W mojej piwnicy jest powódź
Dzielnica Nowe Zagrody znów zalana. Mieszkańcy winią władze o brak pomysłu na rozwiązanie mokrego problemu.
Gdy deszczowa nawałnica przeszła 1 września nad Raciborzem, osiedle domków jednorodzinnych zostało ponownie postawione przed problemem, który mieszkańcom nie daje spać od 3 lat. W ich piwnicach pojawia się woda po pas, zniszczenia idą w tysiące złotych, a widoków na poprawę nie ma.
Dzień po ulewie do naszej redakcji zgłaszają się kolejni mieszkańcy z Nowych Zagród i relacjonują kto ile wiader wody musiał wynieść z piwnicy by doprowadzić ją do stanu używalności. Liczby sięgają setki. – Do 58 wiadra jeszcze liczyłam, potem dałam sobie spokój, taka byłam zrezygnowana – przyznaje Czytelniczka.
Pani Elżbieta ma już 70 lat, a na Żwirki i Wigury mieszka od 1976 roku. Gehenna jaka towarzyszy jej od początku tej dekady nigdy wcześniej nie miała miejsca. Kłopoty z mokrą piwnicą zaczęły się w 2011 roku i trwają do teraz. To wówczas mieszkańcy Nowych Zagród zaczęli się spotykać z władzami miasta, które poprosili o pomoc.
Data wystąpienia problemu styka się z terminem zamknięcia przez miasto ujęcia wody pitnej w Studziennej (Bogumińska). Mieszkańcy Nowych Zagród twierdzą, że to główna przyczyna ich problemów. W magistracie mówią: to niemożliwe bo oznaczałoby, że przez minione lata wodą pitną byłaby w Raciborzu woda gruntowa. – Poziom wody w studniach na Bogumińskiej jest dużo poniżej wód gruntowych – przekonują urzędnicy. Nie zgadzają się na propozycje raciborzan by ujęcie ponownie uruchomić by mieć pewność, że to nie w Studziennej leży przyczyna ich utrapień.
– Najgorsze, że skala zniszczeń nabiera na sile. Wcześniej wody było mniej ale teraz to już prawdziwy kataklizm. Zalaną piwnicę mieliśmy w 1997 roku, gdy w Raciborzu była powódź. Teraz mamy ją regularnie przynajmniej 2 razy na rok. Jesienią po raz pierwszy – opowiada Zbigniew Szyndler. Dokumentuje wszystkie zniszczenia, dociera do ekspertyz na temat zjawiska, z którym magistrat nie umie sobie poradzić kolejny rok.
Do piwnicy pana Zbigniewa nie sposób wejść suchą nogą. Woda sięga schodów, zalane są wszystkie rzeczy postawione na podłodze. – Nie mam tak dużych gumowców by móc tam chodzić, potrzebowałbym takich rybackich, sięgających aż do ud – zauważa właściciel domu. Woda w piwnicy bije go po kieszeni. Z powodu zalań wymienił już jeden piec, a drugi musiał oddać do naprawy. Takie wydatki idą w tysiące złotych. Podobnie jest u sąsiadki, która była zmuszona wymienić i podnieść instalację elektryczną, którą woda systematycznie podmywała. – Zapłaciłam prawie 3 tys. zł. Nikt mi nie odda tych pieniędzy – gorzko stwierdza kobieta. Firmy ubezpieczeniowe dają polisy na awarie wodociągów ale wód gruntowych nie chcą ruszać. Piwnicę Stojałowskiej oglądało wielu fachowców z branży budowalnej i nikt nie daje skutecznej recepty, że po remoncie będzie sucha. Tymczasem po całodniowej pracy nad jej osuszeniem następnego dnia podłoga znów jest pod wodą. Głębokość pozwala zanurzyć całą rękę.
Nierozwiązany dotąd problem Nowych Zagród zawsze dominował na spotkaniach dzielnicowych z prezydentem organizowanych przy ul. Opawskiej. W tym roku włodarz nie wybiera się w ten rejon, ale mieszkańcy chcą z nim porozmawiać i będą dążyli do takiej sposobności. Mirosław Lenk nie zgadza się z opinią, że magistrat jest bierny wobec problemu dzielnicy. – Położyliśmy nową rurę i udrożniliśmy rów odprowadzający wodę do samej Odry. Nawet gdy bywa zarośnięty to umożliwia przepływ – wylicza prace. A jego zastępca Wojciech Krzyżek przypomina, że w latach 60 i 70 Racibórz rozbudowywał się w rejonach bagien, oszczędzając na piwnicach, które wymagały izolacji typu ciężkiego. – Znamy przykłady z Nowych Zagród, gdzie wykonany w pwinicach „wanny izolacyjne” i tam piwnicy wewnątrz budynków nie ma – dodaje Lenk.
W magistracie nie obawiają się zapowiedzi mieszkańców o dochodzenie w sądzie odszkodowania od miasta za zniszczenia w domach. – Jesteśmy w posiadaniu ekspertyz, które wykluczają związek zalewania piwnic z zamknięciem studni w Studziennej – oznajmia Krzyżek.
Mariusz Weidner