Duży kaliber: Makabra w Kamieniu osądzona
Wizja lokalna w domu, w którym doszło do morderstwa
RYBNIK Na 15 lat pozbawienia wolności Sąd Okręgowy w Gliwicach skazał Sebastiana P. oskarżonego o zamordowanie właściciela domu, w którym mieszkał. Ciało zakopał na podwórku pod kojcem z psem.
Skazany to 41-letni mechanik maszyn i urządzeń górniczych, ostatnio zatrudniony w austriackiej firmie budowlanej, ojciec dwójki dzieci. Zdrowy psychicznie, w przeszłości karany za napad. To on w 2010 roku miał zamordować 61-letniego Andrzeja Becha, od którego miał wynajmować dom przy ulicy Poremby w rybnickiej dzielnicy Kamień. Ciało mężczyzny znalazła w lutym tego roku policja. Szczątki zakopane były w ogrodzie gdzie z rodziną mieszkał Sebastian P. Policja wiedziała, gdzie szukać, bo miejsce wskazał im sam 41-latek. Zgłosił się na komendę po tym, gdy policja zaproponowała mu badanie na wykrywaczu kłamstw. Wiedział, że go nie przejdzie.
Opowiedział o zbrodni
Mężczyzny szukano od siedmiu lat. Z zebranych w 2010 roku materiałów wynikało, że 61-latek mógł wyjechać za granicę lub na północ Polski. Tak twierdził Sebastian P., który zamieszkał w domu Andrzeja B. Zniknięcie mężczyzny od razu wydało się organom ścigania podejrzane. Starszy człowiek, domator, który nigdy nie wyjeżdżał, nagle miał porzucić dom i wyjechać z poznaną kobietą. Dodatkowo przestał pobierać zasiłek z opieki społecznej. Mijały lata, a policjanci nie potrafili natrafić na jakikolwiek ślad po 61-latku. Coraz bardziej prawdopodobna była wersja, że Andrzejowi B. ktoś pomógł „zniknąć”. Po zgłoszeniu się na komendę Sebastian P. mężczyzna przyznał się śledczym, że udusił Andrzeja B. w piwnicy przedłużaczem, a następnie ukrył jego ciało pod ziemią. Jak tłumaczy, 61-latek miał wykorzystać seksualnie jego upośledzonego, 13-letniego syna.
Zabiłem za Pawełka
– Zabiłem Andrzeja Becha z powodu krzywdy, którą zrobił Pawełkowi. Dziecko cierpi na porażenie mózgowe. Od pewnego czasu miałem podejrzenie, że coś jest nie tak. Mówił, że miał pić piwo z dziadkiem, jak nazywał Andrzeja, mówił coś o nożu i o całowaniu po brzuchu. Potem było zdarzenie w basenie, po którym nabrałem pewności, że go krzywdzi – tłumaczył. Podczas procesu zapewniał również, że jego rodzina nie wiedziała o śmierci gospodarza i mogile w ogrodzie. – Ciężko opisać co przeżywałem przez ten okres czasu. Przez pierwszy rok nie mogłem spać. Wyjechałem pracować do Czech, żeby rzadziej być w tym miejscu, na tym podwórku. Ciężko było przebywać na tym placu, robić grilla, wiedząc, że Andrzej jest tam pochowany. I tak potem było przez kolejne lata. Pod koniec 2016 roku już czułem, że policja zaczyna mnie podejrzewać o zniknięcie Andrzeja. Żona pytała nieraz „ciekawe co się stało z Andrzejem?”. Nie podejrzewała mnie – tłumaczył. Córka Andrzeja Becha występuje jako oskarżyciel posiłkowy. Zaprzecza, żeby jej ojciec miał jakiekolwiek skłonności pedofilskie. W krzywdzenie dziecka nie wierzyli również sąsiedzi. – Andrzej zaczął im przeszkadzać – mówią.
Siedział za napad
20 listopada w rybnickim wydziale zamiejscowym Sądu Okręgowego w Gliwicach zapadł wyrok. – W bliżej nieustalonym dniu czerwca 2010 w Rybniku, na terenie domu jednorodzinnego przy ulicy Poremby, działając w bezpośrednim zamiarze pozbawienia życia Andrzeja Becha, po uprzednim zepchnięciu go ze schodów prowadzących do piwnicy zacisnął mu przewód elektryczny na szyi powodując zgon – odczytywał wyrok sędzia Ryszard Furman. Sąd zauważył, że morderstwa oskarżony dopuścił się w ramach recydywy, bo w przeszłości odsiadywał wyrok za napad. Sebastian P. został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny.
(acz)