Ks. Dziekan Jan Hajda – w 30-lecie jego śmierci
ks. Jan Szywalski przedstawia
Zmarł 11 marca 1986 r. w Bierawie i tam jest pochowany, choć był długoletnim proboszczem głównej naszej raciborskiej parafii Wniebowzięcia NMP.
Ambona była jego żywiołem
„Głoś naukę, nastawaj w porę i nie w porę, wykaż błąd, pouczaj, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz” – upominał św. Paweł swego ucznia Tymoteusza (2 Tm 4,2).
Ks. Jan Hajda, proboszcz farnego kościoła w latach 1948-1973, był kaznodzieją mocnego słowa: mówił z pasją, gromił, ironizował, wplatał dygresje, zawsze blisko życia i na czasie. „Łobejrzycie się: parada psów na Rynku może się odbyć, a procesja z Panem Jezusem nie”. Parafianie lubili go słuchać, zaś władze partyjne w PRL-u się go bały.
Odbudowa zrujnowanego kościoła
Nie był pierwszym powojennym proboszczem parafii Wniebowzięcia NMP. Po wyjeździe w lutym 1946 r. ks. Jerzego Schulza, proboszcza sprzed wojny, parafią zarządzał krótko ks. Alojzy Spyrka, zaś w 1947 r. obowiązki proboszcza przejął o. Mateusz Schutter dominikanin. Ojcowie dominikanie bowiem myśleli o powrocie do Raciborza. O. Mateuszowi udało się doprowadzić do użytku kościół po-dominikański św. Jakuba, poświęcony 26 października 1947 r. Jednak 9 grudnia 1947 r. dominikanie wycofali się z Raciborza, a o. Schutter został przeniesiony do Poznania, gdzie odbudował bazylikę MB Różańcowej.
Przez rok proboszczem farnego kościoła był ks. Bronisław Gałoński, dotychczasowy kapelan „Notburgi”; jesienią 1948 r. zaś przybył ks. Jan Hajda, i był proboszczem przez 25 lat.
Miał wtedy 37 lat, w tym 10 kapłaństwa. Był Ślązakiem, urodził się 18. 03.1911 r. w Bobrownikach Śl. Maturę zdał w Tarnowskich Górach w 1932 r. i zdążył jeszcze, zanim wybuchła wojna, ukończyć studia teologiczne na Śląskim Seminarium Duchownym, mieszczącym się wtedy w Krakowie. Wyświęcony został w Katowicach 26.061938 r. W czasie wojny był wikarym w Miedźnej k. Pszczyny. Bliskie, prawie przyjacielskie stosunki, łączyły go z ks. Bolesławem Kominkiem, będącym po wojnie administratorem tworzącej się diecezji opolskiej, a późniejszym arcybiskupem wrocławskim i kardynałem. To on zaproponował ks. Hajdzie po wojnie, by przyjął obowiązki dyrektora Fundacji w Branicach w szpitalu psychiatrycznym, wtedy jeszcze nieupaństwowionym. Współpracował tam z jego założycielem, ks. bpem Nathanem aż do czasu jego deportacji do Opawy w grudniu 1946 r.
Jesienią 1948 r. ks. Hajda otrzymał propozycję od administratora ks. Kominka, by objął stanowisko proboszcza farnego kościoła w Raciborzu. Odbyła się właściwie wymiana: ks. Gałoński, który czuł, że przerasta go zadanie odbudowy kościoła farnego, przeniósł się do Branic, a ks. Hajda przyszedł na jego miejsce do Raciborza.
Można się było rzeczywiście przerazić widokiem zniszczonego kościoła i opuścić bezradnie ręce. Nawet ks. Kominek sugerował, by uczynić kościół św. Jakuba parafialną świątynią.
Ks. Hajda zakasał rękawy. Nie tylko on sam: umiał zmobilizować również parafian – tych starych i tych nowych. Wąskotorówką wywożono gruzy. Ks. Hajda jeździł i organizował materiały budowlane. Na szczęście w początkowych latach powojennych władze były przychylne Kościołowi. Starano się wiernie odtworzyć bryłę świątyni, zrezygnowano jednak z odbudowy bocznej kaplicy św. Barbary.
