Pierwsza linia frontu
Market budowlany Mrówka stoczył wojnę nerwów z nadchodzącym zagrożeniem.
Właściciel sklepu został osobiście poinformowany przez prezydenta o zagrożeniu. Pomimo tego, cały czas stał na stanowisku. Znalazł swój punkt obserwacyjny poziomu Odry. Przez 2 dni ważył się los życiowego dobytku Wiesława Jachecia.
Gdyby wylała Odra byłby jednym z pierwszych poszkodowanych. Budynek sklepu mieści się kilkadziesiąt metrów od wałów na kanale Ulga. Pomimo zabezpieczeń i wywózki towarów, możliwe straty w materiale szacuje w milionach.
– Zaczęliśmy w poniedziałek. Pracownicy z pierwszej zmiany zostali dłużej, aby pomóc. Przygotowaliśmy sklep do wysokości 1,5 m wody. Sprzęt elektroniczny wynieśliśmy na piętro. Co się dało to wywieźliśmy – opowiada Wiesław Jacheć. Jego relacja pokazuje jak ludzie się solidaryzują w ciężkich chwilach. Gdy sam pobiegł poinformować pobliską firmę transportową o zagrożeniu, oni zaproponowali mu, że ewakuując ich puste samochody mogą pomóc wywieźć jego towar. Działania odbywały się bez paniki, trzeba było kalkulować jak na prawdziwej linii frontu. – O godz 20.00 byliśmy już w miarę przygotowani. Całą załogę wysłałem do domu. Zostały tu 3 osoby, w tym ja i mój brat. Siedzę tu już trzeci dzień i monitoruję sytuację. Ktoś musi w razie powodzi np. otworzyć drzwi, aby zminimalizować straty – wyjaśnia właściciel. Przy kanale leci rura kanalizacyjna, której kielich podnosi się zgodnie ze stanem wody w rzece. M.in. na tej podstawie razem z żoną oceniali stan zagrożenia.
Firmowe widlaki pojechały o własnych siłach w bezpieczną stronę miasta. – Bardzo dobrze oceniam działania władz miasta. Byliśmy informowani i nikt nie stwarzał problemów. Zamknięcie mostu i opieka nad obwałowaniem to rozsądna decyzja – dodaje. Podczas działań na terenie sklepu, do Wiesława Jachecia ciągle ktoś dzwonił. To znajomi i koledzy, którzy oferowali pomoc. – Bardzo dziękuję wszystkim, którzy nam pomagali. Szczególnie pracownikom, którzy przyszli pomagać nawet na drugi dzień. Czuję, że wiedzą o co chodzi – mówi przedsiębiorca. Najwięcej problemów przy ewakuacji sklepu stwarzali im gapie, którzy przyjechali obserwować stan wody i nieświadomie przeszkadzali w akcji. Gdy największe zagrożenie mijało, praca pomału wracała do normy. Wszyscy w Mrówce w razie czego wiedzą co trzeba robić. Każdy ma tu swoją rolę.
(woj)