Kwitnie handel dopalaczami
W powiecie w najlepsze trwa handel substancjami psychoaktywnymi – narkotykami i dopalaczami. Na prawdziwe zagłębie wyrasta Lubomia. O sprawie powiadomili nas zaniepokojeni rodzice. – Dilerzy pojawiają się niemal codziennie. Koło nich kręci się mnóstwo naszej młodzieży. Strach wypuścić dziecko na dwór – mówią. Czasem podają imiona i nazwiska osób, które mają handlować, a nawet rejestracje samochodów, którymi się poruszają.
Według doniesień naszych czytelników dopalacze są łatwo dostępne m.in. na ulicach Lubomi. – Niemal codziennie widać tu podejrzane auta, niektóre z przyciemnionymi szybami, z antenami radia CD. To głównie miejscowi. Wystarczy ich poobserwować. Auto chwilę postoi, a po chwili młodzież się schodzi. Kolejni młodzi ludzie to wchodzą, a to za chwilę wychodzą z auta – mówi nam jeden z mieszkańców Lubomi. Te informacje potwierdza jeden z rodziców, którego dziecko wpadło w uzależnienie. Rodzic opowiedział nam o swojej sytuacji. Od wielu dni nie spuszcza nastoletniego dziecka z oka. Pozbawił je telefonu. Wszystko po to by nie miało żadnej możliwości kontaktu z tymi, którzy dostarczali mu niebezpieczne środki. – Ale oni są na tyle bezczelni, że czasem nawet nachodzą nas w domu – opowiada rodzic, który przyznaje, że jest w tej sytuacji dość bezradny. Twierdzi, że próbował interweniować u dzielnicowego. Mimo to dilerzy ciągle się pojawiają. Uzależniony nastolatek (celowo nie piszemy czy chodzi o dziewczynę czy chłopaka) nie chce z nami rozmawiać. Jak twierdzi boi się zemsty ze strony znajomych, którzy dostarczali środki. W końcu jednak daje się namówić na rozmowę. Przyznaje, że do pierwszego spróbowania dopalacza doszło stosunkowo niedawno, bo na początku tego roku. „Poczęstował” nieco starszy kolega. Cena wahała się w granicach 10–15 zł za porcję, w zależności od tego kto sprzedawał. Opowiada, że dopalacze miały postać kryształków, które się rozciera a następnie wciąga nosem, choć jak mówi można je również ssać. W przypadku naszego rozmówcy jedna porcja wystarczała na jeden dzień. Kiedy potrzebna była kolejna dawka, to można było bez problemu umówić dostawę telefonicznie. Przyznaje, że uzależnienie przyszło niemal z dnia na dzień. Ciągle po głowie chodziła kolejna dawka. Zdrowie podupadło. Po przymusowym odwyku, zastosowanym przez rodziców dały o sobie znać nerwy. Teraz zaledwie kilka tygodni od pierwszej próby z dopalaczami czeka na wizytę w klinice leczenia uzależnień. Rodzic i dziecko opowiedzieli nam więcej szczegółów o działalności handlarzy, ale z obawy przed tym, że szczegóły te pozwolą ujawnić kto je podał, proszą by nie podawać ich do publicznej wiadomości.
Narkotyki już były
Problem substancji psychoaktywnych nie jest w Lubomi nowy. Już w 2007 roku próbował z nim walczyć Roman Bizoń, emerytowany nauczyciel i ówczesny przewodniczący rady gminy. Bez skutku. W jego opinii nikt nie był zainteresowany tym problemem. – Policja twierdziła, że nie ma środków i ludzi do zajęcia się tym tematem. Nauczyciele z kolei udawali, że problemu nie ma. No bo jakby to wyglądało, gdyby się okazało, że w ich szkołach są narkotyki. Rodzice też nie chcieli przyjąć do wiadomości, że mają z dziećmi problem. Miałem załatwionego celnika z wyszkolonym psem, który miał tylko przejść się po szkolnych korytarzach. Nie było zainteresowania, a wręcz sprzeciw, twierdzono że dzieci wystraszą się psa – opowiada Bizoń. Mimo oporu materii nie poddawał się. Z jego inicjatywy urząd gminy zlecił specjaliście z zewnątrz wykonanie ankiety wśród gimnazjalistów. Odpowiedziało na nią 300 uczniów. Ankieta potwierdziła obawy. Około 10 procent badanych odpowiedziało, że narkotyki na terenie gminy są łatwo dostępne. Młodzież doskonale wiedziała kto, czym i gdzie handluje. Na podsumowanie wyników ankiety zaproszeni zostali nauczyciele, przedstawiciele straży granicznej, policji a także wojewódzki ekspert ds. informacji o narkotykach i narkomanii. – Nauczyciele i rodzice rozpętali taką burzę, że szkoda gadać. Chyba tylko dzięki interwencji wojewódzkiego eksperta ds. narkotyków nie doszło do linczu na mnie i panu Bizoniowi – opowiada autor ankiety, który zastrzega anonimowość. – Zajmuję się teraz zupełnie innymi sprawami. Z tematem narkotyków nie mam już nic wspólnego – wyjaśnia. A Roman Bizoń wzdycha, że wtedy narobił sobie tylko wrogów, również wśród niektórych kolegów z rady gminy, a problem i tak został sprzątnięty pod dywan. Choć nie do końca. Autor ankiety mówi, że z zainteresowaniem śledził wówczas rozwój sytuacji. Jak podkreśla aresztowano wówczas kilka osób. Policja potwierdza jedynie, że funkcjonariusze z Komisariatu Policji w Gorzycach (siedziba w Rogowie) zatrzymali na podległym sobie terenie (a więc m.in. gmina Lubomia) za przestępstwa narkotykowe 10 osób, w tym 4 osoby nieletnie. Niestety problem wrócił. Bizoń, który dziś jest sekretarzem gminy i inspektorem ds. oświaty przyznaje, że o ile obecnie nikt oficjalnie do urzędu nie zgłaszał problemu, to coraz głośniej mówi się o tym problemie na wsi. – Ale dopóki nie będę miał sojuszników wśród najbardziej zainteresowanych czyli w rodzicach czy nauczycielach, to temat trudno mi drążyć – stwierdza.
