Gdy mokre mury runą
Nowe Zagrody wciąż bez nadziei na suche piwnice.
Prezentacja ZWiK–u o rosnącym poziomie wód gruntowych nie przekonała mieszkańców dzielnicy. Opuszczali spotkanie w magistracie rozczarowani, bo nie usłyszeli oczekiwanego od lat rozwiązania ich problemu.
Inżynier z Nowych Zagród ma wodę w piwnicy tak wysoko, że wlewa mu się do popielnika w piecu. Jego sąsiad ma wilgotne ściany i boi się, że wkrótce runie jedna z nich, w dodatku nośna. Kobieta, która wprowadziła się w 2009 roku do nowego domu w dzielnicy, wciąż używa w piwnicy dwóch pomp do usuwania wody. To codzienność mieszkańców kwartału miasta, który wyznaczają ulice Słoneczna, Curie Skłodowskiej, Gwiaździsta i okolice. Od trzech lat przychodzą z tymi problemami do magistratu i proszą o pomoc. Nieraz robią to stanowczo, ale trudno się dziwić ich irytacji – sytuacja nie ulega poprawie.
Według właścicieli domostw z zalanymi piwnicami, kłopoty zaczęły się latem 2009 roku, wraz z ograniczeniem korzystania przez Miasto z ujęcia wody pitnej w Studziennej. Samorząd postawił na nowe źródło w Strzybniku. W Nowych Zagrodach uznają to posunięcie za błąd, za który muszą teraz płacić mieszkańcy dzielnicy. Pytają w magistracie, czy samorządowcy przyznają się do tego błędu. Urzędnicy odmawiają, twierdząc, że Strzybnik to słuszne rozwiązanie.
Między „zalewanymi” a urzędem nie ma porozumienia w podstawowej kwestii. Pierwsi oczekują solidnego testu w postaci pompowania wody z ujęcia na ul. Bogumińskiej. Sugerują paromiesięczny okres takiej czynności, trwając w przekonaniu, że wyniki sprawdzianu będą po ich myśli – piwnice na powrót staną się suche. Urząd wykonał krótki test według wskazań mieszkańców, ale ZWiK pompował tylko przez parę dni zamiast poświęcić na to miesiące. – To technologicznie i finansowo za duże obciążenie – usłyszeli zebrani. – A co w sytuacji gdy runą ściany podmokłych domów? Dopiero wtedy będą podejmowane działania? Kto nam wtedy pomoże? – pytano prezydenta Lenka na spotkaniu 6 marca. – Prawo nakazuje naprawić szkodę. Gmina poniesie odpowiedzialność, jeśli dowiedziona zostanie jej wina – przekazał włodarz.
Ludzie z Nowych Zagród już nie kredytują włodarza zaufaniem. Tak postąpili na pierwszym spotkaniu przed trzema laty. Na kolejnym z cyklu wypominają mu, że słyszą wiele słów, a woda w piwnicach nadal stoi. Uważają, że Miasto podjęło działania w dzielnicy dopiero po ich interwencjach. W środę padło na sali stwierdzenie „prezydent jest dla nas, a nie na odwrót” i pytanie „za co płacimy podatki?”. Kontrole wykonane przez ekspertów z miejskich wodociągów, wedle których skala problemu sięga najwyżej 11 domostw, kwitowano komentarzem, że kontrolujący przychodzili w suche, bezdeszczowe dni albo omijali posesje, gdzie problem występuje.
Osobny wątek w relacjach Nowe Zagrody – magistrat stanowią wystąpienia Sylwestra Potockiego, który wypowiedzi prezydenckie określa dyrdymałami. Zaprezentował zdjęcia, na których po swojej piwnicy chodzi w kaloszach, brodząc w wodzie po kostki. – Nigdy wcześniej nie miałem zalanej piwnicy – zaznaczał. Pomysł na pozbycie się kłopotów ma jeden – wrócić do poboru wody pitnej z Bogumińskiej.
– Nikt tej wody nie wypije – powiedział Mirosław Lenk. Zapowiedział kolejne analizy sytuacji, jej monitoring i konieczne działania, nawet radykalne i kosztowne jeśli zajdzie taka potrzeba (istnieje koncepcja budowy nowego rowu, ale to wielomilionowy koszt). Szansą może być też opracowanie, które zamówi magistrat, dotyczące gospodarowania wodami opadowymi. Będzie znane za 10 miesięcy. – Rozważymy wszystko – obiecał na koniec prezydent miasta.
maw