Kolejna porażka przed sądem, gmina ma udostępnić nagrania
Nędza. Nasi czytelnicy pomału mogą się przyzwyczajać do takich informacji. Niedawno pisaliśmy, że Sąd Najwyższy oddalił skargę kasacyjną gminy w sprawie sporu z firmą DEKBUD. Prawnicy wójt Anny iskały nie potrafili przekonać sędziów, że koszt wydobycia kruszywa był zaniżony i dlatego firma powinna zapłacić wyższy podatek. Teraz dotarł do nas nowy wyrok, tym razem Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie...
O nagraniach dźwiękowych z posiedzeń sesji rady gminy w Nędzy również pisaliśmy już wiele. Zwykle w kontekście takim, że urząd za nic w świecie nie chce tych nagrań udostępnić. Wójt i jej pracownicy upierali się, że nagrania służą jedynie do sporządzenia pisemnego protokołu, który to odzwierciedla przebieg posiedzenia. To tłumaczenie nie przekonało radnego Juliana Skwierczyńskiego, który prosząc o udostępnienie nagrania napotkał odmowę. Złożył on skargę do Sądu Administracyjnego, gdzie przyznano mu rację. Wójt Iskała oraz jej prawnicy odwoływali się gdzie tylko mogli. Nie przekonywała ich argumentacja Sądu, iż nagranie najlepiej odzwierciedla przebieg sesji, która sama w sobie jest publiczna i każdy ma prawo wiedzieć co tam się wyprawia i wygaduje. Tym bardziej kiedy protokołu jeszcze nie sporządzono i nie przyjęto, bo rzekomo po tym przyjęciu nagrania mają być kasowane.
Tak więc spór trafił do NSA, czyli najwyższej instancji Sądu Administracyjnego. Tu, sędzia przewodniczący Marek Stojanowski obszernie i prostym językiem wykazał, że upór gminy jest bezzasadny. Prawnik gminy powtórzył w skardze kasacyjnej, że nagranie nie jest informacją publiczną. Powołał się przy tym na statut gminy. Dalej podał, że nagrania są sporządzane w sposób dowolny, czasem może ich wcale nie być, i ponadto mogą one nie w pełni odzwierciedlać przebiegu sesji. Na tej zasadzie oczekiwano, że NSA skasuje poprzedni wyrok, który nakazywał gminie udostępnienie radnemu nagrań.
Sąd w stolicy zbił te argumenty bez problemu. Wyjaśnił urzędnikom z Nędzy, iż informacja publiczna to wszelka informacja wytworzona przez organy publiczne. Sąd przypomniał, że tam gdzie urzędy udostępniają nagrania nie trzeba sporządzać protokołu. To wskazuje, która informacja publiczna lepiej oddaje przebieg obrad. Choć akurat prawnicy i sama pani wójt cały czas przekonywali, że jest na odwrót i to protokół najlepiej oddaje co się działo na sali. Sąd zwrócił uwagę, że jeśli rzeczywiście na którymś posiedzeniu nagrania nie prowadzono, wówczas nie ma o czym mówić, lecz takiej odpowiedzi nie udzielono Julianowi Skwierczyńskiemu. Ponadto statut gminy zakłada, że nagranie może być prowadzone i jeśli takowe było i jest w dyspozycji urzędu, wówczas należy traktować je jak informację, którą się udostępnia. To w dużym skrócie zdecydowało o sentencji wyroku, który oddalił skargę kasacyjną wójta gminy na poprzedni wyrok. Zgodnie z prawem urząd powinien teraz udostępnić radnemu nagranie z sesji pomiędzy styczniem a listopadem 2013 r. bo przepychanki w tym temacie sięgają tamtego okresu.
(woj)
Komentarz
Warto dodać, że intuicja osób niewykształconych prawniczo wskazywała od początku tej sprawy, iż upór gminy wynika bardziej z niejasnych pobudek, a nie z przestrzegania przepisów. Od początku w stanowisku wójta przebijała niechęć do współpracy z radnym Skwierczyńskim. Wyglądało to tak, że próbowano doszukać się takich przykładów w orzecznictwie sądów, tak wyjaśnić zapisy statutu i ustaw, aby potwierdziły one za wszelką cenę stanowisko pani wójt. A sprawa dotyczyła tak banalnej sprawy jak nagranie z sesji. Sesji, na którą każdy może przyjść z własnym dyktafonem a nawet kamerą. Po co więc stwarzać problem? Po co upierać się naiwnie, że to spisany protokół lepiej oddaje przebieg posiedzenia? Po co angażować NSA? Po co w końcu budować wizerunek zamkniętego przed obywatelem urzędu? Trudno to zrozumieć osobie patrzącej z zewnątrz. Ale pewne jest, że taka osoba będzie miała obawy przed kontaktem z takim urzędnikiem, który za wszelką cenę i za każdym razem będzie chciał udowodnić, że ma rację.
Marcin Wojnarowski