Pożegnanie z togą
Stefania Maria Wolska – sędzia w sprawach rodzinnych i nieletnich. Choć planowała karierę muzyczną, kończąc edukację w raciborskim Technikum Ekonomicznym, wiedziała już na pewno, że jej przeznaczeniem jest prawo.
Sędzia Stefania Wolska, która dziś, po 41 latach pracy, przechodzi w stan spoczynku, przekonana jest, że na życiowe wybory składają się upór w dążeniu do celu i odrobina szczęścia. Spełniona zawodowo zawsze była wierna zasadzie, aby nigdy w domu nie być sędzią.
– Czy wyboru trudnego, a jednocześnie bardzo prestiżowego zawodu sędziego dokonała pani świadomie, czy też był to zwyczajny przypadek?
– Decyzję podjęłam w klasie maturalnej Technikum Ekonomicznego. Większość uczniów po ukończeniu tej szkoły wybierało Akademię Ekonomiczną. Pierwotnie też miałam taki zamiar. Jednak w piątej klasie bardzo zainteresował mnie przedmiot – podstawy prawa. Z dużą łatwością przychodziło mi rozwiązywanie na lekcjach różnych kazusów. Ówczesny prezes sądu Joachim Janik, który wykładał prawo w mojej klasie, zaprosił nas na jedną ze swoich sesji w sądzie, co jeszcze utwierdziło mnie w moim postanowieniu. Zdecydowałam, że zostanę sędzią i od tego momentu nigdy nie zmieniłam swojej decyzji, pomimo że droga do zawodu była niezwykle trudna.
– Wybrała pani niełatwą profesję.
– Dostanie się na studia graniczyło z cudem. Na wydziale prawa Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, na jedno miejsce chętnych było 11 kandydatów. Ponieważ mam pochodzenie inteligenckie i poza maturą nie miałam dodatkowych punktów, musiałam dobrze zdać egzamin wstępny.
Zanim zdecydowałam się na prawo, swoją zawodową przyszłość wiązałam z muzyką. Mój tato Leon Niewrzoł był dyrygentem orkiestr dętych i chórów. Śpiewałam w znanym sześcioosobowym zespole „Arabeska”, który występował na wielu festiwalach i w TV. Studia zdominowały całkowicie mój wolny czas i muzyczną pasję. Zawsze jednak lubiłam się uczyć i robię to do tej pory, bo zawód sędziego wymaga ciągłego doskonalenia i śledzenia na bieżąco zmian w przepisach prawa.
– Po studiach zdecydowała się pani na aplikację sędziowską...
– … na którą również było niezwykle trudno się dostać, gdyż na jedno miejsce było 10 osób. Wcześniej nawet obroniłam pracę magisterską, ponieważ mój promotor wykładał w Paryżu i musiałam zdążyć przed jego wyjazdem, gdyż przyjęcia na aplikacje odbywały się na początku lipca. Etatowym aplikantem Sądu Wojewódzkiego w Katowicach, z przynależnością do sądu w Raciborzu zostałam od września 1975 r. Tym samym całe życie zawodowe spędziłam w budynku Sądu Rejonowego w Raciborzu, gdzie miałam drugi dom. Mąż Józef był sztygarem na kopalni w Radlinie, dlatego zrezygnowałam z propozycji pracy w Chrzanowie, do którego dojazd trwałby sześć godzin.
– Problemy rodzin i nieletnich zdominowały pani zawodową codzienność…
– Tak, chociaż nie od początku. Moja droga zawodowa przypomina trochę model amerykański, gdzie przechodzi się po kolejnych szczeblach zawodów prawniczych, a ich ukoronowaniem jest stanowisko sędziego. Po zdaniu egzaminu sędziowskiego rozpoczęłam pracę w miejscowej prokuraturze jako prokurator. Następnie otrzymałam nominację sędziowską i zaczęłam orzekać w wydziale karnym, skąd przeszłam do wydziału rodzinnego i nieletnich, w którym sędzia może być bliżej stron. W 2009 r. otrzymałam z rąk Prezydenta RP nominację na stanowisko sędziego okręgowego w sądzie rejonowym.
