Bunt opozycji
Z każdą sesją rośnie liczba zapytań radnych do prezydenta Lenka. Jest ich już ponad 100 na posiedzeniu. Obok ważnych kwestii jest wiele drobnych spraw. Natłok zgłoszeń zirytował prezydenta, a jego stanowcza reakcja na sesji oburzyła radnych.
Radni urażeni zachowaniem prezydenta
Radni, którzy wyszli z sali: Anna Ronin, Zuzanna Tomaszewska, Leszek Szczasny, Piotr Klima, Zbigniew Sokolik, Franciszek Mandrysz, Michał Woś, Michał Fita, Anna Ronin, Zuzanna Tomaszewska, Leszek Szczasny, Piotr Klima, Zbigniew Sokolik, Franciszek Mandrysz, Michał Woś, Michał Fita
Mirosław Lenk podniósł głos na radnych. Zirytowały go interpelacje. Później długo wyjaśniał dlaczego zdenerwował się, ale adresatów wyjaśnień nie było już na sesji.
Sprawy jakie trafiają pod rozwagę włodarza tworzą obszerny, urozmaicony katalog. Są tu zarówno nierówny chodnik pod przedszkolem jak i problem wyludniania się miasta. Ogrom problemów jakie dostrzegają w mieście radni zaskoczył urzędników. Mirosław Lenk przypomina, że samorząd uchwalił już budżet na ten rok i stara się go zrealizować. Tematy „wrzucane” na sesjach to jego zdaniem alternatywny plan wydatków, na który Raciborza już nie stać.
Lenk mówił już o tym w lutym, po czym dostał ponad 100 nowych interpelacji. 27 kwietnia nie wytrzymał gdy po 11 punktach od Leszka Szczasnego i 18 od Piotra Klimy, radny Zbigniew Sokolik przypomniał mu nierozwiązany problem zalanych piwnic w Nowych Zagrodach oraz poprosił o przycięcie dwóch topoli przy przedszkolu na Słonecznej. – Państwo zgłaszają takie drobne rzeczy, ja je piszę i ręka mi wysiada od zapisywania. Trudno jest wytrzymać. Płot, przycinka drzew, nierówny chodnik... To są sprawy do załatwienia poza sesją, w wydziałach. Interpelacje powinny dotyczyć spraw istotnych, wymagających zastanowienia i dyskusji – stanowczo podkreślił. Podejrzewa radnych o konkurowanie między sobą „kto więcej zgłosi” i zaleca im zapoznać się z definicją interpelacji, którą zawiera statut miasta. – Później są pretensje, że o czymś nie informuję – dodał Lenk.
Wyjdźmy stąd!
Celem prezydenckich uwag poczuł się Zbigniew Sokolik z Czas na Zmiany. – Dlaczego akurat przy moich zgłoszeniach pan się zatrzymał? – dziwił się. Siedzący obok Franciszek Mandrysz rzucił: wyjdźmy stąd! Lenk przepraszał, tłumacząc, że ręka go rozbolała od pisania, a Sokolika nie chciał urazić.
Włodarz wyliczył, że na dwóch ostatnich sesjach zgłoszono więcej interpelacji niż w całym 2014 roku. Przestrzega przed paraliżowaniem pracy urzędu, bo pracownicy zajmują się odpowiedziami dla radnych. W sukurs Lenkowi przychodzi przewodniczący Henryk Mainusz. – Wiem, że to medialne. Dziennikarze wszystko opiszą. Tylko jaki z tego pożytek? – pytał patrząc na Mandrysza i Sokolika. Pierwszy oznajmił, że dla niego i kolegi wcale nie jest istotne kto ile spraw zgłosił. Mainusz dziwił się reakcjom obu rajców, bo „siedzenia w sali nie są podgrzewane” a temeperatura rozmów zrobiła się gorąca.
