Termin przesunięty
Zgodnie z założeniami sprzedawcy mieli 8 marca przenieść się do wyznaczonych boksów i od tego dnia handlować już tylko tam. Problem w tym, że te nie były jeszcze do tego przystosowane.
Choć formalnie modernizacja została zakończona, kupcy musieli jeszcze we własnym zakresie dostosować stanowiska w środku. Nie zdążyli tego zrobić w wyznaczonym czasie. Nie wyobrażali sobie, że w takich warunkach mogliby trzymać towar a klienci robić zakupy. Obawiali się, że jeżeli się jednak nie przeniosą, straż miejska może ich ukarać za handel na dotychczas zajmowanym miejscu.
Dwa dni przed upływem terminu, 6 marca, kilka osób w imieniu handlujących spotkało się w tej sprawie z wiceprezydentem Wojciechem Krzyżekiem. Chcieli też jeszcze raz poruszyć kwestię zbyt wysokich, ich zdaniem, opłat za stanowiska. – 1,6 tys. zł za 12-metrowe stanowisko to bardzo dużo. Chcielibyśmy wiedzieć, na jakiej zasadzie zostało to ustalone – mówi Michał Zielonka, jeden z handlujących na targu. Podkreśla, że do prezydenta przyszedł w imieniu osób nie zrzeszonych w „Kupcu Śląskim”, który do tej pory prowadził rozmowy z urzędnikami. – Wiceprezydent przyznał, że nie wiedział o trwających jeszcze pracach i rozpatrzy przesunięcie terminu wprowadzenia się na stoiska. Obiecał też utworzenie trzech dodatkowych miejsc na sprzedaż papierosów, które nie zostały nigdzie uwzględnione. Nie porozumieliśmy się sprawie kosztów. Wiceprezydent stwierdził, że jest wielu chętnych na stoiska, więc jeżeli my z nich zrezygnujemy, to znajdą się inni – relacjonuje po spotkaniu z Wojciechem Krzyżekiem. – Jeżeli nie będę w stanie tego straganu utrzymać, to stracę miejsce pracy. Będę musiał wyjechać z Raciborza, jak większość moich znajomych. A co z innymi, starszymi ludźmi? – zastanawia się.
Wiceprezydent przychylił się do prośby handlujących, także stowarzyszenia „Kupiec Śląski” i przesunął termin o kolejny tydzień.
Prezydencki szantaż
Choć handlujący zaprosili mnie do udziału w spotkaniu z wiceprezydentem, ten dwukrotnie zabronił mi wstępu do swojego gabinetu. Dostępu do W. Krzyżeka broniła także sekretarka, która własną piersią zasłaniała drzwi do jego pokoju. Fragment rozmowy w gabinecie:
W. Krzyżek: To jest przyjęcie stron (...). Ale ja sobie nie życzę, żeby pani redaktor brała udział...
A. Dik: Ale to jest sprawa publiczna.
W.K.: (...)To dziękuję państwu.
Handlujący: Nie, nie...
A.D.: To jest szantaż.
W.K.: Jak szantaż?!
Michał zielonka - Chcemy walczyć o godne warunki pracy
Aleksandra Dik