Nasz Ośrodek to nie tylko szkoła, ale i dom
Z Agatą Tańską – dyrektor Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niesłyszących i Słabosłyszących w Raciborzu rozmawia Katarzyna Gruchot
– W tym roku ośrodek obchodzi 180-lecie. To powód do dumy?
– Przygotowuję już trzeci zjazd absolwentów naszego ośrodka i bardzo się cieszę, że doczekaliśmy takiego pięknego jubileuszu. Jestem dumna z każdego wychowanka, który osiągnął sukces i z każdego, który w naszej placówce czuł się szczęśliwy. Staraliśmy się stworzyć im namiastkę domu, w którym rodziły się pierwsze przyjaźnie a także język, za pomocą którego mogli się między sobą komunikować i w którym mogli o swoich uczuciach mówić. Nie bez znaczenia była też więź, która łączyła uczniów z ich wychowawcami i pracownikami ośrodka. Gdy po latach, już jako dojrzali ludzie, odwiedzają naszą szkołę zawsze z sentymentem wspominają naszych nauczycieli i dyrektorów, których traktowali wtedy jak najbliższą rodzinę.
– Których uczniów zapamiętała pani najbardziej?
– Od wielu lat jest z nami Robert Struzik. To przykład człowieka, robiącego wszystko z ogromną radością i pasją. Los sprawił, że nasz ośrodek stał się jego rodzinnym domem, do którego zawsze chętnie powraca i o którym nigdy nie zapomina. Moją ogromną dumą jest nasza wychowanka Beata Porębska, która skończyła PWSZ i wróciła do naszej placówki, by uczyć. Dziś jest wychowawcą i wszystko to, co kiedyś od nas dostała, może teraz oddać innym dzieciom, dzieląc się swoimi doświadczeniami.
– Od 16 lat kieruje pani ośrodkiem. Co w tym czasie udało się pani dokonać?
– Gdy w 1991 roku przyjmowałam się do pracy, szkoła kształciła uczniów jedynie do poziomu zawodowego. Nam udało się rozszerzyć zakres kształcenia o zespół wczesnego wspomagania rozwoju, technikum i szkołę policealną. Nawiązaliśmy też współpracę z PWSZ w Raciborzu i od tego czasu nasi wychowankowie mogą kontynuować naukę na studiach. Dziś wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom młodych ludzi i staramy się dla nich wybierać jak najatrakcyjniejsze kierunki. W technikum, oprócz żywienia i gospodarstwa domowego, jest też klasa o kierunku informatyk i fototechnik. Szkoła policealna kształci w zawodzie florysta, terapeuta zajęciowy i informatyk. Chcielibyśmy stworzyć klasy wielozawodowe, które mogłyby zaproponować taką ofertę, po której niesłyszący mogliby znaleźć pracę. Myślimy o hotelarstwie, a w szkole policealnej o wznowieniu specjalności technika fotografa, bo wielu naszych wychowanków chciałoby kontynuować naukę w tym kierunku.
– Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
– Marzy nam się bardziej nowoczesny internat. Do tej pory udało się przekształcić duże, kilkunastoosobowe sale na bardziej przyjazne dzieciom pokoje 2-, 3-osobowe i każdą świetlicę wyposażyć w komputer. Dzięki internetowi nasi podopieczni mogą mieć codzienny kontakt ze swoimi rodzinami, przez co nie tęsknią tak bardzo. Zamierzamy przeprowadzić kolejny remont, by każda grupa miała indywidualne zaplecze socjalne. To szansa na usamodzielnienie się naszych wychowanków i stworzenie im namiastki domu. Wielu z nich to sieroty, które trafiają do nas z domów dziecka, więc muszą się tu czuć bezpiecznie. Pomysłem na integrację naszych wychowanków i ich najbliższych są też pikniki rodzinne i inne imprezy otwarte, które organizujemy od lat.
– Jak to się stało, że związała pani swoje życie zawodowe z ośrodkiem w Raciborzu?
– Pochodzę z okolic Krosna i Racibórz poznałam odwiedzając rodzinę. Spodobało mi się to słoneczne, zielone i ukwiecone miasto, pełne parków i pięknych zabytków. Pamiętam, że ogromne wrażenie zrobił na mnie budynek ośrodka dla niesłyszących, zbudowany z czerwonej cegły, więc gdy pojawiła się propozycja pracy, nie miałam problemu z podjęciem decyzji. Studiowałam pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą, ale gdy okazało się że mogę pracować z dziećmi z wadą słuchu, podjęłam w tym kierunku studia na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Krakowie. Zaczynałam jako wychowawca internatu, potem na krótko przeniosłam się do szkoły podstawowej ucząc w klasach młodszych, a na koniec zostałam dyrektorem ośrodka. Dziś mam 25 lat doświadczenia zawodowego i mimo że nie jest to łatwa praca, nigdy nie czułam się nią zmęczona, bo to co robię jest również moją pasją.