Dnia 14 sierpnia 1948 r. ks. Bolesław Kominek, mógł dokonać re-konsekracji farnego kościoła. Budynki na Rynku były jeszcze w ruinach, tysiące cegieł wywożono stąd do Warszawy, ale czynny kościół farny był znakiem normalizacji czasów powojennych. Jezus w tabernakulum znów zamieszkał w centrum Raciborza. Przyczyniło się to niewątpliwie do integracji wspólnoty parafialnej, tarych i nowych.
Powoli zrekonstruowano ołtarze. W miejsce dawnego sarkofagu świątobliwej Ofki postawiono ołtarz MB Częstochowskiej, ale o księżnej Eufemii nie zapomniano. Tam gdzie była dawna „ambona polska” postawiono ołtarz z jej wizerunkiem, a nad bocznym wejściem zawisł obraz jej obłóczyn.
W 1954 r. poświęcono na nowo ołtarz główny odtworzony wg starych fotografii. W 1955 r. zabrzmiały nowe dzwony. W 1958 r. Mostostal postawił metalową konstrukcję wieży, którą następnie pokryto miedzianą blachą, a przy obchodach 600-lecia śmierci świątobliwej księżnej Ofki w 1959r. umieszczono na jej szczycie krzyż. Znak Chrystusa górował nad miastem, choć politycznie dominował ateizm.
Stopniowo wstawiano witraże. Na jednym z nich uwiecznił się ks. Hajda w gronie kilku osób ze służby liturgicznej.
W 1962 generalnie odnowiono kościół św. Jakuba i umieszczono w nim obraz MB Nieustającej Pomocy. Wtedy wzięła początek nieustająca nowenna ku Jej czci.
Przyszedłem do Raciborza w 1962 r. jako wikary parafii św. Mikołaja i mogłem śledzić kolejne nabytki farnego kościoła . Zbliżające się tysiąclecie chrztu Polski mobilizowało do pracy. W prezbiterium pojawił się poczet polskich świętych wykonany przez artystę z Istebnej. Intuicyjnie przedstawiono tam również o. Maksymiliana Kolbe i papieża Jana XXIII, którzy dopiero po latach zaliczeni zostali do grona kanonizowanych. Widoczną do dziś pamiątką tego roku jest posadzka z napisem z kafelek 966-1966. Szkoda, że płytki nie są z naturalnego kamienia, ale taki był wtedy nieosiągalny.
Byłem obecny na srebrnym jubileuszu kapłańskim ks. Jana Hajdy w 1963 r. Główny gość, ks. kardynał Kominek, wszedłszy do jadalni, przywitał zebranych tam kapłanów naszego dekanatu słowami: „Racibórz semper fidelis!”.
Ostatnie lata
W 1973 r. nagły cios: ks. bp Franciszek Jop odwołał ks. Hajdę ze stanowiska proboszcza i wyznaczył mu status rezydenta, a następnie emeryta. Nie znam szczegółów, które wpłynęły na tę decyzję biskupa, trudno wdawać się w analizę zasłyszanych opinii i plotek. W mieście było wielkie poruszenie. Ks. Hajda czuł się niesłusznie oczerniany, choć prawy w swym charakterze, ks. bp Franciszek Jop, też nie był pochopny w swych decyzjach.
Na wielki plus należy przypisać ks. Hajdzie to, że ostatecznie podporządkował się decyzji biskupiej i usunął się na bok. Zwyciężył rozsądek i posłuszeństwo. Bardziej kochał Kościół niż urażoną ambicję.
W 1978 r. ks. Hajda zwrócił się do nowego biskupa opolskiego ks. Alfonsa Nossola z prośbą o inną placówkę. Ks. Nossol zaufał mu i przydzielił Bierawę. Znów wstąpiła w niego dawna energia. Wybudował w krótkim czasie plebanię, a następnie rozpoczął budowę nowego kościoła we wsi Lubieszów.
Zmarł 11 marca 1986 r. po dłuższej chorobie. Miał 75 lat. Pochowany został niestety w Bierawie, a nie w Raciborzu. Bierawianie chcieli go mieć u siebie, być może zaznaczył to ks. Hajda w swoim testamencie? Ks. Pieczka z pełnym autobusem parafian uczestniczył w pogrzebie. Na naszym cmentarzu jerozolimskim jest niestety wielka luka: brak zarówno grobu ks. Schulza, jak i przez 25 lat pracującego w parafii ks. Jana Hajdy.
Pozostał po nim wydźwignięty z gruzów kościół farny, a także pamięć o jego kazaniach pełnych emocji, gromów, ale i humoru. Niektóre anegdoty są wspominane do dziś.