Jarmark na granicy w deszczu
Jesienny jarmark na granicy zarówno handlujących, jak i kupujących przywitał deszczem. A szkoda, bo ta plenerowa impreza w Chałupkach największym zainteresowaniem cieszy się przy słonecznej aurze. Trudno więc dziwić się, że stoisk było nieporównywalnie mniej, niż przy wiosennej edycji kiermaszu staroci, choć w gronie wystawców znaleźli się goście m.in. z Ustronia czy Krakowa.
Nieprzerwanie padający deszcz, sprawił że wielu sprzedających, którzy przyjechali nawet poprzedniego dnia, nie zdecydowało się wystawić swego towaru i wyjeżdżało z jarmarku jeszcze wczesnym rankiem. Ci, którzy pozostali, skrywali swe cenne przedmioty pod foliami lub namiotami, a zainteresowani ich zakupem chowali się pod parasolami i kapturami kurtek przeciwdeszczowych.
Jak zawsze jarmarkowi towarzyszyła ogromna różnorodność, szczególnie dużo było pięknej porcelany, zdecydowanie mniej mebli, które trudno prezentować w tak mokry dzień. Zainteresowani starociami i antykami mogli wzbogacić swe kolekcje o ozdoby, dewocjonalia, książki, wyroby rękodzielnicze, stare przedmioty gospodarstwa domowego, a także ze szkła, kryształu i metalu. Nie brakowało też towarów współczesnych, jak np.: ciuchów, akcesoriów dla domu czy zabawek.
Wielu sprzedających chętnie przyjeżdża do Chałupek. Radlinianka oferująca już po raz drugi na granicy swe starocie przyznała, że kupujący są bardziej mili niż na innych jarmarkach i nawet targują się w sposób bardziej kulturalny. Dlatego pomimo deszczu i zimna zdecydowała się zostać, chociaż po zakończeniu imprezy będzie musiała suszyć to, co przez kilka godzin mokło na deszczu.
(ewa)