Muzyka łagodzi obyczaje
„Gdzie słyszysz śpiew tam wstąp, tam dobrzy ludzie mieszkają, pamiętaj źli ludzie nigdy nie śpiewają” – cytuje prezes Zarządu Okręgu Raciborskiego Śląskiego Związku Chórów i Orkiestr Piotr Libera starą maksymę. Potwierdza ona tylko fakt, że muzyka jest potrzebna, wzbogaca duchowo, łagodzi obyczaje, konsoliduje ludzi w niej rozmiłowanych.
Ruch śpiewaczy, jak przypomina prezes Piotr Libera, po okresie wojennego zastoju, przeżywał renesans, który był rezultatem silnego pędu do muzykowania – grania i śpiewania. Niektóre zespoły zaczęły się odradzać już w 1945 r. Przeważnie te, które tworzyły się na fundamentach przedwojennych chórów, np. w Krzanowicach czy Rudach.
– Nie jestem zwolennikiem poprzedniego ustroju, natomiast jeśli chodzi o zespoły, w tamtych czasach łatwiej było je finansować, do czego przyczyniały się zarówno zakłady pracy, jak i władze miejskie. Dzisiaj jest sytuacja odwrotna. W województwie śląskim, szczególnie przy kopalniach, zlikwidowano wiele orkiestr dętych, uznając je za niepotrzebny balast finansowy. Na szczęście w naszym rejonie sytuacja nie była aż tak dramatyczna – mówi pan prezes.
W rezultacie nadal działa np. orkiestra dęta przy dawnym ZEW, a obecnie o nazwie „Plania”, podobnie, jak i orkiestra „Rafako”. Słowa uznania należą się za to raciborskim przedsiębiorstwom.
– Te orkiestry, które przestały istnieć, jak m.in. działająca przy dawnej cukrowni, rozwiązała się nie na skutek przemian, ale przede wszystkim ze względu na wiek instrumentalistów i jej dyrygenta pana Mleczki. Podobna sytuacja była w Kuźni Raciborskiej, tamtejszą orkiestrą dyrygował pan Leon Niewrzoł, który dziś ma 93 lata – wspomina Piotr Libera.
Na przekór trudnym czasom, przed kilku laty w Krzyżanowicach powstała wspaniała orkiestra dęta składająca się z młodych muzyków pod kierunkiem również młodego dyrygenta Krzysztofa Fulneczka.
Do dzisiaj dotrwały też zespoły śpiewacze, głównie z przedwojenną tradycją, a więc wspomniany już Chór Juliusza Rogera w Rudach i Chór „Cecylia” w Krzanowicach, Chór parafialny św. Anny w Krzyżanowicach, Chór „św. Cecylii” w Raciborzu Płoni oraz chór męski przy Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa.
– Członkowie chórów czy orkiestr dętych swą przynależność do tych zespołów uważają za wyróżnienie, wręcz zaszczyt. A przecież wymaga to sporo wysiłku i czasu, który poświęcić trzeba na udział w próbach i koncertach. Kiedy prowadziłem z panem Erykiem Okoniem chór przy Sercu Jezusa, zauważyłem, że chórzyści chętnie śpiewaliby na wszystkich niedzielnych uroczystościach – opowiada Piotr Libera.
Podkreśla też, że zauważyć można w takich zespołach śpiewaczych integrację różnych środowisk, niezależnie od pełnionych funkcji czy zawodu. – Pięknie jeśli w chórze śpiewają również ludzie młodzi, chór brzmi wtedy zupełnie inaczej, czego przykładem mogą być najlepsze na świecie chóry chłopięco-męskie – twierdzi pan prezes.
Winą za brak młodych rozśpiewanych ludzi, Piotr Libera obarcza przede wszystkim najwyższe władze oświatowe, które ze względów finansowych ograniczają do absolutnego minimum zajęcia muzyczne w szkołach.
– Skandal, aby tak obcinać przedmiot. W szkole podstawowej dzieci uczą się muzyki tylko w czterech klasach, w gimnazjum przez jedną godzinę tygodniowo w ciągu jednego roku, a w liceach w ogóle zaniechano jej nauki. Trudno więc o wymierne muzyczne efekty – przyznaje Piotr Libera.
– W trosce o przyszłość, Zarząd Główny Śląskiego Związku Chórów i Orkiestr, co roku wysyła petycje i wystosowujemy protesty. Niestety, dotychczas bezskutecznie – dodaje.
W środowiskach małych miejscowości działalność chórów i orkiestr to często jedyny kontakt z muzyką na żywo, która wzbogaca wiedzę i świadomość muzyczną.
Dla rozwoju tej działalności, jak podkreśla pan prezes, ważna jest przychylność władz miasta.
– Na taką pomoc mogłem zawsze liczyć ze starostwa, które współfinansuje organizowane imprezy muzyczne. Mam nadzieję, że w przyszłości Śląski Związek Chórów i Orkiestr będzie mógł liczyć na systematyczne wsparcie finansowe raciborskiego magistratu – przyznaje Piotr Libera.
(ewa)