Pozbyli się dziennikarzy
Radni nie wyrzucili dziennikarzy ale stanowczo poprosili aby ci wyszli.
Obradami miejskiej komisji oświaty, z której w ostatnim tygodniu wyproszono media, zainteresowały się najpoważniejsze instytucje monitorujące wolność mediów oraz stowarzyszenie zajmujące się przejrzystością życia publicznego. Wszyscy zarzucają radnym nieznajomość przepisów obowiązującego prawa.
To miało być kolejne posiedzenie komisji oświaty w tej kadencji rady miasta. Po raz pierwszy zasiedli w niej radni Henryka Hildebrand oraz Paweł Rycka. Tym razem jednak, przewodnicząca miejskiej komisji oświaty Krystyna Klimaszewska, przy poparciu rajców koalicji rządzącej, poprosiła dziennikarzy o opuszczenie posiedzenia. Radni nie chcieli aby dziennikarze przysłuchiwali się debacie o projekcie ulg dla rodzin wielodzietnych. – Ze względu na roboczy charakter posiedzenia poprosiłam dziennikarzy o opuszczenie posiedzenia – wyjaśniła radna Krystyna Klimaszewska, szef komisji oświaty. Jej prośbę poparli rajcy koalicji RS Racibórz 2000/KWW M. Lenka. Swoje poparcie uzasadnił Henryk Hildebrand, urzędnik z dużym doświadczeniem w samorządowej placówce – dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Zasugerował, że informacja z prac komisji powinna być przekazana w formie oświadczenia przewodniczącej. Do prośby Klimaszewskiej przychylili się także: Andrzej Lepczyński (RS Racibórz 2000) Paweł Rycka i Eugeniusz Wyglenda (obaj KWW Lenka). „Robocze” wg Klimaszewskiej posiedzenie komisji oświaty poświęcono omówieniu projektu uchwały, który zgłosili przed tygodniem radni opozycji (NaM i KOR). Dotyczy projektu ulg w dostępie do placówek kultury i sportu (imprez biletowanych). W myśl projektu nazwanego „Rodzina 3+” tańsze wejściówki mogłyby nabywać rodziny wielodzietne. Zdaniem szefa komisji oświaty, tematyka posiedzenia mogła prowadzić do polemiki, a jak „sami radni przyznali” z odbiorem ich poglądów w mediach bywa różnie.
Sami zdecydujcie
Autorzy projektu byli zaskoczeni próbą blokowania dostępu mediów do obrad kolegialnego gremium samorządu. – Odbieram tę prośbę pani przewodniczącej z szeroko otwartymi oczami. Nie chodzi już o samo proszenie mediów o opuszczenie posiedzenia, ale każdy mieszkaniec ma prawo tu wejść i się przysłuchiwać. Prośbę pani Klimaszewskiej uważam za co najmniej dziwną – stwierdził Dawid Wacławczyk z RSS Nasze Miasto. Dodał, że na miejscu Klimaszewskiej nie odważyłby się w ten sposób zwracać do mediów. Ryszard Frączek nie mógł się doszukać w statucie miasta zapisu o możliwości „wypraszania mediów z sali”. Krystyna Klimaszewska oponowała, że „nikogo nie wyprasza, a decyzję o uczestniczeniu w obradach pozostawia dziennikarzom”. Co ciekawe, informację o terminie zwołania komisji – wyjątkowo, bo żadne z posiedzeń nie jest tą drogą „promowane” – podały wcześniej służby prasowe urzędu miasta. Spytaliśmy przewodniczącą Klimaszewską dlaczego zostało nagłośnione coś, co zaplanowano jako spotkanie o charakterze zamkniętym? – Rzeczniczka nie konsultowała ze mną tej informacji, porozmawiam z nią o tym. Ja nie podawałam mediom tego terminu, podobnie jak nigdy nie były publikowane terminy posiedzeń komisji rewizyjnej – odparła radna, w poprzedniej kadencji zasiadająca w komisji rewizyjnej, zwoływanej w zależności od potrzeby.
Wszystkie posiedzenia są robocze
– Niestety, praktyki takiego nieoficjalnego „utajniania” obrad, wypraszania dziennikarzy czy utrudniania im pracy są dość częste w polskim samorządzie i często wynikają z nieznajomości obowiązującego prawa – komentuje postawę raciborskich radnych Wiktor Świetlik dyrektor warszawskiego Centrum Monitoringu i Wolności Prasy. Grzegorz Wójkowski – prezes katowickiego Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Bona Fides zwraca uwagę, że prawo do informacji publicznej jest jednym z praw człowieka zapisanym w art. 61 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. W ustępie drugim wyżej wymienionego artykułu wyraźnie zapisane jest, że prawo do informacji obejmuje wstęp wszystkich zainteresowanych obywateli na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, a więc także na posiedzenia komisji rady miejskiej w Raciborzu. – Konstytucja w art. 61 ust. 3 stanowi, że prawo do informacji publicznej może zostać ograniczone jedynie w drodze ustawy, i tylko ze względu na ochronę wolności i praw innych osób, czy ochronę porządku publicznego i bezpieczeństwa państwa. W Konstytucji, ani w żadnej ustawie, nie ma jakiejkolwiek wzmianki o tym, że robocze posiedzenia komisji rady (a czy są jakieś inne?!) mogą być zamykane dla publiczności. Postępowanie pani przewodniczącej Klimaszewskiej było więc działaniem karygodnym, niezgodnym z prawem i nie powinno mieć miejsca w demokratycznym państwie prawa. Dziwię się także, że osoba, która ma tak niską świadomość prawną, nie tylko jest radną, ale do tego zajmuje tak wysokie stanowisko – tłumaczy Grzegorz Wójkowski.
