Żebym tylko lepiej widziała...
Pani Marta urodziła się 8 września 1919 r. w Gliwicach, ale jej rodzice pochodzili z Kuźni. Wychowała się z trzema braćmi: Ernestem, który zginął w pierwszym dniu wojny, Wilhelmem i Maksymilianem. W 1922 r. jej rodzice przeprowadzili się do Katowic, gdzie pani Marta mieszkała aż do śmierci męża w 2004 r. Pracowała w hucie Batory, Zjednoczeniu Hutnictwa, a następnie w Centrostalu. – Lubiłam tę pracę, dlatego jeszcze po przejściu na emeryturę w wieku 60 lat, przez cztery lata pracowałam na pół etatu – wspomina.
Pani Marta ma dwoje dzieci – córkę Teresę, z którą obecnie mieszka, oraz syna Andrzeja, który przebywa w Stanach. Ma też dwoje wnucząt. – Bozia mi darzy. Nie trzymam żadnej diety, choć powinnam, bo choruję od 40 lat na cukrzycę. Ale ten słodki żywot mi służy, bo na tej jednej chorobie zostało – mówi pogodnie jubilatka.
Żałuje tylko, że z powodu kłopotów ze wzrokiem nie może już haftować swoich ulubionych serwetek. – Kiedyś zrobiłam mnóstwo obrusów, serwetek. Wszystko potem porozdawałam znajomym. Szyłam też dla dzieci, bo w sklepach wtedy nie było tego wszystkiego. Żebym tylko lepiej widziała, to jeszcze najchętniej do pracy bym poszła – zapewnia. Bo pani Marta nie lubi bezczynności. Dopóki siły jej na to pozwalają, chodzi wokół domu i dba, żeby wszystko było jak trzeba. – Zbieram suche, żółte listki, bo chcę, żeby było ładnie, uprzątnięte – wyjaśnia.
(e.Ż)