Ogórek, syrenki i fiat na trasie za pan brat
Pokazałem synowi jaką frajdę można mieć z potu i zmęczenia – uśmiecha się uczestnik wyprawy.
Wpierw jechali szlakiem trylogii Sienkiewicza, później wpadli do grodu Drakuli, a do domu wracali przez Słowację i dopiero tam poczuli strach.
Zbynio, Krystek i Młody – trzech mężczyzn w różnym wieku, pasjonatów syrenki 105L w wieku ponad 30 lat. Wsiedli do swych pojazdów i ruszyli. Grupę uzupełniał brat Zbynia (Zbigniewa Klocha) Adam oraz załoga zabytkowego fiata 125p: Marcin, Łukasz i Ala. Jak mówią uczestnicy, nie była to podróż ale wyprawa. Prowadził ich w niej ogórek, czyli volkswagen t2, którym jechali Marcelina i Artur. Dołączyli do grupy rybnicko-raciborskiej w Czańcu.
Kolejne miejsca wyznaczone na trasie robiły coraz większe wrażenie. Nawet uciążliwy, bo długi postój na granicy polsko-ukraińskiej był swoistą atrakcją. Krystek (Krystian Harnasz) pamięta takie obrazki z przeszłości, gdy na początku lat 90-tych skrupulatne kontrole przeprowadzano na granicy z Niemcami. – Tu stało jakieś 40 aut, ale przy każdym stanowisku trzeba było mieć odrębną pieczątkę – opowiada turysta.
Nad jeziorem Rożnowskim rozbili biwak i to był ostatni moment wyprawy gdy towarzyszyła im deszczowa pogoda. Wybierali trasę „krajoznawczo” – widząc tablice kierujące na drogi szybkiego ruchu czy autostrady, zjeżdżali w bok, by jak najwięcej zobaczyć. – Inaczej zapamiętalibyśmy tylko barierki uliczne – twierdzą. Tak zwiedzili Lwów, gdzie wychodząca z kościoła staruszka dała im do rąk pokruszone ziele na szczęście. Ogromne wrażenie zrobiły na nich warownie w Chocimiu i Kamieńcu Podolskim. Dotarli też do Siedmiogrodu zwiedzając zamek słynnego księcia Drakuli. Z Rumunii przywieźli pamiątki kupione na pchlim targu. – Było dużo płyt i kaset – mówi Młody (Łukasz Harnasz) dzierżąc w dłoniach album Modern Talking.
W radosnej trasie były i chwile zadumy. – Na Cmentarzu Łyczakowskim oglądaliśmy grób żołnierza, który poległ w wieku mego 16-letniego syna Łukasza – wspomina tato Krystian. Podkreśla, że prawie wszędzie gdzie biwakowali czuł się bezpiecznie, bo okolice były niemal dziewicze, z nieśmiałymi śladami cywilizacji. – Dopiero gdy na koniec nocowaliśmy na przedmieściach słowackiego Brezna była mniej przyjazna atmosfera – twierdzi podróżnik.
Dlaczego warto w ten sposób spędzać urlop? – Mam znajomych, równieśników, którzy w czasie gdy ja zwiedzam, po prostu imprezują. Gdy się spotykamy, ja opowiadam im gdzie byłem. Oni nie mają mi o czym opowiedzieć – kończy Zbigniew Kloch.
(ma.w)