Robert Struzik – nasz lokalny paparazzo
Nikt nie pamięta, kiedy po raz pierwszy zjawił się w naszej redakcji. Najpierw przychodził tylko po gazety, więc okrzyknęliśmy go najwierniejszym czytelnikiem „Nowin”. Potem zaczął przynosić swoje zdjęcia z weekendowych imprez oraz wydarzeń i ze zwykłego czytelnika stał się naszym kolegą. Dzięki Robertowi zaczęliśmy poznawać język migowy i przełamaliśmy barierę porozumiewania się z osobami niesłyszącymi.
To chłopak o złotym sercu – mówi o Robercie Struziku siostra Monika – katechetka w szkole głuchych – i opowiada, że jego dobroć i naiwność wiele razy wykorzystywano. Bo Robert, nie mając żadnej rodziny, lgnął zawsze ufnie do innych, wierząc w ich bezinteresowność.
Matka porzuciła go we wrocławskim szpitalu, gdzie przyszedł na świat 27 grudnia 1961 roku. Stąd trafił do domu dziecka w Piszkowicach koło Kłodzka. Nie wiadomo dlaczego, po I Komunii Świętej przeniesiono go do Ośrodka dla Głuchych w Raciborzu. Podobna placówka znajdowała się też w jego rodzinnym Wrocławiu, ale ktoś zadecydował inaczej i Robert trafił do naszego miasta.
Nie było mu łatwo. Nikogo tu nie znał, z nikim nie potrafił się porozumieć. Często wspomina, że całymi dniami płakał, a najgorsze były święta i wakacje, kiedy większość wychowanków wracała do rodziców, a on zostawał w internacie, bo nie miał dokąd pójść. Ośrodek na wiele lat stał się jego domem. W dużej mierze za sprawą wychowawców i nauczycieli. Robert nigdy nie zapomni nauczycielki, a potem dyrektorki szkoły – Marii Muszały, która, niczym mama, wyposażała go na szkolne wycieczki w niezbędny sprzęt, ubrania i prowiant. Wspomina też wspaniałą przygodę w kółku fotograficznym Jerzego Reznego, gdzie spędzając wiele godzin nauczył się podstaw fotografowania i technik wywoływania zdjęć. Ta pasja stała się w jego życiu najważniejsza i mimo zdobytego zawodu stolarza oraz późniejszej pracy w Ramecie, Robert zawsze czuł się fotografem. – On robi naprawdę piękne zdjęcia – chwali swego wychowanka Jerzy Rezny i razem z Franciszkiem Lazarem chętnie ustawia się do pamiątkowych fotografii swojego ucznia, które znajdą się w jubileuszowej wkładce „Nowin Raciborskich”. Obaj panowie są przekonani, że gdyby Robert miał kogoś bliskiego, kto poświęciłby mu więcej uwagi, z pewnością lepiej potrafiłby mówić. Ale i bez tego bezbłędnie nazywa wszystkie drzewa rosnące wokół ośrodka, czego nauczył go pan Franciszek. Jego pomoc stała się też nieoceniona, kiedy Robert przeprowadzał się z internatu do pierwszego w życiu własnego domu. Niewielka kawalerka w centrum Raciborza, przyznana przez urząd miasta, pozwoliła mu na rozpoczęcie samodzielnego życia, ale puste mieszkanie tego nie ułatwiało. Ekipa wychowawców z ośrodka pomogła wtedy wyposażyć kwaterę w niezbędne meble.
– Struzika poznałem dzięki Kołu Gospodyń Wiejskich w Studziennej. Jedna z jego członkiń pracowała w szkole głuchych i trochę mu matkowała. Kiedy panie organizowały jakieś festyny, zawsze przy okazji zbierały pieniądze, które wpłacały później na książeczkę mieszkaniową Roberta – mówi ks. Jan Szywalski i dodaje, że Robert od lat towarzyszy jako fotograf wszystkim wydarzeniom związanym z ośrodkiem i duszpasterstwem niesłyszących. Jego zainteresowania nie ograniczają się jednak tylko do świata głuchych. Uczestniczy w wystawach, koncertach, imprezach na Zamku Piastowskim i w Parku Roth, a jego zdjęcia można zobaczyć w „Nowinach Raciborskich” i portalu nowiny.pl. Jeśli spotkacie siwego, ale zawsze uśmiechniętego i żywo gestykulującego fotografa z aparatem na szyi, to z pewnością będzie Robert Struzik – nasz lokalny paparazzo. Chłopak z sercem na dłoni, który kocha ludzi, choć nigdy nie mógł ich usłyszeć.
Katarzyna Gruchot