Po śląsku o życiu
Wcześniej już dwukrotnie brała udział w konkursach „Ślązak Roku” w Katowicach. W 2005 r. – zaprezentowała opowieść o zaścierze – fartuchu swojej ciotki, rok później – wspominała, jak się na pielgrzymki jeździło na Kalwaryję (Górę św. Anny). Zdobyła wyróżnienie oraz nagrodę – opiekę do końca życia w Śląskim Centrum Chorób Serca. Wszystkie jej opowiadania powstają na podstawie osobistych wspomnień, doświadczenia zdobytego w ciągu 50 lat życia.
Mieszka od urodzenia przy ul. Mariańskiej. Jej rodzice mieli gospodarstwo. Zawsze było dużo roboty. Zimy były wtedy srogie, mroźnej z dużą ilością śniegu. Życie domowe skupiało się w kuchni. Szkubało się pierze, wyłuskiwało fasolę i robiło świniobicie. Nie było wtedy telewizorów, zostawało więcej czasu na rozmowy i kontakty sąsiedzkie. – Wracam myślą do tych lat, ale czy chciałabym przeżyć to raz jeszcze? Chyba nie... Było ciężko – wszystko robiło się ręcznie – prało, piekło chleb, ubijało masło, młóciło cepami, trzeba było zadbać o bydło, którego było pełno w oborze. W domu mówiliśmy gwarą, dlatego pamiętam te słowa i tak dobrze mi to idzie. Do tego typu konkursów zgłasza się coraz mniej ludzi. Starzy już poumierali, a młodzi nie potrafią mówić czystą gwarą – wyjaśnia Teresa Gacka. Myśli już o tegorocznym konkursie w Katowicach. Tym razem chciałaby opowiedzieć o śląskim kołoczu.
E.H.