Nie godzą się z utratą zabytkowej szkoły
Bolesławiki – mieszkańcy najpiękniejszej z śląskich wsi, a jednocześnie jednej z najmniejszych społeczności gminy Krzyżanowice – czują się lekceważeni, ignorowani, a nawet zmanipulowani. Dali temu wyraz podczas spotkania wiejskiego, gdzie przysłowiową kropką nad „i” były nieszczelne okna w przedszkolu.
Przepełniony kielich goryczy wylał się na wójta Grzegorza Utrackiego, po tym, jak uzależnił ich wymianę od decyzji wojewódzkiego konserwatora zabytków. Tymczasem problem trwa już siedem lat, a wcześniej remontów przeprowadzanych w budynku szkoły, jak np. wymiany dachu, nie konsultowano ze służbami konserwatorskimi.
– Okna są nieszczelne, jak one wyglądają, nie można ich już nawet czyścić. Czy dzieci w Bolesławiu są inne niż w pozostałych miejscowościach? – denerwowała się jedna z mieszkanek. – Szkoła ma 120 lat i tyle samo liczą sobie okna, w których wymieniano tylko szkło i kit. Nikt dotychczas w gminie tego nie zauważył? Nikt panu o tym nie powiedział, ani dyrektor szkoły, ani przedszkola? Po co tyle zgorszenia, można było to zrobić dużo wcześniej i dziś byłaby to już historia, a teraz pojawia się jeszcze problem z konserwatorem zabytków – wtórowała bolesławianka Maria Bartosz.
– Nie jest prawdą, że nie widzę potrzeby wymiany okien, ale jest wiele inwestycji w gminie, które po kolei realizujemy. Jeśli jest możliwość termomodernizacji placówki, pozyskania środków zewnętrznych, to robimy to w pierwszej kolejności – próbował przebić się przez głosy bolesławików wójt.
Mieszkańcy przede wszystkim mają mu za złe wygaszanie szkoły w Bolesławiu. Dla nich stary zabytkowy obiekt,wybudowany jeszcze przez ich dziadków, przedstawia emocjonalną wartość i daje poczucie własnej tożsamości. Szkoła to miejsce, w którym uczyło się starsze i obecne pokolenie, z nadzieją, że dzieci ich dzieci również znajdą tam swoje miejsce. Nie chcą, aby maluchy musiały wiele czasu spędzać na dojazdach i w świetlicach w oczekiwaniu na powrót z Bieńkowic. Niestety, ta wizja małej, przyjaznej dziecku szkoły, ze względów ekonomicznych legła w gruzach, a o zdanie mieszkańców nikt nie zapytał.
– Wiem, że jest konieczność wymiany okien i malowania, ale w związku z tym, że nie ma klas szkolnych, trzeba zastanowić się nad przeznaczeniem całości budynku. Przedszkole na pewno zostanie, choć ustawa o systemie oświaty wprowadza zakaz funkcjonowania takich (jednooddziałowych) przedszkoli, które mogą istnieć wyłącznie w zespołach szkolnych – tłumaczył wójt.
– Może drogą do utrzymania przedszkola byłoby więc ponowne uruchomienie szkoły? – dopytywano z nadzieją. Włodarz jednak nie widzi szansy na utrzymanie kilkuosobowej placówki w Bolesławiu. – Proponowałem utworzenie szkoły społecznej, na którą gmina przeznaczałaby z subwencji, tyle ile otrzymuje na każdego ucznia. Muszę patrzyć na całość gminy, a brakuje na oświatę parę milionów złotych. Nie jest proste utrzymać wszystkie szkoły, wygaszać gimnazja, a jednocześnie zapewnić dzieciom dobre warunki i nowoczesne wyposażenie do nauki. To nie była moja decyzja, to wspólna decyzja rady – odżegnywał się wójt.
Sprowokował w ten sposób serię pytań mieszkańców: Dlaczego rozmawiano o szkole wyłącznie z rodzicami dzieci, a nie ze wszystkimi mieszkańcami? Czy to rada gminy zaproponowała wójtowi wygaszenie szkoły? – Nie ma prostej odpowiedzi kto zaproponował likwidację, to była konsekwencja dyskusji o kosztach, funkcjonowaniu szkół, wysokości subwencji i realizacji obowiązkowych zadań – mówił wójt wymijająco.
