Klub Łamator. Cały dla małych
W CZTERY OCZY – O najmłodszych zawodnikach raciborskiego „Łamatora” i o tym co z nich wyrośnie z trenerem Michałem Musiołem rozmawiał Wojciech Kowalczyk.
Trenowanie dzieci to ciężki kawałek chleba. Są bezkompromisowe, żywiołowe i do bólu szczere. Zajęcia z nimi należą do specyficznych, a każdy trener musi posiadać listę zasad.Michał Musioła szkoli najmłodszych „Łamatorów”. Treningi traktują jak zabawę, ale, jak zapewnia trener, ma pod opieką przyszłych, stuprocentowych zawodników.
– Co daje dzieciom taki trening?
– Wiele pozytywów. Zacznijmy od ogromnej frajdy i satysfakcji. To okazja, aby się wybawiły, a jednocześnie wyszalały i zostawiły negatywne emocje na sali. Dla nich to wciąż zabawa, możliwość poznania nowych osób. Każde z tych dzieci jest energiczne i kreatywne, co pozwala mi prowadzić ciekawe treningi. Rodzice doceniają nasze spotkania na macie między innymi za to, że – jak mówią – ich pociecha wraca do domu i nie rozrabia, bo po treningu nie ma już na to siły. To dla mnie najlepszy komplement. Poza tym zajęcia są prowadzone tak, aby wpływały na ogólny rozwój adepta. Moi podopieczni są teraz w bardzo ważnym wieku-szybko chłoną wiedzę i budują w sobie nowe, kluczowe w późniejszym życiu umiejętności. Poprzez różnorodność ćwiczeń, ogrom gier i zabaw, staram się wpoić im dobre nawyki. Można powiedzieć, że rozwijają się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie oraz emocjonalnie.
– Emocjonalnie, czyli jak?
– Zawsze powtarzam, że takie zajęcia niesamowicie rozwijają umysł i ogólną postawę życiową. Dziecko staje się odporniejsze na stres, odważniejsze, potrafi dosyć szybko i świadomie podejmować decyzje. Nabywa także pokory, bo jeśli coś nie wyjdzie na treningu, zaczyna rozumieć, że to nie takie proste jak się wydaje i trzeba się jeszcze bardziej starać. Moi podopieczni z każdym kolejnym spotkaniem stają się bardziej ambitni i to nie tylko na polu sportowym. Staram się również zwracać ich uwagę w kierunku nauki. Niektórzy wzbudzają mój podziw, bo rewelacyjnie łączą funkcjonowanie na obu tych płaszczyznach.
– Co jest najważniejsze w czasie zajęć?
– Bezpieczeństwo ćwiczących. Ani na moment nie spuszczam dzieci z oczu, sprawuję pieczę nad każdym etapem treningu. Dobieram ćwiczenia tak, aby były jak najmniej inwazyjne dla zdrowia zawodnika. Trening rozpoczynam od rozgrzewki, później jest czas na krótkie gry i zabawy ruchowe z elementami sportów walki i nie tylko. Zajęcia zamykam nauką typowych dla jiu-jitsu technik oraz walkami.
– Dzieci rozumieją już, jaki jest cel wykonywania danej techniki?
– Powiedziałbym, że na razie działają poprzez naśladownictwo. To znaczy: ja prezentuję dany element czy technikę, a one starają się ją wykonać podobnie. Dla nich to jednak pewna nowość, do której dojrzewają. Nie muszą jeszcze rozumieć wszystkiego, ale ważne, aby nabyły pewne nawyki i zaczęły funkcjonować instynktownie. Poprzez gry i zabawy ruchowe oraz odpowiednie ćwiczenia wprowadzam je do świata brazylijskiego jiu-jitsu. Inaczej jest w przypadku dzieci z grupy zaawansowanej-one w większości znają celowość poszczególnych technik.
– Czego dokładnie ich uczycie?
– Bezpiecznego upadania na matę, umiejętnego poruszania się w pozycjach dominujących, ucieczki z pozycji zagrożenia, różnego rodzaju dźwigni, wnikliwego obserwowania ruchów przeciwnika… Długo można byłoby mówić, jednak najważniejsze jest w tym wszystkim to, że są aktywne. W czasach, gdy chorobą wielu społeczeństw jest otyłość i brak ruchu, to naprawdę dużo znaczy.
– Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu zajęć?
– Po pierwsze to że dzieci niczego nie udają i walą prawdą między oczy. Po drugie, nie można wrzucać wszystkich do jednego worka i tyle samo wymagać. Bardzo często do każdego z nich należy podejść indywidualnie. Trener musi czuć spoczywającą na jego barkach odpowiedzialność. Nie możemy popełnić „błędu w sztuce”, czyli nauczyć dziecko, które wcześniej nie miało nic wspólnego ze sportami walki, złych nawyków. Bo później temu dzieciakowi będzie trudno wyplewić błędne przyzwyczajenia. My tych zawodników szkolimy od podstaw.
– Obecnie, w dwóch prowadzonych przez pana grupach ćwiczy blisko 50 osób. Wiele rezygnuje?
– Przeciwnie, co chwilę dostaję telefon od któregoś z rodziców z pytaniem, czy można jeszcze zapisać dziecko. Ci którzy trenują i rezygnują, robią to zazwyczaj z powodu tego, że nie odnaleźli się do końca w brazylijskim ju-jitsu i chcą spróbować czegoś nowego. Rozumiem to. Uważam, ze dziecko w takim wieku powinno samo wybrać to, co go interesuje. Byle odczuwało z tego powodu radość.