W wydziale rozpoznajemy sprawy z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego, cywilnego i karnego. W szczególności sprawy opiekuńcze, gdzie konieczna jest ingerencja sądu w przypadkach nieprawidłowego funkcjonowania rodziny, nadto ustalenie i zaprzeczenie ojcostwa, adopcje, sprawy związane z zapewnieniem bytu materialnego rodzinie, sprawy dotyczące ochrony zdrowia psychicznego, przeciwdziałania alkoholizmowi i narkomanii, jak również popełniania czynów karalnych przez nieletnich i ich demoralizacji. Gros jest spraw z zakresu prawa opiekuńczego, dotyczących ograniczenia, zawieszenia, pozbawienia – a gdy tylko poprawia się sytuacja w rodzinie – przywrócenia władzy rodzicielskiej. Kiedyś prowadziliśmy również sprawy rozwodowe.
Najtrudniejsze są niewątpliwie te dotyczące pozbawienia władzy rodzicielskiej. Sprawy takie wymagają przeprowadzenia szczegółowego postępowania. Zazwyczaj orzekamy ograniczenie władzy rodzicielskiej poprzez nadzór kuratora sądowego. Jeśli już dochodzi do jej pozbawienia, to po długim procesie, w którym próbujemy, „prostować” zachowania ludzi, tłumaczyć gdzie popełniają błędy.
– Wachlarz spraw jest bardzo szeroki i delikatny, gdyż wymaga nie tylko znajomości prawa, ale i charakterów osób stających przed sądem.
– Orzekanie w sprawach rodzinnych wymaga ogromnego zaangażowania sędziego, który decyduje niejednokrotnie o losach dziecka i jego rodziny na całe przyszłe życie. W wydziale rodzinnym kierujemy się zawsze dobrem dziecka. Podejmując decyzje dążyłam do tego, by moja wiedza zawodowa oraz zdobyte w praktyce doświadczenie pozwoliło mi pomagać ludziom. Największym sukcesem dla mnie było spotykanie ludzi, którzy mówili do mnie: „Pani sędzio, pamięta pani moją sprawę, teraz wszystko jest w porządku – dziękuję”. Moim celem zawsze było dążenie do zawarcia ugody na sali rozpraw, co powoduje, że strony nie wychodzą z sądu rozgoryczone. Doceniane jest to też na forum ogólnopolskim. Trzykrotnie w 2009 r., 2013 r. i 2015 r. zapraszana byłam do Sejmu i Pałacu Prezydenckiego, gdzie honorowani byli przez prezydenta i ministra sprawiedliwości sędziowie zawierający największą liczbę ugód. W ubiegłym roku otrzymałam Honorową Odznakę „Zasłużony dla wymiaru sprawiedliwości” z rąk ówczesnego ministra sprawiedliwości Cezarego Grabarczyka.
– Prowadząc rozliczne sprawy jednocześnie pełniła pani funkcję wiceprezesa Sadu Rejonowego w Raciborzu oraz przewodniczącej wydziału rodzinnego i spraw nieletnich.
– Wiceprezesem byłam dwie kadencje, od 2000 r. do 2008 r. a przewodniczącą wydziału rodzinnego i nieletnich od 2003 r. do 3 maja 2016 r., a więc do chwili przejścia w stan spoczynku. Gorącym okresem był kompleksowy remont budynku sądu w 2006 r., który wymagał od wszystkich dodatkowego zaangażowania. Zachodzące zmiany ukazuje książka „Sąd Rejonowy w Raciborzu 1826 – 2006”. Wydaliśmy ją wspólnie z Pawłem Newerlą, który nakreślił w niej rys historyczny. Na bieżąco też sądziłam w sprawach, bo lubię pracować z ludźmi na sali rozpraw.
– Czy wśród mnogich obowiązków znajdowała pani czas na życie rodzinne i zainteresowania?
– Nadal pasjonuję się muzyką. Skończyłam Szkołę Muzyczną w Raciborzu w klasie pianina, a moi dwaj synowie w klasie akordeonu i klarnetu. Wolny czas poświęcaliśmy również na wycieczki. Najlepiej wspominam wyjazd w towarzystwie zaprzyjaźnionych sędziów do Ziemi Świętej oraz pielgrzymki do Fatimy i Asyżu z mieszkańcami mojej dzielnicy Markowice. Poświęcam też czas swoim dwóm wnuczkom i dwóm wnukom. W domu staramy się nie powielać błędów, popełnianych przez ludzi stających przed sądem. Ważna jest kultura osobista i poszanowanie drugiego człowieka.
– Jakie są pani plany na przyszłość?
– Muszę teraz trochę odpocząć. Planujemy wyjazd nad Bałtyk. Pamiętać należy, że sędzia w stanie spoczynku jest nadal sędzią. Mogę jednak podejmować się pracy dydaktycznej, wykładów w szkole lub dla studentów.
Rozmawiała Ewa Osiecka