Jubileusz 180-lecia Ośrodka dla Niesłyszących
ks. Jan Szywalski przedstawia
Idąc ulicą Karola Miarki obok Ośrodka dla Niesłyszących powinno się zdjąć czapkę lub skłonić głowę z szacunkiem dla tej najstarszej i o tak szczytnym celu szkoły w Raciborzu. Obchodzi w tym roku 180 lat nieprzerwanej działalności na rzecz inwalidów słuchu. Choć zmieniły się języki nauczania – najpierw niemiecki, potem polski, obok migowy – to przez cały ten czas jeden przewija się cel: uczynić z dzieci bez słuchu dojrzałych, samodzielnych ludzi.
Dzięki takim placówkom zniknęli z naszych ulic i spod kościołów żebracy z tabliczką: „Jestem głuchoniemy, proszę o wsparcie”. Absolwenci Ośrodka pracują i zarabiają, zakładają rodziny i mają dzieci, uczestniczą w nabożeństwach, jeżdżą samochodami i posługują się telefonami: SMS-y są jakby wymyślone dla nich.
Początki raciborskiego Ośrodka
Nad wejściem do głównego czerwonego gmachu widnieje liczba 1883. Jest to data wybudowania tego okazałego, dziś zabytkowego budynku, początek jednak szkoły, w znaczeniu nauczania głuchych, sięga wstecz aż do roku 1836. Wtedy to nauczyciel Edward Weinhold, przybyły z Wrocławia, zaczął gromadzić i uczyć głuche dzieci. Na początku miał ich czworo, w następnym roku doszło jeszcze pięcioro. Celem było, wg statutu, wykształcenie zdatnych do nauki głuchych, aby „z biednych, uciążliwych dla państwa konsumentów uczynić świadomych i użytecznych obywateli”. Z początku Instytut miał charakter bardzo rodzinny: nauczyciel i uczniowie mieszkali w jednym domu i byli na utrzymaniu swojego nauczyciela Weinholda. Czas nauki nie ograniczał się do godzin lekcyjnych; dzieci brały udział w życiu rodzinnym swego nauczyciela, dzieląc smutki i radości. Nadawało to wychowaniu dodatkową wartość. Pewnym pomnikiem pierwszego nauczyciela jest do dziś ulica Winna, zwana w czasach niemieckich Weinholdstrasse i błędnie przetłumaczona.
Za właściwego założyciela szkoły dla niesłyszących uchodzi jednak prof. dr Karl Kuh (1804 – 1872), wielki filantrop. Urodził się i umarł we Wrocławiu, pochowany jest jednak w Wojnowicach. Zamek tutejszy był jego własnością i koło Raciborza spędził prawie całe swoje życie. Tu działał i tu chciał spocząć po śmierci. Przy kościele wojnowickim jest jego grób i pomnik, a na nim dwujęzyczny napis, który wylicza jego rozliczne zasługi i inicjatywy:
1831 – Szpital kliniczny chorób oczu w Wojnowicach
1836 – Zakład głuchoniemych w Raciborzu
1846 – szczególnie zasłużony przy budowie kolei Kędzierzyn – Racibórz.
1847 – zaangażowany w walce z epidemią tyfusu.
Rozwój Ośrodka dla Niesłyszących
Liczba uczniów szybko wzrastała. Przybywali przeważnie „źle ubrani, bosi, ze skłonnością do kłamstwa i złodziejstwa, chorzy na skrofuloż”.
W 1841 r. kupiono obszerną parcelę przy ul. Wojska Polskiego. Na niej miał wyrosnąć gmach obecnego internatu. Liczba podopiecznych wynosiła 21, ale tzw. „zdatnych do nauki” było w okolicy ok. 200. Nie zawsze rodzice chcieli dać swoje głuche dzieci do szkoły. Czasem ukrywali je wstydliwie, i zatrudniali przy prostych pracach. Nakaz o obowiązku szkolnym dla osób głuchych wydano w Niemczech dopiero w r. 1911. Dyrektor Schwarz (w latach 1864 – 1904) osobiście jeździł do rodzin, w których były niesłyszące dzieci i przekonywał rodziców o potrzebie kształcenia. Niekiedy proponował wpierw okres próbny.
Główną reklamą jednak szkoły stali się jej absolwenci: władali mową, umieli czytać i pisać, oraz mieli wykształcenie zawodowe.
W latach 1882 – 1883 wybudowano charakterystyczny czerwony budynek z klinkierowej cegły. Dziś są w nim klasy szkolne, a na parterze biura i duża jadalnia.
