Były dyrektor OSiR prowadzi LKS Cyprzanów
Jerzy Kwaśny wrócił po 23 latach na ławkę trenerską
Ostatnio trenował Unię Racibórz. W 1993 roku gdy grała w III lidze. Na emeryturze, po odejściu z OSiR, przyjął ofertę Gerarda Buli prezesa LKS, który gra w klasie B.
Byłego piłkarza, drugoligowca Odry Wodzisław i Motoru Lublin mało kto dziś kojarzy z występami na murawie. Jako szkoleniowca też niewielu go pamięta. Za piłką biegają dziś ludzie, dla których mógłby być dziadkiem. – Czuję się wciąż młodo. Biegam, pływam i jeżdżę na rowerze. Teraz podzielę się swoim doświadczeniem w niższej klasie rozgrywkowej. Chciałem zacząć od takiego poziomu. Coś jakbym startował od zera – porównuje J. Kwaśny. W ostatnim okresie swego urzędowania w OSiR był obiektem internetowego hejtu. Teraz też posypały się pod jego adresem niewybredne komentarze. – Córka mi przekazała, że znów po mnie jadą. Ja się anonimami nie przejmuję. Śmieję się jak te żmije się odzywają – twierdzi Kwaśny.
Ofertę przyjął na wczasach. Zadzwonił prezes Bula, po rozmowie z Józefem Teresiakiem (trenuje Krzanowice, lidera klasy A). Jerzy Kwaśny wcześniej miał propozycję prezesury w Unii Racibórz. – Nie chciałem robić czegoś tak podobnego do poprzedniego zajęcia. Namawiał mnie Henryk Mainusz – wyjawił nam były szef OSiR.
Trenerkę w Cyprzanowie traktuje jako wyzwanie. Problemów kadrowych jakie mają wszystkie wiejskie drużyny wcześniej nie znał. – Nie mam luksusu, że można przebierać w graczach. Grają ci co chcą i są zdrowi – zaznacza. Ma młodą drużynę opartą na miejscowych. Śmieje się, że "90 procent to kawalerowie i ma to znaczenie". Nie zna jeszcze potencjału rywali, przygląda się im w meczach w klasie B. – Prezesa Bulę od razu pytano czy go na mnie stać. Finansowo od razu się dogadaliśmy. Chcę to robić i nie chodzi o pieniądze. Mało trenerów w niższych klasach dysponuje takim doświadczeniem jak ja. Liznąłem kiedyś zawodowej piłki i chętnie podzielę się tym co umiem i wiem – podsumowuje Jerzy Kwaśny.
(ma.w)