Uszy nie zwiędły
– Jeśli rajcy dyskutowali w ramach wypełniania swoich obowiązków, a spotkanie w urzędzie miasta siłą rzeczy musiało mieć taki charakter (no chyba, że wynajęli salę na prywatne spotkanie) i obrady nie zostały, „ze względu na istotny, określony powód”, utajnione, to dziennikarze mieli prawo wejść i obserwować komisję – zauważa Wiktor Świetlik dyrektor CMWP.
Jak się okazuje, powodu nie było. – Komisję uważam za bardzo udaną, akceptowano wszystkie uwagi. Poczekamy teraz na uzupełnienia ze strony urzędu miasta. Nadal nie rozumiem dlaczego media nie mogły przysłuchiwać się dyskusji. W jej trakcie nie padło nic takiego co tłumaczyłoby prośbę przewodniczącej aby dziennikarze wyszli – podsumował po komisji jeden z jej członków Dawid Wacławczyk. – Poruszaliśmy wiele kwestii z zakresu działalności OPS-u, podawano wiele szczegółów na temat funkcjonowania w mieście rodzin wielodzietnych. Niedobrze byłoby gdyby takie dane pojawiły się w relacjach prasowych. To delikatne kwestie – oznajmiła nam Krystyna Klimaszewska.
Mariusz Weidner, opisuje samorząd
Uszanowałem prośbę przewodniczącej i czterech radnych, kierując się tym, że dwoje z nich ma wieloletnie doświadczenie w pracy ze środowiskiem dysfunkcyjnych rodzin, a m.in. ich miała dotyczyć dyskusja. Wierzę, że troska o dobro tego środowiska była jedynym powodem zachowania radnych. Nie wyobrażam sobie, by osoby pochodzące z wolnych wyborów miały cokolwiek do ukrycia przed tymi, którzy na nich głosowali i interesują się działalnością samorządu. Inaczej byłoby to groźne dla demokracji stosowanie zasad rodem z PRL.
Uszanowałem prośbę przewodniczącej i czterech radnych, kierując się tym, że dwoje z nich ma wieloletnie doświadczenie w pracy ze środowiskiem dysfunkcyjnych rodzin, a m.in. ich miała dotyczyć dyskusja. Wierzę, że troska o dobro tego środowiska była jedynym powodem zachowania radnych. Nie wyobrażam sobie, by osoby pochodzące z wolnych wyborów miały cokolwiek do ukrycia przed tymi, którzy na nich głosowali i interesują się działalnością samorządu. Inaczej byłoby to groźne dla demokracji stosowanie zasad rodem z PRL.
Dominika Bychowska z Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce przy Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka
Na sali mogli pozostać dziennikarze jak i zwykli mieszkańcy. Tłumaczenie prośby o opuszczenie obrad ze względu na wrażliwą tematykę trochę mnie dziwi. Przecież dziennikarze jak i mieszkańcy mogliby później i tak wystąpić o przedstawienie przebiegu takiego spotkania na podstawie dostępu do informacji publicznej. Niestety egzekwowanie praw obywateli do informacji nadal stwarza problemy. Nawet my jako fundacja czasem musimy udowadniać, że możemy uzyskać daną informację. Nie inaczej było w przypadku naszej prośby o podanie ilości podsłuchów w Polsce. Odmówiono nam tłumacząc się kwestiami bezpieczeństwa. Zwróciliśmy się do sądu, który przyznał nam rację. Jak widać instytucje dopiero się uczą stosowania przepisów.
Na sali mogli pozostać dziennikarze jak i zwykli mieszkańcy. Tłumaczenie prośby o opuszczenie obrad ze względu na wrażliwą tematykę trochę mnie dziwi. Przecież dziennikarze jak i mieszkańcy mogliby później i tak wystąpić o przedstawienie przebiegu takiego spotkania na podstawie dostępu do informacji publicznej. Niestety egzekwowanie praw obywateli do informacji nadal stwarza problemy. Nawet my jako fundacja czasem musimy udowadniać, że możemy uzyskać daną informację. Nie inaczej było w przypadku naszej prośby o podanie ilości podsłuchów w Polsce. Odmówiono nam tłumacząc się kwestiami bezpieczeństwa. Zwróciliśmy się do sądu, który przyznał nam rację. Jak widać instytucje dopiero się uczą stosowania przepisów.
Adrian Czarnota, Mariusz Weidner