Boćki z Markowic odlatują brudne
Wszystko zaczęło się od starego dębu. Nikt już w raciborskich Markowicach nie pamięta kiedy bociany położyły na nim pierwszą gałąź pod gniazdo.
Ponoć obecność tych ptaków chroni przed żywiołami. – Coś w tym jest. Niedługo po tym jak przeniosły gniazdo, podczas pierwszej wiosennej burzy w drzewo uderzył piorun – wspominają w Markowicach.
Jak sąsiedzi
Werner Mordeja zamyśla się i szybko kalkuluje pomagając sobie palcami. – No, to już będzie z pięćdziesiąt lat, jak nie lepiej – mówi. – Tyle to ja tu mieszkam, a kto wie czy i one wcześniej się tu nie gnieździły – dodaje po chwili. Wie co mówi. Dom mieszkańca Markowic stoi najbliżej słupa, na którym mieszka teraz bociania rodzina.
Niemiec ornitolog
O spokoju trudno mówić, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie. Od wiosny do jesieni przed niewielką posesją zamieszanie i wycieczki gapiów. To już taka markowicka atrakcja. Gniazdo jest przy głównej drodze i przyciąga uwagę. Zatrzymują się i samochody i rodziny na rowerach. Wśród gapiów jest również sporo Niemców, czyli „Helmutów” jak ich się tu żartobliwie nazywa. – Zdarzają się prawdziwi zapaleńcy. Jeden z nich wiele dni przeleżał na moim dachu z lornetką i kamerą. Gdy wychodziłem o 5.00 do pracy to już stał przed furtką. To dla niego prowadziłem też zapiski kiedy ptaki przylatują i odlatują. Od kilku lat się nie pojawia – mówi Werner Mordeja.
Koło dla bociana
Kawałek dalej, już po drugiej stronie szosy mieszka Norbert Jambor. Okna z jego domu również wychodzą wprost na gniazdo, od którego dzieli go góra dwadzieścia metrów. Kilka tygodni temu z okien tego domu obserwował jak na słupie montowano specjalną platformę pod gniazdo. – To słup telefoniczny więc wysokie napięcie nie zagraża bocianom. Z tamtego starego drzewa ptaki się do nas sprowadziły jeszcze w latach osiemdziesiątych. Pamiętam jak sami na tym słupie montowaliśmy stare koło z wozu pod gniazdo. Teraz ptaki mają profesjonalną platformę. Czy się spodoba? – zobaczymy jak przylecą – mówi z uśmiechem mieszkaniec Markowic pokazując piastę z koła, która do tej pory solidnie przymocowana trzyma się słupa
Awantury o gniazdo
Mieszkańcy pobliskich domów żyją z bocianami, dosłownie i w przenośni. Rodziny pana Wernera i Norberta wiedzą o wszystkim co się dzieje w gnieździe. Obserwują i te radosne chwile gdy wykluwają się młode ptaki i te bardziej dramatyczne, gdy matka wyrzuca chore pisklęta z gniazda. – Pierwszy przylatuje z reguły samiec. Od razu widać, że to facet, stroszy się i pręży pierś. Po kilku, przylatuje partnerka. Niemal co roku wokół gniazda obserwujemy głośne awantury. To młode, które wykluły się rok wcześniej i teraz roszczą sobie prawa do rodzinnego domu. Jeden z młodych ptaków, próbował uwić gniazdo na sąsiednim słupie jednak dał sobie spokój i wybrał inną lokalizację. Kiedy ptaki pojawiają się u nas wiosną, są bielusieńkie. Kiedy odlatują od nas do ciepłych krajów, są brudne od pyłu i spalin samochodów – mówi Jambor.
Bocian z garażu
Oprócz Niemca z lornetką, na dachu Mordejów co roku przesiadują bociani rodzice. – Piskląt jest zazwyczaj około trzech, choć w tamtym roku uchowało się tylko jedno. Jak małe podrosną to rodzice siedzą u nas na dachu bo się nie mieszczą w gnieździe – tłumaczy pan Werner. Bociany odwiedzają również gospodarstwo Jamborów. – To będzie z pięć lat jak jedno młode wypadło z gniazda. Przygarnąłem je do mnie na plac. Dzieciaki znosiły mu żaby w słoikach, a żona z pracy przynosiła podroby. Miało dobrą dietę i na jesieni odleciało. To inteligentne ptaki. Pamiętam, że od razu ustawił mojego psa. Na noc bociek szedł do garażu a pies z podkulonym ogonem do budy. Chyba im u nas dobrze, bo i czują się tu bezpiecznie i stawy mają w pobliżu. Codziennie wyglądamy czy już przyleciały – mówi z uśmiechem Norbert Jambor.
Z ostatniej chwili: W sobotę 2 kwietnia w Markowicach pojawił się pierwszy bocian, dzień później około godziny 9.00 do gniazda dotarł drugi ptak. Według mieszkańców ptaki są w doskonałej kondycji i już rozpoczęły zaloty.
(acz)