Gdzie Brytyjczycy imprezują, a duchy mają swe domy
– U nas wszystko co stare, to cenne. W Azji niekoniecznie. Po co komu stary XVI-wieczny fresk, skoro jest wyblakły i można go namalować od nowa – mówił o swojej podróży podczas kolejnego slajdowiska w Kuźni Dawid Wacławczyk.
Kambodża, Tajlandia i Laos – były celem podróży Dawida Wacławczyka i jego przyjaciół, którą odbyli w grudniu zeszłego roku. Wyprawa ta była tematem slajdowiska 7 maja w MOKSiR w Kuźni Raciborskiej.
Choć lot do Azji zajmuje około 12 godzin w jedną stronę, podróżników to nie zniechęciło. Za to na miejscu powitał ich egzotyczny Bangkok. – Do Bangkoku sporo Brytyjczyków przyjeżdża tylko na imprezy. Robią dokładnie to, co w Krakowie, czyli straszne bydło, ale nikomu to nie przeszkadza – opowiadał o znanym z popularnego przeboju mieście Wacławczyk. Można było też usłyszeć o egzotycznej kuchni i... domkach dla duchów. – Stawia się je przed każdym budynkiem, domostwem i instytucją. Żeby duchy nie wchodziły do środka, stawia się im domki przed wejściem. Codziennie rano daje się tam świeże kwiaty, kadzidła – opowiadał podróżnik. Wspomniał też o dwumetrowych złotych posągach Buddy i pięknych, widywanych tylko w Azji, dachach.
Z opowieści Wacławczyka można było się dowiedzieć nie tylko o architekturze Azji. – Pewna część chłopców, z sobie tylko wiadomych względów, po pewnym czasie dochodzi do wniosku, że jest kobietami. Wygląda to czasem komicznie, ale tam tak było od zawsze – ciągnął podróżnik. Wspomniał też o najtragiczniejszych momentach historii Kambodży – m.in. o rzezi Czerwonych Khmerów, więzieniu S21 i polach śmierci. Atmosfera na powrót stała się swobodniejsza, kiedy pojawiły się slajdy z obchodów świąt narodowych w Laosie. – To po prostu jedna wielka impreza, z zawodami wioślarskimi. Ekipy wioślarskie liczą po kilkadziesiąt osób i nie są to żadni zawodowcy, działają raczej na zasadzie naszych OSP – opowiadał Wacławczyk.
Z opowiadań gościa wyłaniał się obraz Azjaty jako urodzonego przedsiębiorcy, który wszystkim potrafi handlować i znacznie gorszego kierowcy. – Tam nie ma żadnych reguł, znaków „stop” czy „ustąp pierwszeństwa”. Wszyscy jadą, a światła widziałem chyba tylko w jednym miejscu – mówił Dawid Wacławczyk. Jego opowieściom towarzyszyły egzotyczne zdjęcia, które przenosiły zebranych w klimat odległych krajów.
(e.Ż)