Smutek i duma
Jest poniedziałek, piękny poranek 19 kwietnia. Z radia dowiaduję się, że ONI w ostatnich sekundach wiedzieli, co się stanie. Więc jeszcze i ta wiadomość, chyba straszniejsza jak ta, że zginęli!...
Jest sobota rano, 17 kwietnia. Wysiadam z samochodu na placyku koło „Domu chleba”, na Słowackiego. Dzwony kościelne i syreny samochodowe wbijają mnie w chodnik. Tydzień od tragedii, zarządzona minuta ciszy. Rozglądam się wokół – nie zatrzymuje się nikt...
***
Niedziela, 18 kwietnia, godz. 7.00. Z Raciborza wyruszają dwa wynajęte przez PiS autokary; w jednym dwadzieścia parę osób z naszego miasta i kilkoro gości z województwa dolnośląskiego, drugi zapełni się w Rybniku. Wiemy też, że jadą raciborzanie z Serca Jezusowego. W autokarze nastrój skupienia. Jedynie w pobliżu Balic stać nas na niewinne żarty na temat wulkanicznego pyłu i Baracka Obamy.
***
Zdumienie budzi pustka na autostradzie. Widać, że ludzie posłuchali próśb Prezydenta Krakowa. Nasze autokary bez przeszkód docierają do centrum. Jedziemy po śladach konduktu z Parą Prezydencką, o czym świadczą kwiaty na asfalcie i rozstawieni co 50 m funkcjonariusze służb porządkowych. Idealny porządek i spokój. Zapowiada się cudowna pogoda.
***
Wkrótce trafiamy na parking za Wisłą, naprzeciw Wawelu. Wokół nas pielgrzymi z Rawicza, Suwałk, Brzegu, mnóstwo flag narodowych i związkowych. Wiadomość, że są jeszcze miejsca na Rynku, każe nam przyspieszyć. Ruszamy.
***
Po pół godzinie zdrowego marszu docieramy Franciszkańską i Wiślną na róg Rynku i... zostajemy tu. Za wyborem miejsca przemawia zainstalowany telebim i... cień. Wokół nas gęstnieje... tłum, właśnie nie – nie tłum, tylko obywatele, Naród. To czuje się w powietrzu i w gestach wzajemnej życzliwości. Jest Gdańsk, Brzeg, są górale i tysiące flag, skrzących się w pełnym słońcu. Na ekranach program stacji TVN... Kalisz, Gowin... w sumie przyzwoici ludzie. Ale wśród zebranych narasta bunt. Po kilkunastu minutach okrzyków „TVP – TVP!” ekrany gasną, aż do rozpoczęcia liturgii. Przecież mamy się nie droczyć, nie jątrzyć, więc jak to?! Pierwsze małe zwycięstwo.
***
Jesteśmy u zbiegu św. Anny i Wiślnej od 11.20. Msza zacznie się o 14.00. Na płycie Rynku rozstawiane są krzesełka turystyczne, karimaty, gazety – co kto przyniósł. Nastrój powagi i wzajemnej życzliwości: ten temu egzemplarz niedzielnej „Rzeczpospolitej”, tamten w rewanżu ciasteczko, albo własne krzesełko wędkarskie. Zaraz, zaraz, coś mi to przypomina. Oczywiście: tak było na Zaspie w 1988, w czasie najliczniejszej mszy z Janem Pawłem II! Bierzemy udział w historii, jak przed paroma dniami powiedział jakiś dziennikarz.
***
Powoli do Bazyliki Mariackiej wchodzą goście z kraju i z zagranicy. Nie ma Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, wiadomo – chmura... Ale są przyjaciele: prezydenci Klaus i Saakaszwili, jest pani prezydent Litwy, Dalia Grybauskaite, jest prezydent Miedwiediew; brawa na Rynku dla niego odczytuję jako podziękowanie dla narodu rosyjskiego za serce, z jakim przyjęto polską katastrofę. Ale kiedy na ekranach pojawia się Jarosław Kaczyński z córką Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Rynek ogarnia euforia, brawom nie ma końca, jakby oklaski miały całemu światu zaświadczyć, kto tu w pierwszym rzędzie godzien jest szacunku i współczucia. Tak dzieje się za każdym razem, gdy kamery (jednak wciąż TVN-u) wyławiają twarz Jarosława!
