Problemy z pośrednikiem
Zaczęło się od tego, że firma zalegała pracownikowi z wypłatą ok. 800 euro. Ten jednak odkrył, że pośrednik nie opłacał mu ubezpieczenia zdrowotnego, choć pieniądze potrącne miał z każdej przepracowanej godziny.
Pan Damian (nazwisko do wiadomości redakcji) wielokrotnie wyjeżdżał do pracy za granicę. Ze znalezieniem zatrudnienia nie miał kłopotów, ponieważ posiada podwójne obywatelstwo. Do tego zna język niemiecki i holenderski. Przyznaje, że już wcześniej zdarzały mu się problemy z pośrednikami, którzy zwlekali z wypłaceniem zarobionych pieniędzy. Jednak dopiero teraz, jak twierdzi, odkrył tyle nieprawidłowości. O swoje prawa zamierza walczyć nawet w sądzie.
Pozostały rachunki
Za pośrednictwem firmy PRAN wyjechał do Holandii. Jeszcze w Polsce podpisał przedwstępną umowę, która gwarantowała mu półroczny kontrakt. Pracował 6 tygodni. Zatrudniony był m.in. jako kierowca. Samochód, którym rozwoził ludzi do pracy, tankował z własnych pieniędzy. Nie odzyskał ich do tej pory. Na szczęście zachował wszystkie paragony. Oprócz tego pośrednik nie wypłacił mu zaległych pieniędzy za przepracowane godziny. W sumie, razem z rachunkami za paliwo, nazbierało się około 800 euro. – Przez całe 6 tygodni miałem co robić. Z holenderskim pracowdawcą nie ma problemów, tylko z pośrednikiem – mówi Damian. Nie chce podać swojego nazwiska. Wraz z rodziną żyje z pracy za granicą. Obawia się, że gdyby się ujawnił, więcej na zarobek by już nie pojechał.
Gdzie te pieniądze?
Przez przypadek wyszło na jaw to, co kompletnie go zaskoczyło. Okazało się, że nie ma opłaconego ubezpieczenia zdrowotnego, choć pośrednik potrącał mu za nie z wypłaty. Dowiedział się o tym w holenderskim szpitalu, do którego trafił z rozbitą głową. Został opatrzony na swój koszt. Teraz czeka na rachunek, który pewnie lada chwila przyjdzie pocztą. Do tego, jak się okazało, nie był zameldowany, nawet tymczasowo, w hotelu, w którym mieszkał.
Kolejny szok przeżył w holenderskim urzędzie pracy, gdzie zwrócił się o zaświadczenie o zatrudnieniu. Tu dowiedział się, że... nie był zatrudniony. – Figurowałem w rejestrze jako pracownik legalnie zatrudniany w innych firmach, w poprzednich latach, ale nie tym razem – twierdzi mężczyzna. Wynika z tego, że pracował na czarno. Jednak oficjalnie z jego pensji, którą przekazywał mu pośrednik, potrącany był podatek. Średnio pracownicy, wysyłani do Holandii przez PRAN mogli zarobić ok 8 euro brutto na godz. Na rękę dostawali o wiele mniej, nawet ok. 3 - 4 euro. Reszta oficjalnie szła na m.in. ubezpieczenie zdrowotne, które w przypadku pana Damiana, opłacane nie było. Gdzie więc podziały się pieniądze? Sprawdzić mają to oficjalne holenderskie instytucje, którym zgłosił problem. O pomoc zwrócił się do tamtejszego sądu pracy i skarbówki.
Pośrednik zaprzecza
– Pan Damian podczas pobytu w Holandii trafił do aresztu za bójkę z nożem w ręku. Dopuścił się rękoczynów i dewastacji hotelowego mienia – twierdzi Robert Bos, szef oddziałów firmy PRAN na terenie Polski, do którego odesłały nas pracownice raciborskiego biura. Jest Holendrem, ale bardzo dobrze mówi po polsku. Gdy tylko pada nazwisko pana Damiana, od razu wie, o kogo chodzi. Potwierdza, że pracownik nie otrzymał wszystkich pieniędzy. Jednak z tego, co mówi Holender wynika, że to raciborzanin winien jest ponad 1 tys. euro za zniszczenia w hotelu, w którym mieszkał. Wypłata została mu wstrzymana ze względu na bójkę, w jakiej brał udział i szkody materialne, wyrządzone przez niego w jej trakcie.
– Dziwi mnie, że jeszcze poszedł na skargę do gazety. To jego zachowanie było karygodne – twierdzi Robert Bos. Nie odpowiedział nam jednak pytanie, dlaczego pan Damian nie miał opłacanej składki na ubezpieczenie zdrowotne i czy był zatrudniony legalnie.
Pracownik potwierdza
– Zostałem zaatakowany w hotelu przez grupę pijanych Polaków. Stało się to na stołówce, gdy robiłem sobie jedzenie. Broniłem się tym, co miałam pod ręką, czyli nożem do smarowania masła. Miałem rozbitą głowę i policja zawiozła mnie do szpitala. Wtedy właśnie okazało się, że nie mam ubezpieczenia ani meldunku. Zostałem zatrzymany do wyjaśnienia jako obcokrajowiec, podobnie jak pozostali, którzy mnie napadli – odpowiada na to pan Damian. Twierdzi, że jedynym poszkodowanym w bójce był on sam. – I co to ma wspólnego z moją wypłatą? Jeżeli już, to właściciel hotelu powinien ode mnie dochodzić pokrycia kosztów, o ile udowodni, że to moja wina, a nie od pośrednika w pracy. Od czegoś takiego jest sąd a nie oni – twierdzi. To, że pracownicy nie mają opłacanej składki zdrowotnej, choć pośrednik oficjalnie to gwarantuje i potrąca na to pieniądze, potwierdza ojciec pana Damiana. Będąc w Holandii, złamał sobie rękę. U lekarza okazało się, że nie ma ubezpieczenia. Mężczyzna nie miał pieniędzy na prywatną wizytę. Ze złamaną ręką wrócił do Polski. Ponieważ jednak mężczyźni do pracy za granicę wyjeżdżają osobno, ojcie nie miał okazji, by ostrzec syna przed pośrednikiem.
Pan Damian przynaje, że coraz trudniej jest o uczciwego pośrednika pracy w Holandii. Tym wszystkim, którzy przebywają za granicą i czują się pokrzywdzeni radzi, by udali się do holenderskiego urzędu pracy. Tam powinni uzyskać wszelką pomoc i skierowanie do instytucji, które zajmują się dochodzeniem praw pracowników, także obcokrajowców.
A. Dik