Kapitan w opałach
Mało kto wie, że kiedy światowe agencje informacyjne donosiły o huraganie Irene, w porcie w Nowym Yorku, mapy burzy śledził mieszkaniec Kuźni Raciborskiej, kapitan Paweł Macha.
Kilka godzin później w miasto uderzył kataklizm, który zabił już ponad dwadzieścia osób. Udało nam się skontaktować z nim mejlowo.
– Wiem, że jesteś już poza zasięgiem huraganu, jednak udało ci się uciec z portu w ostatniej chwili?
– Tak, wyszedłem w morze właściwie w ostatnim momencie. To się jeszcze jednak dla mnie nie skończyło (wywiad z 29 sierpnia). Ciągle, mimo odległości 150 mil (278 km) od oka cyklonu i 23 godzin od opuszczenia portu tkwię w sztormie o sile 10 w 12-stopniowej skali. Jest już jednak lepiej, bo było 11 mimo wszystkich moich starań związanych z planowaniem ucieczki.
– Podejmując decyzję o wypłynięciu tankowcem z portu, w który kilka godzin później uderzył huragan Irene, chyba sporo ryzykowałeś?
– Marynarz – kapitan statku to zawód który wymaga rzetelnego planowania z wyprzedzaniem możliwych scenariuszy wydarzeń. O tym, że nadchodzi huragan było wiadomo, którędy idzie i kiedy uderzy z grubsza też. Należało jedynie ustalić kiedy nastąpi ostatni moment, w którym trzeba rzucać sznurki i uciekać.
– Czy inni kapitanowie także podejmowali taką decyzję?
– Huragan niesie ze sobą dwa niebezpieczeństwa dla statku. Pierwsze to wiatr, którego bezpośrednio się jednak na otwartej wodzie nie boimy a drugie to efekt wiatru – falowanie. Będąc w porcie falowania jako takiego nie ma, ale za to wiatr wiejący z prędkością 70 kt – 130 km/h (zapowiadali wcześniej 100 kt) dmuchający w burtę mojego statku o powierzchni większej od ożaglowania „Daru Młodzieży” z pewnością pozrywałby mi cumy i rzucił na drugi brzeg lub płyciznę. Nikt nie lubi uszkodzonych tankowców w pobliżu siedzib ludzkich. Wybrałem więc to, co uznałem za względnie bezpieczniejsze – większy parkiet do tego białego walczyka z huraganem. Ja jak widzisz miałem uzasadnienie dla swojej decyzji i zapas czasu na ucieczkę, ale byli tacy, którzy wpłynęli w samo piekło długo po mnie, wioząc na pokładzie setki ludzi. Były to 3 statki pasażerskie dużo większe od osławionego Titanica. Takiej „kapitanskiej” decyzji nie rozumiem. Na wyświetlaczu AIS widziałem nazwy tych statków i popłoch w jakim uciekały. Irene przypominała gospodynię w sobotni wieczór biegającą za kurami z siekierą w ręku aby zabić coś na niedzielny obiad i rosół.
– Jak silny był to huragan? Czy już wcześniej zdarzało ci się spotkać z taką siłą natury?
– Nie odpowiem Ci na pytanie, czy spotkałem się z taką panią jak Irene oko w oko wcześniej, bo to jest niepoprawne politycznie. My kapitanowie jesteśmy po to, aby nie dopuszczać do takich randek a poza tym mimo, że dobrze tańczę walca, to jestem żonaty;–) Mało kto zwraca uwagę na sytuację na Filipinach w tym samym czasie. To samo tylko pod innym imieniem i nazwą – TYPHON (Tajfun) „MINA” zabiła już 8 osób a w wiadomościach o tym cicho.
(acz)