Polska jest moją ojczyzną
Kiedy Rasmey Nowakowska przychodziła pytać o pracę, wiedziała, że najprawdopodobniej jej nie dostanie. Pracodawcy boją się zatrudniać Azjatów. Niedawno dostała jednak upragnione, polskie obywatelstwo. – Teraz wszystko będzie łatwiejsze – mówi z uśmiechem świeżo upieczona Polka.
Ostatnie lata były dla niej koszmarem. Ciągła walka z urzędnikami i procedurami. Wszystkie dokumenty dawno przestały się mieścić w sporej reklamówce. Mimo iż w Polsce mieszka od piętnastu lat, a jej dzieci chodzą do polskich szkół, otrzymanie obywatelstwa nie było proste.
Rasmey poznała męża Tomasza w Kambodży. Stacjonował tam z wojskami ONZ. Ściągnął ją do Polski i załatwił wszystkie formalności w urzędach. Nowakowscy razem wychowują czwórkę dzieci. Jest ciężko. Tomasz większość czasu spędza poza domem, pracując jako kierowca. Ona chwyta się prac dorywczych. Dotąd, bez obywatelstwa, nie było mowy o stałej posadzie. W połowie stycznia 2006 roku złożyła dokumenty w Kancelarii Prezydenta. Od tego czasu sprawa utknęła w miejscu. – Czekam już ponad dwa lata i nikt nic nie robi. Nasza sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna – mówiła kilka miesięcy temu kobieta.
Kilka tygodni temu do Nowakowskich przyszedł list. Rasmey dostała upragnione, polskie obywatelstwo. I tu nie obyło się bez problemów – okazało się, że dokumenty zostały odesłane w inne miejsce. – Na szczęście namierzyliśmy je i mamy już wszystko za sobą – cieszy się Tomasz.
Jak mówi małżeństwo, gdyby nie pomoc ludzi, ciężko byłoby przeżyć ostatnie lata. – Chciałabym podziękować wszystkim, którzy nam pomagali. Szczególnie rodzicom uczniów ze szkoły mojego dziecka, którzy nie raz okazywali dla nas serce. Pomagali również politycy, między innymi poseł Andrzej Markowiak. Myślę, że teraz już sobie poradzimy. Najważniejsze to znaleźć teraz stałą pracę – mówi mieszkanka Raciborza.
Obywatelstwo to nie jedyne zmartwienie Nowakowskich. Najstarszy syn, Raingsei, przyjechał do Polski za matką. W maju jego karta stałego pobytu straciła ważność. – Nie wyobrażam sobie, abym mogła go stracić. Tak naprawdę nie wiem, do kogo się zwrócić. Po choćby akt urodzenia muszę osobiście się stawiać w Kambodży. Nie ma możliwości dosłania takich dokumentów. Taka podróż jest bardzo droga. Mimo to nie poddam się. Tu mam swoją rodzinę – mówi kobieta.
(acz)