Największy rozkwit przeżywał zakład tuż przed I wojną światową. W 1909 r. było 360 uczniów i, by ogarnąć taką ilość młodzieży, zdecydowano się na podział ośrodka na część męską i żeńską.
W 1911 r. wyszła w Niemczech ustawa o obowiązku szkolnym dla osób niesłyszących. Liczba uczniów przekroczyła 400, a wg niektórych źródeł dochodziła nawet do 500! Była to największy zakład tego typu w Rzezy Niemieckiej, czy nawet na świecie.
W roku 1911, w 75. rocznicę istnienia, oddano na użytek ośrodka jeszcze jeden budynek: dzisiejsze I Liceum przy ul. Kasprowicza.
Kryzysowe chwile
Ośrodek po latach bujnego rozwoju miał przeżywać czasy trudne. Po I wojnie światowej nastąpił podział Śląska na polską i niemiecką część. Racibórz pozostał po stronie niemieckiej, granica z Polską przebiegała jednak tuż za miastem. Nie było już rekrutacji uczniów z polskiej strony. Liczba wychowanków w międzywojennym 20-leciu oscylowała koło liczby 200.
W 1933 r. władzę przejęli naziści. Ich stosunek do szkoły głuchych był bardzo chłodny. Wiemy z jaką pogardą traktowali „nadludzie” wszystko co słabe i kalekie. Dziedzicznie obciążonych sterylizowano. W Ośrodku wymieniono dyrektorów na przychylnych dla nowej władzy. Zwolniono m. in. wielką osobowość, ks. dra Feliksa Zillmanna, dyrektora męskiej części Zakładu. Część budynków zabrano i przeznaczono na inne cele. Niesłyszących coraz bardziej spychano w kąt i na margines.
Czasy powojenne
Podczas przejścia frontu przez Racibórz duża część ośrodka spłonęła. Szybko jednak miał wrócić do życia. W 1948 r. został mianowany pierwszy dyrektor: Adam Szymczak. Jemu przypadło zadanie odbudowy zniszczeń. Już w lutym 1950 r. można było otworzyć drzwi dla niesłyszących dzieci. Oficjalnie nazwa szkoły brzmiała wtedy: Państwowy Zakład Wychowawczy dla Głuchoniemych (PZWG). Na początku przyjęto 70 uczniów, ale wnet zaczął się masowy napływ dzieci. Często rozpoczynały edukację z wieloletnim powojennym opóźnieniem.
„Praca w Zakładzie, mimo że jest trudna, daje ogromną satysfakcję. Gdy słyszy się, że 7-letnie dziecko po raz pierwszy mówi do swej matki, mamo i gdy widzi się jej wzruszenie, naprawdę czuje się wartość tej roboty” pisze jedna z powojennych nauczycielek. W 1955 r. opuszczają Zakład pierwsi powojenni absolwenci.
W 1960 r. otwarto nowo wybudowany gmach warsztatów szkolnych. W 1961/62 r. było już 300 wychowanków, z tego 295 mieszkało w internacie.
Dzisiaj wychowankowie mają do wyboru wykształcenie w zawodzie krawca, kucharza, fotografa, stolarza, florysty, terapeuty i informatyka. Niektórzy uzyskują tytuł technika i zdają maturę.
W przeddzień Jubileuszu
„Każdy człowiek ma prawo do szczęścia i do swojego miejsca w społeczeństwie” – to motto raciborskiego Ośrodka. Są to słowa Marii Grzegorzewskiej, patronki placówki.
Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Niesłyszących i Słabosłyszących jest mocno wpisany w obraz Raciborza. Jest powodem dumy i niewątpliwie źródłem błogosławieństwa dla miasta. „Głusi będą słyszeć” (Mt 11,5) – tę zapowiedź czasów mesjańskich realizuje się dziś wysiłkiem wielu ludzi: wynalazców coraz lepszych aparatów słuchowych, nauczycieli i wychowawców placówek szkolnych, dyrektorów zakładów pracy dla inwalidów, duszpasterzy towarzyszących im na drodze życia i wielu innych ludzi dobrej woli.
Z okazji 180-lecia Ośrodka jest planowany na 25 czerwca br. zjazd absolwentów placówki oraz inne uroczystości.
W najbliższym czasie ukaże się książka „Nasz Ośrodek – nasz dom”, autorstwa s. Moniki – Marii Polok, długoletniej katechetki niesłyszących, zawierająca historię placówki oraz wzruszające wspomnienia osób z nią związanych.
Kontakt: 47-400 Racibórz, ul. Karola Miarki 4
tel. 32 415 3001, www.oswnis.pl