Handlarze się nie boją
Z naszych ustaleń wynika, że handel substancjami odurzającymi odbywa się w kilku miejscach gminy: pod dawnym kinem, gdzie nie tak dawno mieścił się klub młodzieżowy, ale też pod ośrodkiem zdrowia, w Bukowie przy świetlicy, nawet pod GOK–iem czy urzędem gminy. Nieraz w biały dzień. Mieszkańcy twierdzą, że handlujący czują się całkowicie bezkarni. Od jednego z urzędników dowiedzieliśmy się jednak, że policja starała się przeprowadzać pewne działania. Zorganizowała nawet obławę, która miała się zakończyć zarekwirowaniem całej reklamówki różnych substancji.
Policja przyznaje, że od początku bieżącego roku funkcjonariusze Komisariatu Policji w Gorzycach zatrzymali w związku z podejrzeniem posiadania narkotyków 6 osób. Dwaj spośród nich to właśnie mieszkańcy Lubomi w wieku 20 i 24 lat. Aktualnie prowadzona jest jeszcze jedna sprawa, dotycząca posiadania i udzielania substancji psychoaktywnych przez nieletnich mieszkańców Lubomi. Z uwagi jednak na dobro tej sprawy policja nie informuje o jej szczegółach. – Od czasu do czasu pojawiają się sygnały i informacje dot. dopalaczy na podległym terenie. Wszystkie zgłoszenia są szczegółowo sprawdzane i weryfikowane. Współpracujemy w tym zakresie z Państwowym Powiatowym Inspektoratem Sanitarnym. Każdą zabezpieczoną substancję przekazujemy do badań. Zdarza się tak, że substancje te nie są nielegalne, ponieważ nie zostały ujęte w wykazie zabronionym ustawą – tłumaczy sierżant sztabowy Joanna Paszenda, rzecznik wodzisławskiej policji.
Posypały się kary
Dopalacze nie są jednak problemem tylko Lubomi. Są obecne również w innych miejscowościach. Jak wynika z danych Powiatowej Stacji Sanitarno–Epidemiologicznej w Wodzisławiu, tylko w 2014 r. odnotowano tu 140 przypadków osób, które uległy poważnemu zatruciu po zażyciu dopalaczy. – Osoba zażywająca taki specyfik nie wie, co znajduje się w środku, jak zareaguje jej organizm. Trzeba mieć świadomość, że w każdym opakowaniu może znajdować się zupełnie inna mieszanka substancji psychoaktywnych. Z tego też powodu leczenie takiej osoby jest bardzo trudne. Wszystkie środki zastępcze, podobnie jak tradycyjne narkotyki sieją spustoszenie w organizmie i psychice danej osoby – zwraca uwagę Barbara Orzechowska, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Wodzisławiu Śląskim.
Sanepid stara się ograniczyć proceder handlu dopalaczami. W latach 2013–2015 przeprowadził 17 kontroli sklepów, w których stwierdził wprowadzanie do obrotu środków zastępczych, tzw. dopalaczy. – Kontrole dotyczyły sklepów w Jastrzębiu–Zdroju i Wodzisławiu Śląskim i były podejmowane z urzędu lub na podstawie zgłoszeń, głównie policji – mówi Barbara Orzechowska. Pokłosiem kontroli było wydanie 38 decyzji administracyjnych i nałożenie 11 kar pieniężnych na łączną kwotę 260 000 zł, po stwierdzeniu na podstawie wykonanych badań, że dany produkt jest środkiem zastępczym.
Artur Marcisz, Tomasz Raudner
Czym są dopalacze?
o substancje psychoaktywne o zróżnicowanym składzie. Ich zadaniem jest wywołanie u spożywającego efektu, podobnego to tego jaki wywołują narkotyki. Środki te produkowane są z substancji nie podlegających ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii. Ich skład podlega ciągłej ewolucji w miarę jak kolejne związki chemiczne trafiają na listę substancji zakazanych. Ocenia się, że związków chemicznych o psychoaktywnym działaniu, które łatwo uzyskać może być nawet kilkanaście tysięcy.