Drzwi do niezgody
„Wolnoć Tomku w swoim domku”, ale w piwnicy już niekoniecznie. Przekonał się o tym Edward Szczygielski. Drzwi, które zamontował sobie w piwnicy, podzieliły mieszkańców bloku przy ul. Drzymały. Mężczyzna tłumaczy, że w ten sposób chciał ochronić się przed złodziejami. Tymczasem inni uważają, że owszem, prawo do własności i jej ochrony jest święte, o ile dotyczy własności wspólnej.
Piwniczne drzwi podzieliły mieszkańców bloku przy ul. Drzymały. Jedni traktują je jako dodatkowe zabezpieczenie przed złodziejami. Dla innych stanowią ograniczenie ich prawa do korzystania z części wspólnej lokalu.
Edward Szczygielski nie może pogodzić się z decyzją zarządu wspólnoty, który zadecydował o zdemontowaniu dodatkowych drzwi w piwnicy. Kilka lat temu zwrócił się do administratora budynku, którym wówczas była spółka PKP, o możliwość założenia ich na jednym z odgałęzień korytarza w piwnicy, gdzie znajdowało się jego pomieszczenie. Drzwi miały stanowić dodatkowe zabezpieczenie przed grasującymi wówczas złodziejami. Zgodę taką otrzymał. W ten sposób w oddzielonej przez drzwi części znalazły się piwnice jeszcze czterech lokatorów, którzy zgodzili się na takie rozwiązanie i podzielili między sobą koszty i zamontowania. Jeden z kluczy przekazali raciborskiej administracji bloku.
Pomysł spodobał się też innym mieszkańcom, którzy mają piwnice po drugiej stronie korytarza. Chcieli nawet, żebym im też takie wstawił – twierdzi Edward Szczygielski. Jakież było jego zdziwienie, gdy któregoś dnia wszedł do piwnicy i zobaczył zdemontowane drzwi oparte o ścianę. Dowiedział się, że taką decyzję podjął zarząd wspólnoty mieszkaniowej. Chciał wiedzieć, dlaczego? W odpowiedzi otrzymał wyjaśnienie od zarządu, że „zajmowana część korytarza piwnicznego nie była uregulowana prawnie” oraz zmiana użytkowania części wspólnej nieruchomości wymaga zgody wspólnoty mieszkaniowej. Na przestrzeni lat zmienił się bowiem zarządca budynku na utworzoną przez mieszkańców wspólnotę.
Taka argumentacja zaskoczyła pana Edwarda. Przecież już otrzymałem na te drzwi zgodę. Czy to oznacza, że wszystkie decyzje, podjęte zanim powstała wspólnota będą kwestionowane? - dziwi się E. Szczygielski. Miejsce za drzwiami wcale nie służyło nam jako dodatkowe pomieszczenie. Nie ma tam żadnych zaworów gazu czy innych instalacji, do których dostęp byłby utrudniony. Po prostu były dodatkowym zabezpieczenimem – zapewnia. Źle, że je ściągnęli – potwierdza Jan Mazur, którego piwnica znalazła się w odgrodzonej części korytarza. Mnie te drzwi nie przeszkadzały. Nie odbieram tego, jako zajmowanie części wspólnej korytarzach– twierdzi Edward Wiśniewski. Przyznaje, że nie miałby nic przeciwko takiemu zabezpieczeniu także swojej piwnicy, która mieści się po drugiej stronie korytarza.
Innego zdania jest Jan Dzimiera, konserwator i gospodarz klatki. Przyznaje, że to on, na polecenie zarządu wspólnoty zdemontował drzwi. To jest część wspólna budynku. Nie może być żadnych wyjątków, bo jak się zgodzimy w jednym przypadku, to każdy porobi sobie jakieś pomieszczenia w ogólnie dostępnych miejscach i zagrodzi wstęp innym lokatorom – twierdzi mężczyzna.
Ja też się na to nie zgadzam. Mam prawo chodzić po całym korytarzu i mieć do niego dostęp. To nie jest prywatne miejsce – Anna Kowalczyk podziela zdanie gospodarza klatki i popiera decyzję zarządu wspólnoty.
Razem z panem Edwardem idziemy na spotkanie z prezesem zarządu i jego zastępcą, by wyjaśnić sprawę spornych drzwi. Mężczyźni zastrzegli, że nie życzą sobie podawania w gazecie ich nazwisk. Sprawiają wrażenie bardzo zdenerwowanych wizytą E. Szczygielskiego w towarzystwie dziennikarza. Dlaczego nie przyszedłeś do nas po zgodę? Przyniósłbyś pismo, rozpatrzylibyśmy je – stara się wyjaśnić jeden z mężczyzn. Nie wiedziałem, że muszę przychodzić z czymś, co zostało już załatwione kilka lat temu – odpowiada E. Szczygielski. Zabudujesz to i co? Wszystko chcesz mieć gratis? Za to się płaci. To zajęcie części wspólnej budynku - bulwersuje się mężczyzna, którego pan Edward przedstawił jako prezesa. Was jest tam pięciu, a członków wspólnoty 61. Wszyscy muszą wyrazić na to zgodę – mówi jego zastępca. I co, 61 właścicieli będzie mi po piwnicy chodzić? – pan Edward nie daje za wygraną. Prezes przez całą rozmowę siedzi za biurkiem. Nerwowo otwiera i zamyka jakąś szufladę, pstryka długopisem, rzuca go na biurko, ponownie bierze do ręki i znowu nim rzuca. Jego zastępca próbuje rozładować atmosferę. Nie możemy o to toczyć wojny – mówi. Ta rozmowa jest skończona! To nie jest sprawa tej pani, bo nie jest członkiem wspólnoty. To nasza dobra wola, że w ogóle pani tu jest! - denerwuje się prezes.
Bardziej rozmowny jest jego zastępca. Zapewnia, że same drzwi nie są tu problemem. Po prostu, za odgrodzony w ten sposób metraż jego użytkownicy powinni zapłacić. Koszty eksploatacji wynosiłyby raptem kilka złotych miesięcznie. Uzyskane za to pieniądze przeznaczone zostałyby na potrzeby wspólnoty. Pan Edward zapewnia, że jeżeli zostanie jednoznacznie wykazane, że to on nie ma racji, podporządkuje się decyzji wspólnoty.
A. Dik