***
Mszę żałobną uświetnia muzyka w wykonaniu Filharmoników Berlińskich i to jest niebo na ziemi, wielki prezent dla zebranych. Rzekłbym: dar sztuki dla historii! Słychać dźwięk jakby to grał solista, a nie kilkadziesiąt par rąk i serc. Lacrimosa z Requiem Mozarta najlepiej wyraża nasz wspólny ból, żałobę tych stu pięćdziesięciu tysięcy przybyszów, którym nikt tu nie kazał stać w skwarze i ścisku.
***
Inwokację kardynała Stanisława Dziwisza, głównego celebransa oraz homilię kardynała Angelo Sodano, przeczytaną przez nuncjusza papieskiego, kardynała Józefa Kowalczyka uzupełniają przemówienia marszałka Bronisława Komorowskiego oraz przewodniczącego NSZZ Solidarność, Andrzej Śniadek. Mowa Komorowskiego jest celna, propaństwowa i podniosła, ale słowa przewodniczącego są czułe, autentyczne i trafiają nas, zgromadzonych, prosto w serce. – Nie ma wolności bez wartości! – oznajmia Andrzeja Śniadka i to jest to, co akceptujemy lawiną braw.
***
Wyprowadzenie zwłok z Bazyliki Mariackiej, kondukt na lawetach armatnich, Grodzką, w stronę Wawelu. Zbliża się Nieodwołalne. Za trumnami rodzina, przyjaciele i grono oficjeli. Już na Wawelu, tuż za Jarosławem Kaczyńskim dostrzegę prezydenta Saakaszwilego.
Cóż, tak wygląda prawdziwa przyjaźń. To przecież On nadał Prezydentowi pośmiertnie przed kilku dniami najwyższe gruzińskie odznaczenie... Bije dzwon Zygmunta, a gdy Para Prezydencka odwiedza Marszałka Piłsudskiego, nad Wisłą rozlega się salut armatni.
Mając do wyboru przeciskanie się w tłoku, zostajemy przed telebimem i aż do złożenia trumien w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów towarzyszymy Naszemu Prezydentowi. Ponad głowami jeden z transparentów ogłasza: „Panie Prezydencie. Zwyciężymy”. Czuję, że zwycięstwo już się dokonało, bo tu i w Warszawie, i w tysiącu polskich miast, naród obronił Prezydenta, ujął się za ośmieszanym majestatem Najjaśniejszej Rzeczpospolitej! Podniósł jego testament, że rację mają zawsze ci, którzy bronią wolności!
***
Przystajemy chwilę na Wiślnej patrząc jak ludzie wracają z Rynku. Gdyby nie świadomość, skąd idą, powiedziałbym na cały głos: WIDZIAŁEM SZCZĘŚLIWYCH POLAKÓW! Widziałem ludzi przepełnionych smutkiem i dumą, zmęczonych, ale pełnych wewnętrznej siły. Widziałem obywateli, którzy przyznali się do swojej Ojczyzny i swojego Państwa. Bez cienia zaciętości, bez słów. Samą swoją obecnością.
***
Dochodzi 19.00. Wycofujemy się Plantami w stronę Wawelu i niemal wpadamy na kardynała Dziwisza, który w asyście dziarsko i na piechotę zmierza do pałacu na Franciszkańskiej. Zwraca się ku nam z podniesioną ręką. Zdjęcie. Starcza czasu na gromkie „Dziękujemy!” z naszej strony. Historia kłania się w pas. Od nielicznych zależą losy wielu, „duch tłumu”, jak to czujnie ujął ktoś w jednej z niezliczonych rozmów w TVP.
***
Autokar pędzi do Raciborza. Wyruszając nie marzyliśmy, że będziemy tak blisko. Ale TU TRZEBA BYŁO BYĆ. Tego dnia! Tak myślą wszyscy rozcierając obolałe nogi. Los dał nam bonus w postaci miejsc w samym sercu wydarzeń. Niezastąpiona „kierowniczka” pielgrzymki, radna Kasia Dutkiewicz, oznajmiła: Koszt wycieczki na jednego pasażera wynosi... jeden uśmiech!!!
Marek Rapnicki
Siedem dni
siedem dni pięknej muzyki
i ożywcza trwoga
i tłum pokutujący na Krakowskim
i ból który rodzi ból który rodzi wyzwolenie
i wieniec triumfalnie odnaleziony i buty
służb specjalnych w lepkiej ziemi
i wiedza która przychodzi poprzez śmierć
i ożywcza trwoga
i tłum pokutujący na Krakowskim
i ból który rodzi ból który rodzi wyzwolenie
i wieniec triumfalnie odnaleziony i buty
służb specjalnych w lepkiej ziemi
i wiedza która przychodzi poprzez śmierć
13 IV 2010
M.R.
M.R.