Poznali się w piątek, na piątym schodku
Herbert (76 l.) i Katarzyna (74 l.) Mosyrszowie z Raciborza-Studziennej obchodzą jubileusz pożycia małżeńskiego. Ich wspólne pół wieku uhonorował już Prezydent RP i biskup Alfons Nossol.
Przyszli małżonkowie poznali się 20 lutego 1953 roku. – Pamiętam dokładnie. To był piątek. Wchodzę po schodach na piętro domu towarowego Bolko i widzę piękną dziewczynę. Przedstawiłem się i zaproponowałem, że odprowadzę do domu – mówi Herbert Mosyrsz, który nosił wtedy mundur zawodowego strażaka. To był długi, romantyczny spacer, z Rynku aż na Ocice Górne. – I przy cmentarzu pierwszy raz się pocałowaliśmy – uśmiecha się pani Katarzyna.
Na ślub czekali ponad 3 lata, bo mężczyznę powołano do wojska. – Służyłem daleko, w Pile. Narzeczona mnie odwiedzała – pan Herbert pokazuje zdjęcia z jednostki. Dziewczyna cierpliwie czekała na ukochanego, choć zalotników nie brakowało. – Kręcił się taki jeden wdowiec – wspomina kobieta. Ślub cywilny wzięli 2 listopada, podjeżdżając pod budynek USC bryczką. – Cygan wskoczył nam na tył powozu. Powiedziałem, że przyniesie nam szczęście – podkreśla jubilat. Do kościoła na Ocicach udali się dwa dni później. – To była sobota, bardzo ciepła i słoneczna – przypomina sobie żona. Na weselu bawiło się ponad 80 osób.
On był wytaczaczem w Rafamecie, przez 26 lat. Ona pracowała w szpitalu jako siostra-instrumentariuszka. – Na sali operacyjnej, do późnej nocy musiała być. Za ofiarna do tej roboty się okazała – twierdzi pan Herbert. Później kobieta się rozchorowała, mąż przeszedł na rentę i opiekuje się małżonką do dziś.
– Podobał mi się zawsze i cenię go za uczciwość – wychwala mężczyznę swego życia pani Katarzyna. – Żadna inksza – krótko stwierdza mąż. Twierdzą, że „razem wszystko idzie zrobić”. Dochowali się dwóch córek – Weroniki, mieszkającej w Raciborzu, i Marii, która wyjechała do Niemiec. Mają 3 wnuczki – Małgorzatę (23 l.), Annę (20 l.) i Angelikę (23 l.). Co ciekawe, dwie dziewczyny urodziły się w tym samym dniu. – Są bliźniaczkami, tyle że z innych matek – śmieją się dziadkowie.
Mariusz Weidner