międzynarodowe), natomiast w otwartym są dodatkowe gry, które nie są rozgrywane według oficjalnych przepisów.
– Skat ma kilka rozgrywek. Która z nich jest według ciebie najtrudniejsza?
– Trudno to określić. Czy to gra kolorowa, czy zerowa lub nawet ta typu grand – wszystkie mogą być łatwe, bądź trudne. Rzecz nie tyczy się rozgrywki, a karty jaką się posiada. Liczą się też umiejętności. W skacie są rozgrywki, których się w ogóle nie pamięta ze względu na łatwą wygraną, jak i gry, o których nie da się zapomnieć, bo zwycięstwo było praktycznie niemożliwe, a jednak się udało. Może być też odwrotnie, co niestety jest boleśniejsze (śmiech).
– O co walczą zawodnicy?
– O tytuły (Mistrz: Świata, Europy, Kraju, Okręgu, Grand Prix); nagrody oraz punkty w różnych klasyfikacjach, które pozwalają na udział w finałach wyżej wymienionych turniejów, czy to międzynarodowych czy krajowych.
– Dawniej uczestnicy potrafili spotykać się na całonocnych maratonach. Dzisiaj to rzadkość?
– Rzeczywiście coraz częściej odchodzi się od kilkugodzinnych imprez, choć jeszcze sporadycznie, co poniektóre kluby je organizują. Jednak zwykle to zawodnicy umawiają się prywatnie na jakieś dłuższe rozgrywki, które zaczynają się pod wieczór, a kończą nierzadko nad ranem.
– Czy w Polsce są jakieś organizacje, które wspierają tego typu wydarzenia?
– Zdecydowana większość turniejów posiada jakiegoś sponsora. Są również instytucje, osoby prywatne, które sponsorują nagrody, bądź poczęstunek dla wszystkich uczestników.
– Jesteś prezesem „KROJC Krzyżanowic”. Ile osób liczy wasz klub?
– Zrzeszamy zawodników z gminy Krzyżanowice, Krzanowice i nie tylko. Na chwilę obecną mamy zgłoszonych 15 zawodników. Dodatkowo na nasze turnieje sekcyjne przychodzą zawodnicy niezrzeszeni, bądź ci z innych klubów. Warto wspomnieć, że jesteśmy najmłodszym klubem w Polsce, bo założyliśmy go w 2014 roku.
– Jakie są wasze największe osiągnięcia?
– W 2017 roku awansowaliśmy z ligi okręgowej do czwartej. Jeśli chodzi o indywidualne osiągnięcia, to trzykrotnie zawodnicy Krzyżanowickiego KROJCA wygrywali zawody z cyklu Grand Prix Okręgu (dwa razy Andrzej Konsek i raz ja). Możemy się również pochwalić 4 miejscem na Grand Prix Polski w wielkopolskim Złotowie, na którym było 287 zawodników z całej Polski. To miejsce zostało zajęte przez moją skromną osobę.
– Na turniejach można spotkać częściej starszych uczestników, czy wiek nie gra tu roli?
– W większości są to starsi zawodnicy, ale młodzi też się pojawiają. W naszym klubie najmłodszy zawodnik ma 34 lata. Z kolei najstarszy niecałe 80.
– Ile razy w tygodniu się spotykacie, by potrenować?
– W każdy czwartek o godz 16.30 w restauracji „Staruszek” w Krzyżanowicach. Wtedy rozgrywamy swoje turnieje sekcyjne (wewnętrzne), na które serdecznie wszystkich zapraszamy!
– W ilu imprezach poświęconych tej tematyce wzięliście udział?
– W ubiegłym roku byliśmy na 45 turniejach z cyklu Grand Prix, czyli organizowanych przez nasz okręg. W 9 Grand Prix Polski, odbywających się na terenie całego kraju. Byliśmy także na eliminacjach drużynowego pucharu Polski, na finale drużynowego pucharu Polski oraz 6 kolejkach ligowych. Niektórzy pojechali jeszcze na mistrzostwa Europy. Warto także wspomnieć o 47 turniejach sekcyjnych, których byliśmy organizatorami.
– Te liczby robią wrażenie. Chyba już wiem, dlaczego na tę grę decydują się w większości strasi ludzie.
– Obecność na wszystkich wydarzeniach nie jest obowiązkowa. Celowo jeździmy na tak wiele spotkań, by zdobywać punkty, które wliczają się nam do rankingu.
– Czy wasza pasja niesie ze sobą jakieś straty finansowe?
– Na zawodach są zwykle dwie serie, które trwają po dwie godziny. Wliczając dojazd i powrót, schodzi jakieś sześć godzin. Natomiast Grand Prix Polski to już są wielogodzinne wyjazdy. Na przykład w tym roku dwa Grand Prix Polski organizowane będą w Rumii nad morzem… W każdym razie to nie są małe koszty w szczególności dla młodych zawodników. Oprócz wyjazdów należy doliczyć wpisowe. Na przykład w Grand Prix Polski wynosi ono 30 zł.
– Wygrana nie rekompensuje wam poniesionych strat?
– Czasami uda się nam coś wygrać. Są to zazwyczaj jakieś drobne nagrody rzeczowe lub finansowe w zależności od tego, kto jest sponsorem turnieju i jakiej rangi są zawody. Natomiast praktycznie wszyscy traktujemy to jako rodzaj hobby, pasji i możliwości spotkania się z innymi osobami w celu małej rywalizacji. I to jest największa rekompensata.
– Ile prawdy jest w słowach: „W życiu nie chodzi o posiadanie samych dobrych kart, ale o umiejętne granie tymi, które już masz”?
– Na to pytanie każdy powinien sobie sam odpowiedzieć. Moim zdaniem życie jest jak talia kart. Rzadko kiedy dostajemy te najlepsze – zdrowie, urodę, szczęście, miłość, bogactwo, a posiadanie wszystkich jednocześnie, to już naprawdę fenomen. Natomiast jeżeli potrafimy korzystać z tego, co dostaliśmy od losu, to niejednokrotnie może dać nam to więcej satysfakcji niż komuś, kto otrzymał lepsze życiowe karty od nas. A to jak rozegramy karty swojego życia, to już oceni za nas historia.
R.B