Kto pierwszy, ten lepszy?
Staropolski czasownik „chowanie” znaczył coś więcej, niż tylko wykreowanie laureatów centralnych etapów olimpiad przedmiotowych, których w dawnych czasach z wiadomych powodów nie przeprowadzano. Dziś ilość finalistów to kryterium najwyższe w podobnych plebiscytach. Nikt przecież nie organizuje konkursów na szkołę najlepiej rozwiązującą problemy środowiskowe, wychowującą ludzi dobrych i wrażliwych... Liczy się tylko wąski zakres funkcji edukacyjnej, jednej z wielu realizowanych w szkołach. Dlaczego wąski? Bo sprowadza się do rzekomych sukcesów w pracy z uczniem zdolnym; używając nudnawej retoryki, biegle stosowanej przez tzw. specjalistów od oświaty. A co z resztą?
Zapytajmy kim jest uczeń zdolny, i jaki udział w jego sukcesach ma szkoła? To wybitna jednostka mająca szczególne predyspozycje do wąskiej zazwyczaj dziedziny wiedzy, niekoniecznie będąca orłem z innych przedmiotów. Pasjonat, samorodek występujący nieregularnie w przyrodzie, który w domowym zaciszu spędza czas na wertowaniu opasłych akademickich woluminów. Nikt chyba nie wierzy w to, że jakakolwiek szkoła jest w stanie z szaraczka zrobić laureata Nagrody Nobla. Cóż, może jedynie nie przeszkadzać. Ale to i tak ideał często nieosiągalny, bo przecież to, że Jasiu jest zdolny z historii nie znaczy, że nie musi ćwiczyć na „wuefie”.
A gdzie mozolne wyciąganie za uszy, pielęgnowanie estetycznych gustów, gdzie pomoc w wychodzeniu z domowych piekieł i młodzieńczych depresji...? Ustawodawca i te zadania kładzie na barki współczesnej oświaty. Jakimi kryteriami mierzyć zatem pracę współczesnej szkoły? Wyniki egzaminów nie są miarodajne, bo nie oddają postępów w nauce, a jedynie jej finał.
Rankingi szkół to sposób na kreowanie zafałszowanej rzeczywistości. Taki zbiorowy, instytucjonalny wyścig szczurów, nierzadko za wszelką cenę i po trupach. Oto ideał nowoczesnego wychowania. Zapytajmy, co w życiu przeciętnego ucznia lub wybitnego profesora zmienia wysokie miejsce w plebiscycie lub przyznanie innego wyróżnienia? Odpowiem: nic. Nawet nagrody i dyplomy w złotych ramkach z logo Szkoły z klasą, Interklasą czy bleble-klasą niekoniecznie dodają uroku szkolnym korytarzom. Łechcą jedynie dyrektorską próżność, która aż się rwie, by kolejny raz wypiąć pierś do odznaczeń. A pedagodzy? Cóż, jak co dzień, niosą w tornistrach do pracy przysłowiowy kaganek, odliczając skrycie dni do kolejnej wypłaty.
Robert Myśliwy - jest radnym miejskim, nauczycielem wiedzy o społeczeństwie w I LO im. Jana Kasprowicza