Drugi nadajnik w centrum wsi (nie)mile widziany
W liczących około 250 mieszkańców Szonowicach ma stanąć drugi maszt telefonii komórkowej. Ludzie bronią się przed tą inwestycją jak mogą. Czy ich argumenty znajdą zrozumienie?
Od 2002 r. w Szonowicach na prywatnej działce stoi maszt Ery. Zanim się tam pojawił, mieszkańcy również protestowali. Inwestycji nie udało się powstrzymać, ale postawiono pewne warunki. – Firma zaproponowała, że będzie wykonywać pomiary pola magnetycznego co trzy lata. Wynegocjowaliśmy, że będą się one odbywać co roku – mówi Teresa Neblik, radna z Szonowic. Niestety, na zapewnieniach się skończyło i nikt z Ery więcej się w Szonowicach nie pojawiał. W 2006 r. mieszkańcy upomnieli się o obiecane pomiary. Te wykonano w 25 punktach na terenie wsi. – Okazało się, że wynik wszędzie jest ten sam. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że firma ma możliwość obniżenia na jakiś czas pola magnetycznego. Dlatego wyniki pomiarów nie były wiarygodne – opowiada radna. Alicja Zaiczek z rady sołeckiej, dodaje, że Era nie spełniła swoich obietnic dotyczących utworzenia strefy buforowej. – Wokół masztu miała powstać oaza zieleni. Tymczasem nie widać tam żadnych drzew, krzewów – mówi Alicja Zaiczek.
Boimy się o zdrowie
Te doświadczenia zapadły mieszkańcom w pamięć i kiedy spółka P4 sp. z o.o. zwróciła się z pismem dotyczącym zgody na budowę stacji bazowej telefonii komórkowej, we wsi zawrzało. – Boimy się, że znowu ustawią sobie wyniki pomiarów jak chcą. Na dzień dzisiejszy nie ma jednoznacznych badań, że takie stacje nie są szkodliwe dla zdrowia ludzi. Może się okazać, że to tak jak z azbestem, kiedyś był tak zachwalany, a dużo później pojawiłysię informacje o tym jak szkodliwy jest dla zdrowia – tłumaczy Teresa Neblik. – Za dużo wokół tej elektroniki – potwierdza Jan Chrubasik, sołtys Szonowic.
Problem masztu poruszano na zebraniu wiejskim w lutym. – Ludzie jednogłośnie opowiedzieli się przeciwko budowie – przekonują radna i sołtys. 17 marca zwołano kolejne zebranie. Uczestniczył w nim właściciel działki, na której stoi maszt, tej samej, na której miałby stanąć kolejny. – Próbowaliśmy go przekonać, żeby zmienił zdanie. Padały głównie argumenty zdrowotne, ludzie po prostu boją się o zdrowie swoje i najbliższych. Nikt nie chce zrobić mu na złość, nikt mu nie zazdrości. Właściciel poprosił o czas do namysłu. Byliśmy już przygotowani na to, aby po zebraniu zrobić imprezę z tej okazji, że zmieni zdanie. Okazało się jednak, że ostatecznie opowiedział się za masztem – mówi z żalem radna.
Nie w centrum wsi!
Decyzji właściciela nie rozumie również sołtys Jan Chrubasik. – To następny maszt między zabudowaniami, nieopodal szkoły i domków jednorodzinnych. Obawiam się o zdrowie i bezpieczeństwo dzieci. Tyle ludzi choruje, nie wiedząc z jakiej przyczyny, może to być spowodowane napromieniowaniem. W ostatnich latach nasiliła się chorowalność mieszkańców, dużo młodzieży krwawi z nosa, rodzą się dzieci z różnymi wadami. Może to przez ten maszt? – zastanawia się sołtys. Dodaje, że 95 % wsi jest przeciwna postawieniu masztu. – Ludzie przeprowadzają się na wieś, bo chcą mieć czyste, zdrowe powietrze, a tu przenosi się nam coś takiego. Mamy takie miejsce, które by się nadawało pod maszt. To Strzybniczek, poza obszarem zabudowanym, gdzie cukrownia kiedyś skupowała buraki. Nie chcą jednak takich odosobnionych miejsc, bo boją się dewastacji – mówi Teresa Neblik. Alicja Zaiczek zwraca uwagę, że gdyby ktoś myślał o gospodarstwie agroturystycznym, to nie ma szans. – Kto będzie tu chciał przyjechać, kiedy we wsi będą dwa maszty? – pyta.
Komórki mają wszyscy
Zarzuty mieszkańców dziwią właściciela działki. Uważa, że nie robi nic złego, a wszystko dzieje się zgodnie z przepisami. – To nie jest szkodliwe, pytałem lekarzy. Inaczej bym się nie zgodził – przekonuje. Potwierdzać ma to pismo z Państwowego Wojewódzkiego Inspektoratu Sanitarnego w Katowicach. Czytamy w nim m.in.: „Na podstawie przedłożonego raportu oddziaływania inwestycji na srodowisko (...) wynika, że projektowana inwestycja nie spowoduje zagrożenia dla środowiska i zdrowia ludzi (...). Właściciel nie zgadza się również z zarzutami, że ludzie we wsi więcej chorują. – Proszę iść do księdza i zapytać czy jest więcej zgonów – denerwuje się. Dodaje, że ludzie szkodzą sobie na wiele innych sposobów, spożywając żywność modyfikowaną genetycznie, czy korzystając zbyt często z komórek. – Każdy teraz na domu ma satelitę. To jest XXI wiek. Racibórz jest naszpikowany nadajnikami. Nawet na dachu szpitala taki jest, na blokach na Ostrogu, na kościołach. U nas na szkole jest nadajnik z internetu. To nieprawda, że większość jest przeciwna budowie masztu, ale trzeba by pytać obiektywnych ludzi. Modzież jest bardzo za tym – przekonuje.
Zbieramy informacje
Alojzy Pieruszka, wójt gminy Rudnik, na razie wstrzymuje się z wydaniem decyzji lokalizacyjnej. – Trudno powiedzieć jak to się zakończy. Póki co jesteśmy w trakcie zbierania materiałów, nie popieramy nikogo, bo za dużo jest niewiadomych. Zbieramy dokumenty, czekamy na odpowiedzi z różnych instytucji. Kiedy będziemy mieć wszystkie informacje, zorganizujemy rozprawę w urzędzie z mieszkańcami i inwestorem i spróbujemy dojść do porozumienia – mówi wójt.
(e.Ż)