– Ktoś chyba wyszedł z tym tematem na forum rady gminy? Odpowiedzi oczekuję od człowieka, który kieruje gminą i ma honor odpowiedzieć na proste pytanie – nie odpuszczał wójtowi bolesławski przedsiębiorca Stefan Fichna. I dodał: – Jak załoga zadaje mi proste pytania, to mam jaja odpowiedzieć i wziąć odpowiedzialność na siebie. Wiem czym jest ekonomia, też zarządzam firmą. Czemu boi się pan odpowiedzi, zyska pan szacunek – zachęcał.
– Może ja odpowiem – włączył się radny Marian Lasak i zacytował panią dyrektor Gminnego Zespołu Oświaty, Kultury i Sportu, która w ubiegłym roku podczas wystąpienia dotyczącego oświaty tłumaczyła, że na komisji wspólnie z panem wójtem poinformowała radnych o pierwszej klasie tworzonej z bieńkowickich i bolesławskich uczniów.
– Patrzymy na całość zadań oświatowych, budżet i wydatki mamy w wysokości 19,5 mln zł, natomiast subwencji na oświatę 10 mln zł. Na dzień dzisiejszy na same szkoły brakuje 5 mln zł. Ustawa o systemie oświaty obliguje do zapewnienia w każdej szkole opieki pedagoga, logopedy i innych specjalistów, których nie jesteśmy w stanie zapewnić dla tak małej placówki, o niewielkiej liczbie dzieci. Dla małych szkół kazano nawet otworzyć świetlicę, co w przyszłości generowałoby niepotrzebne koszty – starał się tłumaczyć wójt. Przyznał, że nie jest tak, że nie patrzy się na dobro dziecka, bo stwarzane są bardzo dobre warunki kształcenia w dużych szkołach, realizowane są różne projekty edukacyjne. – Nie jest to łatwa decyzja wygaszenia tej filii, bo wiem ile ta szkoła dla was znaczy, ale popatrzcie też na całość zadań, które realizuje gmina – przekonywał.
Zdenerwował mieszkańców, próbując wesprzeć się autorytetem radnego Mariana Lasaka. – Dyskutowałem na temat małych szkół i klas z radnym z Bolesławia, który nie zaakceptował tego, ale może i przyzwolił... – szukał wsparcia. Samorządowiec zdecydowanie zaprzeczył, jednocześnie przywołał zdarzenie, które – w jego odczuciu – obrazuje sposób rządzenia w gminie: – Na spotkaniu z udziałem wójta, pani dyrektor (GZOKSiT), dyrektora szkoły Dariusza Krawczyka z sołtysem wyraziliśmy swoje opinie na ten temat. W parę dni później zadzwonił pan wójt do sołtysa i ostrzegł: – Pogadaj z radnym, bo jak nie uspokoi się, to wioska tego pożałuje”.
Marian Lasak uważa, że konsekwencją było odmówienie mu wsparcia finansowego – po raz pierwszy od 10 lat, a więc od kiedy organizowana jest impreza – na tegoroczne Nocne Zawody Strażackie w Bolesławiu.
– Panie wójcie, mamy wrażenie, że zabrakło trochę dobrej woli. Jeżeli w tamtym czasie byłoby zebranie, pan wójt przyszedłby, wspólnie usiedlibyśmy przy kawie i rozważylibyśmy różne propozycje. Myśl, że wtenczas udałoby się nam ominąć bardzo dużo problemów. Nigdy nie czekaliśmy z założonymi rękami. Sama mam piątkę dzieci i szkoła zawsze była priorytetem. Może nie jest to dobre, że angażowaliśmy również nasze dzieci, aby w ten sposób uczyły się dbania o coś, co dla nas było ogromną wartością. I naraz za nas – co jest niepojęte – ktoś zdecydował o naszej perełce, o którą dbaliśmy, pielęgnowaliśmy i na którą chętnie składaliśmy pieniądze – tłumaczyła bolesławianka Krystyna Maisik.
Doceniając zasługi wójta, któremu – jak w żadnej innej gminie – udaje się pozyskać bardzo dużo środków finansowych, jeden z mieszkańców uznał, że postawa dobrego gospodarza nie godzi się ze sposobem traktowanie małej społeczności: – Dla tego zgorszenia nie warto było tej ekonomii robić. To się wójtowi nie opłaciło!
(ewa)