Sala w połowie pusta
Gdy ostatnia kwietniowa interpelacja została wygłoszona na sesji Mainusz ogłosił kilkanaście minut przerwy. Jego wniosku nie poddano pod głosowanie co wywołało zdziwienie Piotra Klimy. Ten doświadczony rajca, były wiceprzewodniczący rady uważał, że gwoli formalności rada powinna wypowiedzieć się czy chce przerwy. Mainusz uznał, że zanim odpowie na 95 interpelacji, prezydent Lenk ma prawo do przygotowania.
Po przerwie na sali obrad nie zjawili się radni NaM-u, Czas na zmiany i dwaj niezależni. Szef rady kontynuował obrady, a prezydent udzielił odpowiedzi na zadane przez nieobecnych pytania. Kto nie zgłosił prośby o odpowiedź pisemną zobaczy ją dopiero w protokole z kwietniowej sesji.
Mariusz Weidner
Zbigniew Sokolik: Przepraszam ale po co tu jesteśmy?
Michał Fita: Zdenerwowała mnie ta sytuacja
Franciszek Mandrysz: Proponuję by radę zmienić w sejm niemy
106 Tyle interpelacji zgłoszono w marcu. To rekord 25-lecia samorządu raciborskiego. W minionych kadencjach liczba radnych zgłaszających interpelacje nie przekraczała 10, a zgłoszeń było zwykle kilkanaście. Wysyp zgłoszeń potrafi zaskoczyć rządzących. Ewenementem była lista 24 zapytań Henryka Hildebranda zgłoszona jednorazowo poza sesją. Słynny był też incydent gdy przedłużające się wystąpienie Dawida Wacławczyka postanowił przerwać Tadeusz Wojnar pouczając go co stanowi interpelację. Radnej Małgorzacie Lenart wyłączano mikrofon gdy występowała na sesji. Obecny samorząd w wyraźny sposób stawia na interpelacje. Pochodzi z wyborów w okręgach jednomandatowych i bardziej niż poprzednicy czuje na plecach oddech wyborców. W marcu tylko 5 z 23 radnych nie podeszło do mównicy by przedstawić interpelację. Na kwietniowej sesji sprawy do włodarza miało 13 z 21 obecnych rajców.
Mirosław Lenk do nieobecnych radnych
Wiem, że radny ma prawo o wszystko zapytać. Moja lekka irytacja wynikała z liczby złożonych ostatnio interpelacji. Po ostatniej sesji było ich 170. Konieczność sporządzania odpowiedzi spada na wydziały urzędu. To wyłącza ich z pracy bieżącej. Muszą sprawdzić dane, przygotować pisemne wyjaśnienia. Drobne sprawy należy zgłaszać na bieżąco. Wzorem innych radnych, którzy to robią. Procedura odpowiedzi pisemnej włącza w proces kilku urzędników i mnie. Proszę przeliczyć sobie czas przygotowania takich pism. Nie przesadzam gdy mówię, że może to doprowadzić do paraliżu na niektórych stanowiskach pracy. Być może już tak będzie na każdej sesji ale przyznam, że długo pracuję w urzędzie i pierwszy raz obserwuję takie zachowanie radnych. Nie zamierzam zniechęcać do składania interpelacji. Proszę o wyważenie z czym występować na sesji, a co załatwiać w wydziałach między sesjami. Nie można ograniczać się tylko do pracy na sesjach. Radnych wybrano do pracy ciągłej.
Czym radni „lekko zirytowali” prezydenta?
Zanim Mirosław Lenk powiedział radnym, że „ręka mu wysiada” od spisywania ich interpelacji musiał odnotować m.in.: zgłoszenia Leszka Szczasnego o rażących bladym światłem neonach reklamowych w przystankach autobusowych oraz o zakurzonych stojakach, których nie wykorzystuje RCK; uwagi Piotra Klimy o potrzebie zmycia niecenzuralnych napisów ze ścian budynków i zamówieniu mszy za radnych; informację Zbigniewa Sokolika o chylącym się ku upadkowi płocie przy starej komendzie policji oraz nierównym chodniku i budzących trwogę dzieci dwóch, starych topolach przy przedszkolu.