Rozbiegana rodzina
Biegi – rodziny Rębiszów sposób na szczęście
Kiedyś całą rodziną organizowali cyklicznie rowerowe wypady za miasto. Gdy dzieci dorosły, postanowili spróbować nowej formy aktywności. Biorąc przykład ze starszej córki Judyty, zaczęli biegać. Dziś nie wyobrażają sobie bez tego życia.
– Zawsze żyliśmy aktywnie. Z dziećmi wybieraliśmy się na dalekie wycieczki rowerowe. To była rodzinna przygoda połączona z ruchem. Robiło się dziennie 50 – 60 kilometrów – twierdzi Mariusz Rębisz, a jego żona Agnieszka wspomina: – Gdy dziewczyny podrosły, wyjechaliśmy pewnego razu nad jezioro do Turawy. Jakieś 100 kilometrów. Spędziliśmy tam kilka dni. Świetna sprawa – zachwyca się dodając, że nastąpił moment, w którym rowerowe wypady stały się niemożliwe. – Głównie ze względu na córki. Między nimi jest spora różnica wieku. Gdy jedna była w odpowiednim wieku do wspólnych wyjazdów, druga była do jazdy na rowerze jeszcze zbyt mała, z kolei gdy młodsza podrosła, starsza zajmowała się już głównie lekkoatletyką – śmieje się.
Starsza Judyta (18 lat) trafiła do szkoły sportowej. Od razu do klasy lekkoatletycznej, gdzie zaczęła odnosić sukcesy, nie tylko o randze szkolnej. Młodsza Patrycja (11 lat) trenuje obecnie pod okiem Beaty Monicy-Szyjki. – Początkowo była niechętna, aby iść do klasy o profilu sportowym. Ale ostatnio przyznała, że sport ją zainteresował – cieszy się pani Agnieszka. Mariusz Rębisz dodaje, że bieganiem zajął się tak naprawdę pod wpływem starszej córki. – Nie chciałem być gorszy – żartuje. – Już wcześniej biegałem z córką. Stwierdziłem jednak, że chcę czegoś więcej. Pomyślałem o regularniejszych treningach i starcie w którymś z krótszych ulicznych biegów – opowiada pan Mariusz, dodając, że pierwszy start w imprezie biegowej był w dużej mierze efektem zakładu, jaki zawarł z kolegami w Sylwestra. Wybór padł na raciborski „Bieg bez granic”. – Po raz pierwszy pobiegłem w 2009 roku. Do tej pory nie brałem udziału tylko w jednej edycji – informuje.
Jak się biega w Raciborzu? – Wiadomo, pomagają ściany. Te biegi mają swój niepowtarzalny urok. Dopinguje cię rodzina i znajomi. Wiesz, że nie możesz zawieść tych osób, więc dajesz z siebie wszystko. To właśnie w Raciborzu mam zawsze najlepszy czas – mówi pan Mariusz.
Zdrowa rozrywka
Co jest w bieganiu najfajniejszego? – Trzeba samemu zobaczyć. Być może to, że człowiek się szybko do tego przyzwyczaja. Ruch staje się uzależnieniem. Każdy z nas ma problemy i masę obowiązków na głowie, a bieganie pozwala o tym wszystkim na moment zapomnieć. Wydzielają się hormony szczęścia. Żyje się jakoś lepiej – oceniają nasi bohaterowie. Zapewniają również, że każdy może biegać. – Na pewno warto spróbować. Ale co ważne: nie powinno się myśleć o bieganiu i jego skutkach przed samym biegiem. Bo człowiek się albo za bardzo nakręci, albo zrezygnuje, bo stwierdzi, że nie da rady. Zaczną pojawiać się wymówki i w konsekwencji zostanie w domu na kanapie przed telewizorem. Najlepiej powiedzieć sobie: dziś biegam i kropka. A później się przebrać i wybiec z domu – radzi Mariusz Rębisz, a jego żona przekonuje, że najlepiej trenuje się poza miastem. Czy trenujemy razem? – Nie. Ja nie lubię biegać z kimś, natomiast Mariusz – lubi, ale pod warunkiem, że na dany dzień nie zaplanował jakiegoś konkretnego treningu – wyjaśnia pani Agnieszka. – Bo interesujące jest samo bieganie, ale nie trening. Jeśli idziesz po prostu biegać – masz pustą głowę, załączasz muzykę i cieszysz się ruchem. Z kolei gdy trenujesz, czyli wyznaczasz sobie jakiś plan, cała zabawa zamienia się w zadanie. Co chwilę musisz spoglądać na zegarek, pilnować czasu, kontrolować tempo.
W rodzinie Rębiszów bieganie nierozerwalnie łączy się z podróżami i ogólnie pojętą turystyką. – Po tylu latach wspólnych startów w różnych częściach Polski, nawet gdy planujemy urlop, sprawdzamy, gdzie w okolicy odbywać będzie się jakaś impreza biegowa – mówi z uśmiechem pani Agnieszka. – Dzielenie hobby z innymi członkami rodziny ma więcej plusów niż minusów – zapewnia, a jej mąż dorzuca: – Najważniejszą korzyścią jest to, że możemy spędzić ze sobą więcej czasu, w dodatku aktywnie. Rocznie bierzemy udział w 12 – 15 biegach. W tym roku wystąpiliśmy już w 6, ale czuję, że najciekawsze dopiero przed nami.
Debiutancki Wiedeń
Pierwszy maraton Mariusz Rębisz przebiegł w wieku 40 lat w rodzinnym Krakowie. Później zdobył Koronę Maratonów Polskich. Dotychczas zaliczył dziesięć dystansów maratońskich. Ostatni w Wiedniu, gdzie w maratonie debiutowała jego żona. – Bałam się, że nie dam rady przebiec tak wymagającego dystansu. Wcześniej startowałam jedynie w półmaratonach i krótszych biegach, najwięcej na 10 kilometrów. Na szczęściu maraton w Austrii nie sprawił mi problemów, nie miałam żadnej tzw. ściany, czyli momentu kryzysu – mówi pani Agnieszka, która uzyskała jak na debiutantkę wyśmienity czas 3 godzin i 44 minut i 5 sekund. Pan Mariusz w Wiedniu złamał magiczną barierę 3 godzin, a dodatkowo ustanowił swój życiowy rekord: 2 godzin 57 minut i 50 sekund. – Pobiegłem z głową i się opłaciło. Poza tym długo i intensywnie się do tego startu przygotowywałem. Maratony są specyficzne z tego względu, że tak naprawdę zaczynają się dopiero po 30 kilometrze. Trzeba więc umiejętnie rozłożyć siły, aby mieć rezerwę na ostatnie kilkanaście kilometrów – podkreśla mój rozmówca i kontynuuje: – Teraz śmieję się, że nic już nie muszę, za to wszystko mogę. Kolejnym celem jest poprawienie czasu na krótszych dystansach. Muszę zwrócić na to uwagę. Najbliższe plany? Półmaraton w Kietrzu i być może jakaś „dycha” – mówi, kończąc z uśmiechem, że na zawody pojedzie jak zwykle z całą rodziną.
DK